Ryszard Terlecki: WSZYSTKO JEST POLITYKĄ
Naprawdę zdziwiony tą ciszą, rozejrzałem się po sąsiadach. Zamiast twarzy, dostrzegłem chusteczki przy oczach, a tuż obok mnie jakieś wydekoltowane plecy kobiece, trzęsące się od hamowanego płaczu. Przy dalszych stolikach to samo”.
Pisał te słowa Stefan Korboński, warszawski adwokat i polityk, jedna z piękniejszych postaci polskiej historii XX wieku. Już w czasie I wojny światowej jako kilkunastoletni chłopak działał w tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej, w 1918 roku rozbrajał Niemców w Częstochowie, potem walczył z Ukraińcami o Lwów, służył ochotniczo podczas najazdu bolszewików w 1920 roku i brał udział w trzecim Powstaniu Śląskim.
W październiku 1939 roku, po ucieczce z sowieckiej niewoli, wraz z Maciejem Ratajem i gen. Michałem Karaszewi-czem-Tokarzewskim organizował Polskie Państwo Podziemne. Był m.in. szefem Kierownictwa Walki Cywilnej, zarządzającego cywilnym oporem społeczeństwa, ale także podziemnymi sądami. W 1945 roku, po uwięzieniu 16 przywódców Polski Podziemnej objął funkcję ostatniego Delegata Rządu RP na Kraj. Aresztowany przez Sowietów, został zwolniony po powrocie Stanisława Mikołajczyka do kraju i kierował warszawską strukturą opozycyjnego wobec reżimu Polskiego Stronnictwa Ludowego (z którym dzisiejsze PSL nie ma nic wspólnego). W 1947 roku, po sfałszowanych przez komunistów wyborach wydostał się z Polski, gdzie bezpieka szykowała jego uwięzienie i resztę życia spędził na emigracji, do końca angażując się w działalność niepodległościową i antykomunistyczną.
Był znakomitym gawędziarzem, napisał m.in. trylogię "W imieniu Rzeczypospolitej”, "W imieniu Kremla”, "W imieniu Polski Walczącej”, a także kilka innych wspomnieniowych książek. "W imieniu Kremla” to chyba jedna z najbarwniejszych opowieści o początkach komuny w Polsce. Opisał w niej i wysiłki Mikołajczyka, aby uratować Polskę przed sowiecką dyktaturą, i działalność antykomunistycznego podziemia, i wyobcowanie stalinowskich kolaborantów, i życie codzienne w pojałtańskiej Polsce. Opisał także sylwestrową noc 1946 roku, którą z żoną Zofią spędził w warszawskim "Hotelu Europejskim”.
"Najpierw sąsiedni stolik, który zaraz po naszym przyjściu poszeptał sobie trochę na nasz temat, podniósł kieliszki w górę i najbliższy nam mężczyzna, pochyliwszy się, wyrzekł półgłosem:
– Wypijmy razem, by w przyszłym roku diabli ich stąd wzięli…
Potem z kolei podchodzili inni, znajomi i nieznajomi i to, co mówili, sprowadzało się do jednego: – Oby ich na przyszłego sylwestra oczy nasze nie oglądały!”.
Od tamtego czasu minęło ponad 60 lat. Za kilka dni wielu z nas będzie powtarzać życzenia, które Korbońskiemu składali uczestnicy sylwestrowej zabawy. Czy historia nie zatoczyła jakiegoś upiornego koła?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?