18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polski rząd stawia na Rosję

Redakcja
Fot. archiwum prywatne
Fot. archiwum prywatne
ROZMOWA. Prof. ANDRZEJ NOWAK, kierownik Zakładu Europy Wschodniej UJ, o polityce wschodniej

Fot. archiwum prywatne

Jak ocenia Pan wizytę premiera Władimira Putina w Polsce?

- Była to wizyta przełomowa, jak chyba żadna inna w minionym dwudziestoleciu. Symbolem tego przełomu jest publikacja ministra spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego w sobotnim wydaniu "Gazety Wyborczej". Moim zdaniem był to jeden z najważniejszych tekstów politycznych po 1989 r.
Dlaczego?
- Ponieważ szef dyplomacji RP odcina się w nim w sposób radykalny od kilkuwiekowej tradycji polskiej polityki wschodniej, którą w XX w. kontynuował Józef Piłsudski, a po II wojnie w sposób koncepcyjny rozwijał krąg paryskiej "Kultury" Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego. W ostatnich dwudziestu latach mieliśmy to szczęście, że uformował się wokół niej konsensus niemal wszystkich partii politycznych. W praktyce realizowali ją kolejni prezydenci: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński oraz praktycznie wszystkie rządy.
Jaki konkretny zarzut stawia Pan ministrowi Sikorskiemu?
- W tekście witającym premiera Putina jednoznacznie stwierdził, że polityka strategicznego partnerstwa Polski z Ukrainą i Litwą, a także budowania bezpieczeństwa naszego kraju dzięki umacnianiu niepodległości wschodnich sąsiadów - na tyle, na ile nas stać - jest mrzonką, bzdurą, szkodliwym złudzeniem.
Przecież tak minister Sikorski nie napisał.
- Wprost nie, ale tradycyjną polską politykę wschodnią ochrzcił mianem błędnej "polityki jagiellońskiej". W ten sposób zakwestionował nie tylko politykę realizowaną przez obecnego prezydenta, ale też Aleksandra Kwaśniewskiego, który z dobrym rezultatem zaangażował się w "pomarańczową rewolucję".
Oskarża Pan szefa polskiej dyplomacji, że dla niego na Wschodzie liczy się tylko Moskwa?
- Tak, to sedno moich zastrzeżeń. Minister Sikorski zrywa z polityką zagraniczną, w której zawsze było ważne miejsce dla Kijowa, Wilna czy Mińska. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Julia Tymoszenko, premier Ukrainy, ostentacyjnie zareagowała wyjazdem z Polski do Libii jeszcze w trakcie uroczystości.
Jej wyjazd był podobno zaplanowany. Doszło ponadto do krótkiego spotkania premierów Polski i Ukrainy.
- Nie da się ukryć, że napięcie było, a zachowanie premier Tymoszenko - przy wszystkich zarzutach, jakie można postawić jej polityce i osobistym ambicjom - w pełni rozumiem. Jak zresztą miała zareagować w sytuacji, gdy na Westerplatte byli szefowie rządów Rosji i Ukrainy, a fetowany przez władze Polski był tylko premier Rosji. Przecież - mówiąc kolokwialnie - nie tylko osobiście Julia Tymoszenko, ale państwo ukraińskie otrzymało od ludzi rządzących Polską "policzek". W mojej ocenie, obecny stan stosunków polsko-ukraińskich osiągnął w sposób zamierzony poziom zerowy. Polski rząd dał do zrozumienia Kijowowi, że dla niego liczy się tylko Berlin i Moskwa.
Nie przesadza Pan?
- Jestem przekonany, że trafnie je oceniam. Już kilka miesięcy temu minister sportu Mirosław Drzewiecki, kilkakrotnie publicznie wątpił czy Ukraina jest zdolna przeprowadzić z nami Mistrzostwa Europy w 2012 r. To skrajna nielojalność wobec partnera, który przecież załatwił nam współorganizowanie mistrzostw.
A jak ocenia Pan fragmenty wystąpienia Putina dotyczące historii?
- Fatalnie. Zwrócę uwagę na fragment, w którym mówił o tym, że w wyzwalaniu Polski spod okupacji niemieckiej zginęło 600 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Należy pamiętać, że na naszej ziemi pochowani są nie tylko Rosjanie. W Armii Czerwonej około 30 proc. żołnierzy stanowili Ukraińcy, a 10-15 proc. - Białorusini. Premier Tusk lub minister Sikorski powinni choć jednym zdaniem uczcić pamięć nacji, których obywatele zapłacili życiem za wyzwalanie Polski spod jarzma niemieckiego.
Obecne władze RP nie kryją przecież, że chcą poprawić relacje polsko-rosyjskie. Mają one docelowo przypominać stosunki, które łączą dzisiaj Berlin i Moskwę.
- Rozumiem, i cieszyłbym się, gdyby tak się stało. Przestrzegam jednak przed zmierzaniem do tego celu bez liczenia się z Ukrainą i Litwą. Jeśli oglądać się będziemy wyłącznie na Kreml, to nie możemy się dziwić, gdy inne kraje tak samo postąpią. W konsekwencji zwycięzca będzie tylko jeden - Rosja.
Jak odebrał Pan słowa ministra Sikorskiego, że obecnie, jak "chyba nigdy w swoich dziejach oba te kraje - zwłaszcza Niemcy, ale także i Rosja - nie hołdowały tak wartościom demokracji"? Chodzi mi rzecz jasna o ocenę demokracji w Rosji.
- Mnie te słowa oburzyły. To sformułowanie ministra Sikorskiego jest obraźliwe dla co najmniej dziesiątek tysięcy zwolenników demokracji w Rosji. Nie trzeba być specjalistą, by wiedzieć, że na początku lat 90. Rosja była o lata świetlne bliżej demokracji niż dzisiaj.
Nieżyjący już prof. Roman Wapiński twierdził, że w okresie międzywojnia Rosja sowiecka potężnie bała się Polski.
- Do 1934-1935 r. - dopóki Niemcy nie dozbroili się - wrogiem numer jeden Moskwy była Polska. Twierdzę to na podstawie wojskowych planów sowieckich z tego okresu, które ujawnił zmarły w ubiegłym roku wspaniały historyk rosyjski, Oleg Ken. Premier Putin nie musi się nas bać.
ROZMAWIAŁ WŁODZIMIERZ KNAP
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski