Grzegorz Miecugow: SWOJE WIEM
Katastrofa to katastrofa, można się spierać, dlaczego do niej doszło. Czy gdyby przestrzegano procedur i w ogóle nie wystartowano z Warszawy, toby do niej doszło? Oczywiście nie. Gdyby przestrzegano procedur, nie doszłoby także do zamachu (o ile taki zamach miał miejsce). Czy bardziej winni katastrofy są niefrasobliwi piloci, czy może politycy, a może jakaś część winy leży po stronie obsługi lotniska?
Pytania te po trzech latach od najbardziej traumatycznego wydarzenia w wolnej Polsce przestają mieć znaczenie. Polska bowiem podzieliła się w sprawie tego wydarzenia prawie dokładnie na pół. I nieważne są fakty, nieważne są dowody, ważne jest to, co o całej sprawie myślą ludzie, a ludzie myślą to, co chcą. I – jak słusznie zauważył 2 tygodnie temu w "Polityce” Robert Krasowski – to nie jest wcale nic nowego.
Dzielimy się w naszym kraju regularnie od czasu utraty niepodległości w końcówce XVIII wieku. To wtedy po raz pierwszy padło pytanie o patriotyzm. Połowa rodaków uważała, że patriotycznie jest chwycić za szable, a połowa była przekonana, że ważniejsza od szabli jest praca. I tak już zostało.
Dziś ci, którzy uważają, że tupolew runął na ziemię z powodu polskiego bałaganu, uważają tych, którzy poważnie traktują Antoniego Macierewicza, za szaleńców. Natomiast admiratorzy Macierewicza uważają zwolenników tezy o katastrofie za zdrajców i pachołków Moskwy. W takiej przestrzeni nie ma w ogóle miejsca na jakąkolwiek dyskusję. I dlatego nie ma w tym nic dziwnego, że takiej dyskusji ani nie ma, ani nie będzie, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?