MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polska, kraj afer

Redakcja
Sławomir Koper podpisuje swoje publikacje podczas ostatnich Targów Książki w Krakowie Fot. Paweł Stachnik
Sławomir Koper podpisuje swoje publikacje podczas ostatnich Targów Książki w Krakowie Fot. Paweł Stachnik
- III Rzeczpospolita w przekonaniu wielu to państwo afer, żeby wymienić choćby aferę alkoholową, paliwową, starachowicką czy aferę Rywina. A jak było z II Rzeczpospolitą? Czy ona też była państwem afer? Czy w świadomości ówczesnych Polaków tkwiło przekonanie, że żyją w kraju skorumpowanym i rozkradanym przez elity?

Sławomir Koper podpisuje swoje publikacje podczas ostatnich Targów Książki w Krakowie Fot. Paweł Stachnik

Ze SŁAWOMIREM KOPREM, historykiem, autorem książki "Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej" (Bellona), rozmawia Paweł Stachnik

- Bez wątpienia nie było inaczej niż obecnie. Jednym z głównych haseł marszałka Piłsudskiego, pod którym przeprowadzał przewrót majowy w 1926 r., było wszak "Bić k... i złodziei!". Afery zawsze były, bez względu na formację polityczną, społeczną czy aktualnie panujący ustrój. I były zawsze w realnej rzeczywistości gospodarczej i politycznej, jak i w przekonaniu społecznym. Afery były, są i będą.

- Gdyby jednak dokonać pewnego porównania stopnia "zaaferzenia" państwa, to która Polska wypada lepiej: ta przedwojenna czy mimo wszystko ta po 1989 r.?

- Odpowiem w ten sposób: afer było mniej więcej tyle samo, natomiast w okresie 1926-1935, a zatem po przewrocie majowym aż do śmierci marszałka Piłsudskiego, afery w mniejszym stopniu dotykały osób na szczytach ówczesnej władzy. Dzięki oddziaływaniu Piłsudskiego ludzie z jego najbliższego otoczenia trzymali się z daleka od spraw korupcyjnych i szwindli gospodarczych. Natomiast nie ma wątpliwości, że nawet wtedy rozgrywały się afery polityczne, niektóre nawet bardzo poważne.

- A zatem można powiedzieć, że w latach 20. sytuacja była znacznie gorsza niż dekadę później?

- Tak. W latach 20. mieliśmy głośną aferę Francopolu. Francopol był spółką akcyjną założoną w 1921 r., która miała sprowadzać do Polski sprzęt lotniczy z Francji oraz zbudować pod Warszawą fabrykę samolotów i silników. W aferę uwikłany był gen. Włodzimierz Zagórski jako organizator i członek zarządu firmy. W 1923 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych anulowało umowę z Franco-polem na zakup 2630 samolotów i 5600 silników. W 1924 r. roku szefem lotnictwa został jednak gen. Zagórski, który odnowił dostawy sprzętu przez Francopol. Sprowadzane samoloty były bardzo złej jakości, lotnicy określali je mianem "latających trumien". Na jednym tylko typie samolotu Spad 61 doszło do 31 wypadków śmiertelnych.

Z kolei głośna afera żyrardowska polegała na złodziejskiej prywatyzacji na rzecz francuskiego koncernu znanych zakładów tekstylnych w Ży-rardowie. Fabryka została nabyta przez francuskie konsorcjum Marcela Boussaca w 1923 r. Przez wiele lat francuskiego zarządu ponosiła duże straty finansowe, następowały też masowe zwolnienia robotników. W wyniku rabunkowej polityki nowego właściciela skarb państwa ponosił ogromne straty. Warunki pracy robotników były na poziome wczesnego XIX-wiecznego kapitalizmu. Maszyny kupione tuż po I wojnie światowej za pieniądze polskiego rządu zostały wywiezione na Zachód i tam pracowały. Na materiały wyprodukowane w Belgii naklejano polskie metki z Żyrardowa i w ten sposób je sprzedawano. Doszło do tego, że jeden ze zdesperowanych pracowników w biały dzień na ulicy zastrzelił znienawidzonego dyrektora generalnego zakładów. Sprawa trafia na wokandę sądową, a ostatecznie państwo odzyskało fabrykę, ale dopiero w 1936 r.

- Inną głośną aferą, tym razem bardziej polityczną, była sprawa ministra skarbu Gabriela Czechowicza.
- W grudniu 1927 r. Czechowicz przekazał na fundusz reprezentacyjny premiera Józefa Piłsudskiego kwotę 8 mln zł z budżetu państwa. Pieniądze te zostały wykorzystane na kampanię wyborczą Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Ministra, na wniosek Sejmu, postawiono przed Trybunałem Stanu. Czechowicz został zmuszony do opuszczenia stanowiska. Trybunał nie rozstrzygnął jednak jego winy i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sejm. Ten nie zdążył się wypowiedzieć do momentu nowych wyborów, a sanacja po wygranej w 1930 r. zalegalizowała przekroczenia budżetowe. Dodajmy, że Piłsudski wcale nie krył się z tym, że wydał taką decyzję, choć też nie kwapił się do zeznawania w tej sprawie przed komisją sejmową. Inna sprawa, że nie było obowiązku rozliczania funduszu reprezentacyjnego premiera. Poza tym Piłsudski był wówczas zbyt potężny, aby opozycja mogła mu cokolwiek zrobić.

- O samym marszałku Piłsudskim w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że był łasy na pieniądze i dobra materialne. Ale czy tak samo było z jego współpracownikami i następcami?

- Z Walerym Sławkiem i Aleksandrem Prystorem na pewno tak. To byli ludzie wywodzący się z PPS, osobiście uczciwi i ideowi. Walery Sławek, trzykrotny premier, musiał zrezygnować z mieszkania służbowego w Warszawie, bo nie stać go było na jego utrzymanie ze swojej pułkownikowskiej emerytury. Gorzej było z następcami Marszałka po jego śmierci w 1935 r. Np. Ignacy Mościcki uwielbiał błyszczeć i kochał wystawny tryb życia. Dysponował 22 samochodami, trzykrotnie wzrosły jego prezydenckie pobory, dożynki w Spale organizowano na 50 tys. osób. Edward Rydz-Śmigły uchodził za uczciwego, ale też do czasu, dopóki władza i zajmowane stanowiska nie uderzyły mu do głowy. Rydz miał też pecha osobistego: związał się ze złą kobietą. Jego partnerka, Maria Thomas-Zaleska, kochała pieniądze, lubiła błyszczeć i uznawano ją za pozbawioną skrupułów karierowiczkę. Rydz nie miał zdrowego rozsądku Piłsudskiego ani jego silnego charakteru i był bardzo wobec niej uległy. W sierpniu 1939 r., tuż przed wybuchem wojny, Maria Thomas-Zaleska wywiozła wyposażenie warszawskiej służbowej willi: rzeczy prywatne i państwowe, w tym m.in. cenną szatę koronacyjną Augusta II. Kolumna ciężarówek z dobytkiem trafiła najpierw do Bukaresztu, a później do Francji. We Francji pani marszałkowa żyła z tych pieniędzy do 1951 r., kiedy to została zamordowana na francuskiej Riwierze. Takie rzeczy za życia marszałka Piłsudskiego byłyby nie do pomyślenia. Pułkownicy bali się każdego jego chrząknięcia. Sam Marszałek uważał, że w kwestiach reprezentacyjnych nie ma co oszczędzać, dlatego np. zgodził się na remont Zamku Królewskiego w Warszawie na siedzibę prezydenta. Sam jednak był ascetą. Potrzebował jedynie trochę herbatników, trochę papierosów i mocną herbatę.

- Prócz afer gospodarczych i politycznych w II Rzeczypospolitej były też afery obyczajowe. Głośną sprawą było drugie małżeństwo prezydenta Ignacego Mościckiego.
- Na początku lat 30., po długiej chorobie, zmarła żona prezydenta Michalina Mościcka, z którą przeżył 40 lat i z którą dochował się wielu dzieci. Współczuł mu cały naród. Jednak już czternaście miesięcy po śmierci żony pan prezydent ożenił się ponownie, w dodatku z byłą sekretarką żony, młodszą od siebie o 30 lat, Marią Dobrzańską. Co ciekawe, Dobrzańska była już wcześniej mężatką, ale jej małżeństwo uznane zostało za nieważne (rozwodów cywilnych nie było). I mały drobiazg: jej były mąż był adiutantem Mościckiego... Sytuacja była zatem dość niezręczna. Mościcki udał się do Piłsudskiego po zgodę na małżeństwo. Piłsudski odpowiedział mu: "A rób co chcesz", choć nie był zachwycony całą sprawą. Kościół nie miał nic przeciwko, bo Dobrzańska formalnie była panną. Ślub odbył się w kaplicy zamkowej, ale Piłsudski się na nim nie pojawił. Okazało się jednak, że Maria Dobrzańska była bardzo miłą i kulturalną osobą, jej małżeństwo z prezydentem układało się bardzo dobrze. Kochała go chyba, bo była z nim do końca, a resztę swojego życia - przeżyła go o 30 lat - poświęciła na pielęgnowanie pamięci o nim. Szkoda, że nie uszanowano ostatniej woli Mościckiego, który poprosił, by pochowano ich razem. Tak się stało w Szwajcarii, natomiast, gdy w 1993 r. sprowadzono szczątki obojga do kraju, Mościckiego pochowano w warszawskiej katedrze św. Jana, a jego żonę w Alei Zasłużonych na Powązkach. Mało jest przykładów pięknej miłości małżeńskiej wśród polityków, szkoda więc, że nie wykorzystano tego przykładu.

- Pewnym skandalem był też romans marszałka Piłsudskiego z jego lekarką Eugenią Lewicką, romans całkiem niewinny.

- Nie wiem, czy taki niewinny, skoro trwał sześć lat. Poznali się w 1924 r. w Druskiennikach i już wtedy pani Eugenia zawróciła w głowie Marszałkowi. Kazimierz Wierzyński napisał, że na życie Piłsudskiego wielki wpływ wywarły dwie sprawy: zabójstwo prezydenta Narutowicza i śmierć Eugenii Lewickiej. Ja tak daleko bym nie szedł, ale zwróciłbym uwagę na jedną rzecz: w pamiętnikach Aleksandry Piłsudskiej znajduje się opis, jak to odprowadzała wraz z córkami męża wyjeżdżającego na odpoczynek na Maderze. Marszałek jechał tylko w towarzystwie swojego przyjaciela dr. Marcina Woyczyńskiego i dr Eugenii Lewickiej. Na żadnym ze zdjęć, które zachowały się z pożegnania Piłsudskiego na dworcu, nie widać Aleksandry Piłsudskiej, nikt ze świadków nie wspomina o jej obecności. Pytam: jaka żona chciałaby odprowadzać męża wyjeżdżającego na długi pobyt w towarzystwie znacznie od siebie młodszej i pięknej kobiety? Ja osobiście nie uważam, że znajomość Piłsudskiego z Lewicką była niewinna. Są relacje wyraźnie mówiące, że Aleksandra była z powodu wyjazdu nieprzytomna z zazdrości. No cóż, historia się powtarza. Kiedyś ona odbiła Piłsudskiego jego poprzedniej żonie Marii, bo była młodsza i ładniejsza, teraz sama stała się ofiarą. Notabene, pobyt na Maderze był końcem znajomości Marszałka z piękną lekarką. Lewicka wróciła do Polski wcześniej, po czym popełniła samobójstwo. Piłsudski, który unikał jak mógł wszelkich oficjalnych uroczystości religijnych, zjawił się na pogrzebie, posiedział kilkanaście minut, po czym wyszedł. Natomiast do końca w uroczystości na Powązkach uczestniczył rząd w pełnym składzie z premierem na czele. Przypomnijmy: był to pogrzeb skromnej lekarki. Lewicka była bardzo piękną kobietą, żałuję, że zachowało się tak mało jej zdjęć. Miała nowatorskie poglądy na kulturę fizyczną, no i pochodziła z Kresów, a Kresy były dla Marszałka najważniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski