Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityczne figle-migle, czyli meandry ordynacji proporcjonalnej

Redakcja
Jaka ordynacja, taka demokracja

ANTONI Z. KAMIŃSKI\*

Rząd Donalda Tuska, a wraz z nim Platforma Obywatelska i jej wyborcy znaleźli się w obliczu problemów, jakie stworzył zaprojektowany w Konstytucji RP z 1997 roku ustrój. Rząd ten może rządzić, ale nie może zrealizować żadnej ze swoich najważniejszych obietnic wyborczych: zmiany ordynacji wyborczej, bo do tego potrzeba większości konstytucyjnej w Sejmie, a tej nie uzyska. PO nie ma poparcia koalicjanta dla podatku liniowego; jedynie w kwestii bonów edukacyjnych może na takowe liczyć. Na dodatek PO obiecywała cud gospodarczy. Racjonalizacja ustroju gospodarki i poprawa klimatu wokół przedsiębiorczości należały do głównych powodów, dla których część elektoratu zdecydowała się głosować na Platformę. Tymczasem Ministerstwo Gospodarki objął Waldemar Pawlak, przedstawiciel partii, która z pewnym trudem przekroczyła próg wyborczy, reprezentuje środowisko wiejskie, a w przeszłości miała większe zasługi w przekrętach gospodarczych niż w racjonalizacji systemu gospodarczego. Jak to się dzieje, że mała partia uniemożliwia partii największej realizację jej obietnic wyborczych, w istocie narzucając rządowi swój program, który znalazł poparcie zaledwie kilku procent wyborców?
Ordynacja wyborcza oparta na okręgach jednomandatowych, gdzie posłem zostaje ten, kto dostał najwięcej głosów, zmusza różne orientacje polityczne do łączenia sił, co powoduje, że liczba partii zmierza do dwóch. Czasem jest ich więcej, ale tylko dwie liczą się w walce o objęcie rządów. Wyborcy, głosując, wybierają rząd wraz z programem, który ma realizować. Kiedy rząd nie realizuje programu, wyborcy rozliczają partię rządzącą oddając głosy na opozycję. Kiedy zaś poseł z danego okręgu nie spełnia oczekiwań swojej społeczności, traci popularność i miejsce w parlamencie. System jest prosty, przejrzysty i względnie skutecznie wymusza odpowiedzialność partii przed elektoratem.
Przy ordynacji proporcjonalnej, z reguły w parlamencie reprezentowanych jest mniej więcej pięć partii. Żadna z nich nie jest w stanie samodzielnie stworzyć rządu, który miałby poparcie większości parlamentarnej, nie wspominając o większości konstytucyjnej. Daje to nadmierną władzę mniejszemu koalicjantowi. Jeżeli zaś partia zwycięska decyduje się na samodzielne rządy, to są to rządy mniejszościowe, a zatem słabe, chwiejne i niezdolne do prowadzenia jakiejkolwiek konsekwentnej polityki. Wyborca ma trudność z rozliczeniem partii, na którą głosował z realizacji jej programu wyborczego, bo program rządu powstaje dopiero w trakcie negocjacji koalicyjnych. Podobny problem ma on z rozliczaniem posłów ze swojego okręgu, bo ci są z dla niego anonimowi. Zawdzięczając zaś swe pozycje łasce przywódców partyjnych, szeregowi posłowie są wykonawcami poleceń swoich mocodawców. O odpowiedzialności partii oraz posłów wobec wyborców trudno więc mówić. A przecież w mechanizmach wymuszających odpowiedzialność tkwi istota demokracji i od nich zależy jej jakość.

Selekcja pozytywna i jej wrogowie

Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fenomen związany z funkcjonowaniem polskiego życia politycznego. Dzięki wprowadzeniu przed kilku laty zasady bezpośredniego wyboru wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, zarządzanie w gminach i miastach uległo znacznej poprawie. Mamy znakomitą grupę wyróżniających się burmistrzów i prezydentów miast. Na poziomie samorządowym mamy w wielu wypadkach świetnych marszałków województw. W warunkach konkurencji wewnątrzpartyjnej tacy przywódcy regionalni są idealnymi kandydatami do najwyższych stanowisk państwowych, albowiem sprawdzili się jako zarządcy złożonych instytucji publicznych. Mają zatem talent i doświadczenie niezbędne do pełnienia takich urzędów na poziomie centralnym. Z tej grupy, jedynie były prezydent Wrocławia, Bogdan Zdrojewski, znalazł miejsce w polityce szczebla krajowego. Był jednak przewidywany na stanowisko ministra obrony narodowej i tymi zagadnieniami zajmował się w Sejmie, kiedy PO była w opozycji, ale resortu tego nie objął. Został ministrem kultury, a zatem mniej ważnego w hierarchii rządowej. Dlaczego tak się stało?
Odpowiedź na to pytanie dał przed osiemdziesięciu kilku laty Max Weber stwierdzając, że ordynacja proporcjonalna pozwala monopolizować kontrolę nad partią notablom, którzy dzięki temu trzymają w ryzach potencjalnych konkurentów. Z tego punktu widzenia, decyzja Donalda Tuska jest racjonalna: wybrał na stanowisko ministra obrony narodowej człowieka, który mu nie zagraża. Efektem takiej racjonalności politycznej jest znany nam dobrze styl polityki oraz poziom ludzi oddających się polityce. W uprawianiu polityki dominuje intryga, zaś ludzi, którzy do niej wchodzą, cechuje nijakość: zaledwie kilkunastu posłów z grona czterystu kilkudziesięciu ma cokolwiek do powiedzenia publicznie - pozostali są milczącą masą, która myśli głównie o tym, jak z dochodów poselskich spłacić zaciągnięte na początku kadencji pożyczki bankowe. Miejsce w Sejmie zawdzięczają nie wyborcom, ale partyjnym notablom, o czym ci ostatni, w przypadku sporu, nie omieszkają im przypominać.
W badaniach opinii publicznej znakomita większość Polaków opowiada się za zmianą ordynacji na system większościowy z jednomandatowymi okręgami wyborczymi, upatrując w ordynacji proporcjonalnej głównej przyczyny bolączek naszego życia politycznego. Proporcje postaw wśród polityków są dokładnie odwrotne. Nie ma się czemu dziwić. Jednomandatowe okręgi wyborcze dają względnie niezależny mandat posłom, a zatem pozycja partyjnych notabli jest mniej pewna - zamiast rozkazywać, muszą przekonywać. Łatwiej też wtedy jest wejść do polityki szczebla krajowego ludziom, którzy sprawdzili się na innych polach, a zatem dotychczasowi notable znaleźliby się pod presją konkurencji wewnętrznej - bardzo nieprzyjemne! Co do milczącej masy poselskiej, to również ją zmiana ordynacji postawiłaby w sytuacji bardzo niepewnej, a znaczna część takich osób zapewne nigdy nie mogłaby znaleźć się w Sejmie.
Nie ma idealnych rozwiązań instytucjonalnych, ale wśród tych niedoskonałych są lepsze i gorsze. W warunkach polskich, ordynacja proporcjonalna jest rozwiązaniem gorszym.

\*Autor jest profesorem politologii, pracownikiem PAN, przewodniczącym Stowarzyszenia "Obywatelska Polska", byłym prezesem Transparency International - Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski