MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poeta z workiem

Redakcja
Mówi się, że ktoś walczył i wygrał z chorobą. Często jednak zapominamy, że po walce, nawet zwycięskiej, pozostają ciężkie rany. Lucjan Stanisław Poczęsny (dla znajomych Lutek) jest poetą. Choć można zacząć inaczej. Absolwent państwowej szkoły budowlanej w Bytomiu, a potem student budownictwa lądowego na Politechnice Krakowskiej. Albo jeszcze inaczej. Od listopada 1998 roku walczy z rakiem i jak na razie mu się udaje. Od grudnia 1998 roku jest "stomikiem".

   Kiedy przychodzi do naszej redakcji, zawsze jest uśmiechnięty, ma dziesiątki nowych pomysłów, łaknie wszelkich nowości. Koszula w paski, kamizelka, teczka pełna papierów i książek. Na nogach stare trampki.
   Ale po kolei. Urodził się w 1949 roku w Bolesławiu, jego ojciec był posłem na Sejm. Lucjan studiował wieczorowo na Politechnice Krakowskiej i pracował w Rejonie Eksploatacji Dróg Publicznych w Olkuszu. Studiów co prawda nie skończył, ale równolegle trzy lata zgłębiał ekonomikę budownictwa na krakowskiej Akademii Ekonomicznej. Wtedy zaangażował się w działalność Związku Młodzieży Wiejskiej. Był nawet przewodniczącym Zespołu Drogownictwa Zarządu Głównego młodych ludowców. Napisał wówczas pierwszą swoją książkę: "Budowa, utrzymanie i naprawa dróg gruntowych".
   - Jaki mam zawód? - zastanawia się Poczęsny - Drogowiec, budowlaniec, rzeczoznawca majątkowy i doradca inwestycyjny. Na zlecenie ministerstwa byłem w zespole wyceniającym duże przedsiębiorstwa. W spółce Europex było ze dwudziestu profesorów i ja. Niedokończony magister - śmieje się.
   Lutek zawsze angażował się w szalone pomysły. W latach 70. wyjechał do Paryża i był kreślarzem przy wielkim projekcie budowy stadionu olimpijskiego w Montrealu.
   - Za zarobione pieniądze kupiłem sobie niebieskiego fiata 125 p - wspomina. W 1974 uzyskał uprawnienia budowlane i architektoniczne. Projektował drogi, ośrodki zdrowia, biblioteki, stadion w Sułkowicach i szkołę w Krzykawie.
   - Teraz, kiedy dopadła mnie choroba, sprawuję nadzór nad budowami piwnic grobowych na cmentarzu Rakowickim. Jedna, którą zaprojektowałem, miała dziesięć kondygnacji - chwali się.
Z workiem, ale życie
   Była jesień 1998 roku. - Miałem problemy gastryczne, często musiałem chodzić do toalety. Najpierw lekarze sądzili, że to zatrucie, ale kiedy nie mijało, skierowali mnie na badania histopatologiczne. Dokładnie 1 listopada dowiedziałem się, że mam raka, który szybko rośnie i konieczna jest operacja. Świat się dla mnie zawalił - wspomina.
   Trafił do krakowskiej kliniki. Jak mówi, z nerwów spał wtedy godzinę na dobę. Nocą rozmawiał dużo z doktorem Antonim Czupryną. - Trafiło do mnie, że jeśli nie zdecyduję się na operację, to mam przed sobą trzy miesiące życia. Wtedy zrozumiałem, że bez względu na wszystko - trzeba żyć.
   Pierwsza operacja 11 grudnia 1998 roku trwała osiem godzin. Potem kolejne operacje. Chemioterapia.
   - Jak mnie otworzyli, to okazało się, że mam jeszcze nowotwór prostaty i jelita cienkiego. Mam wycięte pół jelita grubego. Byłem już po drugiej stronie. - wspomina. Od tego czasu jest stomikiem.
   Jak mówią naukowe definicje, "stomia jest to połączenie światła jelita grubego (kolostomia), cienkiego (ileostomia) lub moczowodu (urostomia) ze skórą. Wykonuje się je najczęściej w przypadku nowotworu jelita grubego (okrężnicy, odbytnicy) lub moczowodu, przewlekłych zapaleń jelita grubego lub w następstwie urazów okrężnicy lub odbytnicy. Wykonanie stomii w połączeniu ze stosowaniem odpowiedniego sprzętu, umożliwia pacjentom bezpieczeństwo i normalne życie."
   - To nie jest takie proste. Cały czas masz przy sobie worek gówna. Choć jestem stomikiem już prawie siódmy rok, kiedy zmieniam worek - chce mi się rzygać. Do tego nie można się przyzwyczaić. To nie jest normalne życie. Ale jednak życie - mówi smutno Poczęsny.
   Chwilę milczymy. Lutek nerwowo zgina w palcach spinacz biurowy, z którego po chwili powstaje kłębek drutu. - Zawsze lubiłem być wśród ludzi, pracować w zespole. Teraz się z tego wycofałem. Część znajomych się ode mnie odsunęła. "Co tu tak śmierdzi" - mówili patrząc na mnie. Miałem problemy z alkoholem. Wydawało mi się, że tak będzie mi łatwiej to znieść - mówi po chwili.
   Trzy lata po operacji rozpadło się jego małżeństwo. Całe szczęście - poza wódką i samotnością miał jeszcze poezję.
Sen kasztanowej
dziewczyny
   "Bo gdy przyjdzie czas darowany mi z wczorajszego dnia radość będę niósł jak świt u skowronka" napisał w jednym z wierszy. Pisze je od zawsze. Taki sposób na życie. Ma na swoim koncie kilka autorskich tomików, publikacje w wielu czasopismach, udział w konkursach i działalność w klubie literackim w olkuskim MOK-u, klubie pracy twórczej w Bolesławiu oraz klubie artystyczno-literackim w Krakowie. Łącznie jego dorobek obejmuje ponad 30 publikacji książkowych, nie licząc 5 tys. publikacji w kilkudziesięciu czasopismach. Przez pewien czas parał się dziennikarstwem wydając w Olkuszu miesięcznik "Adress".
   - Dawniej miałem normę. Dwa wiersze dziennie. Teraz piszę dużo mniej. Czasami mnie nachodzi, siadam i piszę. Myślę, że teraz moje wiersze są bardziej refleksyjne. Smutne. Nie mogę spać. Śpię po 2 - 3 godziny. W nocy oglądam telewizję. Jak się skończy program - słucham radia. Staram się czytać, czasami pisać. Czy napisałem wiersz o swojej chorobie? Nie. Jeszcze do tego nie dojrzałem - mówi.
   Ma cztery zaczęte książki. Tomik "Nastrój wyczekiwania", w którym chce opublikować 160 nowych wierszy, książkę "Zapasy z rakiem", "Oszczędzam, bo wiem ile to kosztuje", czyli poradnik ekonomiczny oraz "Śladami Marii Płonowskiej". Kiedy je skończy? Nie wiadomo. Ostatnio pochłonęła go inna działalność.
Stomia nie wybiera
   Dane statystyczne są przerażające. Rak jelita grubego jest drugą pod względem śmiertelności chorobą nowotworową w Polsce: po raku piersi (u kobiet) i raku płuc (u mężczyzn). Spośród 45 badanych krajów, największa umieralność na raka jelita grubego u mężczyzn i kobiet występuje w Czechach i na Węgrzech. Polska plasuje się na 22 miejscu owej statystyki. Niestety, w innej kategorii wypadamy już znacznie gorzej. Nasz kraj znajduje się bowiem na ostatnim miejscu wśród państw Unii Europejskiej, biorąc pod uwagę liczbę przeżyć na raka jelita grubego. Szansa statystycznego Kowalskiego na wyleczenie wynosi 25 proc., natomiast średnia unijna to 50 proc. Największą liczbę przeżyć notuje się w Austrii, Finlandii i Holandii.
   Początki ruchu stomijnego przypadły na lata 50., kiedy w USA oraz w Danii ludzie, którym przyszło żyć ze stomią, zaczęli spotykać się ze sobą i tworzyć grupy, mające na celu wzajemne wspieranie się w nowej sytuacji życiowej.
   Prekursorem ruchu w Polsce był prof. dr hab. Roman Góral, który przez 13 lat kierował Kliniką Chirurgii Ogólnej i Gastroenterologicznej Akademii Medycznej w Poznaniu. Operował wielu chorych i wiedział, że dobrze przeprowadzona operacja to początek drogi i że ludziom potrzebna jest potem dalsza pomoc. W marcu 1979 roku z inicjatywy profesora Górala zaczęli spotykać się ludzie żyjący z stomią oraz lekarze. Pierwsze spotkania pokazały ogrom problemów, z jakimi muszą borykać się pacjenci. Najgorszy był brak sprzętu. Drugim problemem był niedosyt informacyjny.
   W grudniu 1987 roku powstało stowarzyszenie "Pol Ilko". - Jestem jego członkiem. Spotykamy się dwa razy do roku na zjazdach. Poza tym, jako wolontariusz spotykam się z ludźmi, których czeka operacja. Mówię im, jak to jest. Doradzam. Przekonuję, że trzeba żyć za wszelką cenę. Stomia nie wybiera. Pamiętam śliczną, może 17-letnią dziewczynę. Stomikiem jest Jasiu z Bytomia, docent politologii na Uniwersytecie Śląskim. Stomikami są znani aktorzy, jak choćby Jan Kobuszewski, czy politycy, choć niechętnie się do tego przyznają - opowiada Poczęsny.
Prezydent i Burda
   W 2001 roku w wieku 33 lat zmarł na raka jelita grubego Felix Burda - syn prof. Christy Maar i znanego niemieckiego wydawcy Huberta Burdy. Jego rodzice założyli fundację, którą nazwali imieniem syna. Postanowili walczyć z rakiem jelita grubego w sposób niekonwencjonalny. Od kiedy grupa niemieckich onkologów i gastrologów oraz Fundacja Felixa Burdy działają w kierunku wczesnego wykrycia raka jelita grubego, niemal 350 tys. Niemców zdecydowało się poddać przeglądowi swojego jelita, czyli kolonoskopii, bądź badaniu na obecność utajonej krwi w stolcu.
   Niekonwencjonalność to jeden ze sposobów na walkę z rakiem. Susan Stahnke, która pozwoliła przed trzema laty przeprowadzić na własnym jelicie badanie endoskopowe "na żywo", dostała kilka tysięcy euro nagrody od Fundacji Felixa Burdy za szczególne zaangażowanie w walkę z rakiem jelita grubego. Łącznie Fundacja rozdała nagrody za 10 tys. euro. - Jesteśmy przekonani, że humor jest ważnym środkiem, aby uwolnić ludzi od strachu i zmobilizować do profilaktyki - powiedziała w jednym z wywiadów Prezes Fundacji Christa Maar.
   Obecnie Fundacja Felixa Burdy jest wspierana przez prawie dwustu znanych ludzi niemieckiej polityki, sportu i mediów. W tegorocznej kampanii wziął udział np. Michael Schumacher - wielokrotny mistrz Formuły 1, Thomas Anders (wokalista duetu Modern Talking), czy himalaista Reinhold Messner. Każdego roku w całych Niemczech diagnozowanych jest ok. 57 tys. nowych przypadków. Dzięki badaniu jelita grubego można stwierdzić raka jelita i go usunąć. Szczególnie ważne jest, aby kolonoskopii poddawali się ludzie w wieku od 50 lat, którzy mają wśród krewnych osoby chorujące na nowotwór.
   Nawet zapracowany prezydent USA George Bush znalazł czas na kolonoskopię. Podczas badania wykryto w jego jelitach rakotwórcze polipy. Bush nie jest jedynym prezydentem USA, który publicznie informuje naród o poddawaniu się badaniom profilaktycznym. W 1985 roku prezydent Ronald Reagan miał operację usunięcia rakotwórczych narośli w jelicie grubym, a rok później podczas kolejnego zabiegu usunięto mu polipy.
A u nas cisza
   O ile sporo mówi się w mediach o "amazonkach", to o ludziach ze stomią jest cicho. Poza towarzystwem "Pol - ilko" dużo dobrej roboty wykonują firmy produkujące osprzęt dla stomików. Dla przykładu firma "ConvaTec" od wielu lat organizuje dla stomików imprezy pod hasłem "Spotkajmy się. - Ich celem jest przede wszystkim edukacja. Na spotkania zapraszamy specjalistów z różnych dziedzin medycyny i życia (chirurgów, dietetyków, psychologów, czy rehabilitantów), a także pielęgniarki. Umożliwiamy pacjentom kontakt z najlepszymi specjalistami w Polsce (często wręcz niemożliwy w normalnych warunkach). W pierwszym roku spotkań skoncentrowaliśmy się na podstawowych zagadnieniach, jak pielęgnacja stomii, radzenie sobie z powikłaniami, czy powrót do normalnej aktywności życiowej. Obecnie pogłębiamy i uszczegóławiamy te tematy. Zajmowaliśmy się dietą oraz zaprosiliśmy pacjentów w plener, aby namówić ich do ćwiczeń i nauczyć ich prawidłowego wykonywania. Spotkania, oczywiście, pełnią rolę integracyjną. Pozwalają spotkać się osobom raczej zamkniętym ze swoim trudnym problemem (trzeba pamiętać, że stomia dotyczy bardzo intymnej sfery życia). Tutaj nie ma "innych". Wszyscy albo mają stomię, albo się opiekują stomikiem, albo pracują na rzecz stomików - odpowiedział nam rzecznik prasowy firmy "ConvaTec", która wydaje także czasopismo "Nasza Troska", magazyn dla pacjentów ze stomią dystrybuowany do wszystkich stomików. Połowa nakładu wysyłana jest do prenumeratorów, reszta rozsyłana do poradni stomijnych, szpitali i sklepów medycznych.
   - Miałem od nich zaproszenie na rejs jachtem po Bałtyku. Niestety, nic z tego nie wyszło - wzdycha Lutek. - Jakie mam plany na przyszłość? Dokończyć garaż. Wydać tomik wierszy. Żyć.
Jacek Sypień

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski