Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Portret mądrego pisarza

Paweł Głowacki
Słowa układały się w labirynt poezji
Słowa układały się w labirynt poezji fot. Wacław Klag
Salon poezji. Pusta kartka na blacie biurka, trupio nieruchomy ołówek, krążek zimnego światła lampki - to nie jest najprzyjemniejsza z martwych natur. Lecz gdyby szło jedynie o nieprzyjemność rzucenia okiem na widok ten - problem byłby żaden.

Prócz nieprzyjemności jest coś jeszcze. Czas. Tik-tak, tik-tak. Płynie, a kartka dalej nietknięta, ołówek - wciąż trup. Tik-tak. Nieprzyjemność zmienia się w lęk, lęk - w przerażenie, przerażenie - w piekło. Tik-tak. I biały pusty prostokącik staje się znakiem upokorzenia, wstydu, nędzy.

Aż wreszcie nadchodzi ta ciemna chwila, kiedy człeczynie, co za biurkiem od pięciu godzin siedzi i na pustą kartkę patrzy, pozostaje tylko - modlić się. „Przyjdź, pismo, nosem/ seksem, trafem/ cudem/ musem/ ciurkiem/ zezem/ siupem/ boczkiem/ truchtem/ byleś/ pis-ło”. Tak poeta Miron Białoszewski błagał słowa o litość. Bywały łaskawe. Jak nie - łkał dalej. „Muzo/ Natchniuzo// tak/ ci/ koncówkuję z niepisaniowości// natreść/ mi/ ości/ i/ uzo”.

A inni lirycy?

Bronisław Maj, autor scenariusza ostatniego Salonu Poezji, godziny wierszy o wierszach, o pisaniu, języku, rymach, intonacjach i reszcie sztuczek na poezję się składających - z 10 000 utworów garść wybrał: od wersów Mickiewicza po błyskotki Szymborskiej - i ułożył labirynt westchnień chyba wszystkich, na jakie stać piszących. Anna Dymna, Jacek Romanowski i Jan Romanowski - czytali labirynt. Dymna - powłóczystą intonacją, Romanowski - w konkretnym, męskim, plastycznym rytmie, wreszcie młody Romanowski, student jeszcze - z nieuchronną szkolną porządnością, trochę surową, zalęknioną. A Tomasz Chołoniewski (perkusja), Michał Dymny (gitara) i Wiktor Krzak (fagot elektryczny) - dodawali do słów zapętlone dziwnie frazy muzyczne.

Zapętlone prawie tak, jak labirynt Maja, w którym, że powtórzę, było chyba wszystko, na co poetów wprost lub okrężnie stać było, jest i będzie wobec ich profesji, albo wobec ich losu, powołania, przeznaczenia.

Pokorne modły więc, ciche błaganie słów o litość - i wściekłość aż tak strzelista, że pozwala, jak Mickiewiczowi w „Wielkiej Improwizacji”, samego Stwórcę obrażać. Subtelna autoironia i pycha bez pardonu ciskana w twarz ludzkości całej, a także wszystkim przyszłym pokoleniom. Pensjonarska skromność i ego niczym marmurowa góra, szept wierszyka wolnego i rymowany stentorowy ryk, intonacja zamszowych kapci i łomot koturnów dębowych, a także szyderstwo, kpina, parodia, kabaret, powaga, tani dowcip, namysł głęboki i niczym kałuża płytki wic, i cała reszta figur bezradności.

Przypomniał się stary felieton Jerzego Pilcha - portret mądrego pisarza o poranku. Otóż wstaje on i - robi wszystko. Sprząta mieszkanie całe, zmywa garnki, idzie po zakupy, pierze, odkurza, szykuje obiad, coś przykręca, coś odkręca, coś przykleja, coś odkleja, reperuje kontakt, wymienia uszczelki, dywany trzepie na podwórku, podlewa kwiaty, prasuje, naoliwia piszczące zawiasy, porządkuje bibliotekę, z maniakalną dokładnością glancuje biurko, bo przecież biurko musi błyszczeć, i z taką samą manią temperuje 37 ołówków, gdyż bez 37 ołówków jak szpilki tworzyć nie sposób. Słowem - robi wszystko, by nie siadać za biurkiem. Wie bowiem, że jak usiądzie, będzie się modlił.

Co może pomóc. Lecz raczej nie pomoże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski