- Tydzień temu został Pan szefem skautów w Cracovii. Ma Pan pełnić nadzór nad szkoleniem młodzieży w klubie. Proszę skonkretyzować, na czym dokładnie będzie polegać pańska praca?
- Jestem jeszcze za krótko w klubie, by mówić o szczegółach, nie chciałbym się z czymś zapędzić. Jestem na zasadzie wdrażania się. Mam mieć pieczę nad grupami młodzieżowymi, które wchodzą w skład Akademii Mistrzów Cracovia. Przyglądam się, jak to wygląda od najmłodszych grup wiekowych - od selekcji, poprzez skauting, a skończywszy na tych zawodnikach, którzy oddawani są do spółki MKS Cracovia SSA. Na etapie trampkarza kończy się praca trenerów w Akademii. Obserwuję zajęcia. Nie czuję się trenerem-koordynatorem, bo taki jest. Raczej będę przedstawicielem spółki, nadzorującym pracę w akademii, takim dyrektorem sportowym. Skautingiem polegającym na szukaniu piłkarzy do Cracovii zajmę się później. Chodzi o piłkarzy do pierwszej drużyny. Nie jest moim zadaniem wchodzenie w kompetencje trenera Władysława Łacha, który ma szukać zawodników do starszych grup młodzieżowych.
- Ma Pan być poszukiwaczem ciekawych zawodników do pierwszego zespołu. Zacznie Pan pracę od lipca?
- Nie można zaczynać od lipca, bo wtedy trzeba mieć już gotową kadrę. Wiosna jest po to, by poszukiwać, jeździć. Ruszą rozgrywki I ligi, będę interesował się też ligą słowacką, czeską, węgierską. Weekendy będą zajęte. Mam też dokonywać obserwacji przeciwników. Ostatnio oglądałem Legię.
- Będzie Pan sam zajmował się skautingiem, czy będzie Pan tworzył całą siatkę?
- Na razie się wdrażam. Na razie robię to, co do mnie należy, sam. Jeśli bym sobie nie radził, to wtedy pomyślimy, jak to rozwiązać.
- Skąd u Pana taka zmiana profesji? Przecież „od zawsze” był Pan trenerem, zajmował się transferami, ale nie w takim stopniu jak teraz planuje?
- Z wielu powodów. Bycie szkoleniowcem to trudna rzecz, jestem już tym zmęczony. Przez lata udało mi się wykreować sieć kontaktów z zawodnikami i menedżerami, a to pomoże mi w obecnej pracy. Zadecydowały też względy osobiste, o których nie chciałbym szerzej mówić. A trzeci powód jest taki, że w ostatnich latach trudno mi było trafić w takie miejsce pracy, w którym byłoby to wszystko w miarę profesjonalnie prowadzone, byłaby stabilizacja. Jestem zmęczony działaniem w półamatorskich warunkach.
- Nieźle chyba pracowało się Panu w Podbeskidziu Bielsko-Biała.
- Tak, wymienił Pan jedyny klub, który był poukładany. Tam wszystko było spełnione.
- Czy jest Pan na takim etapie, że nie wróci Pan już na ławkę trenerską?
- Nie wiem, w tej chwili nie myślę, co będzie za kilka lat. Oddaję się całkowicie pracy w Cracovii.
- Na jaką perspektywę czasową umówił się Pan z włodarzami klubu?
- Nie jest to określone. Wszystko wyjdzie „w praniu”. Nie wyobrażam sobie, by akademia zaczęła funkcjonować nagle, z dnia na dzień. To musi być pewien etap, musi to być rozciągnięte w czasie. Jeśli chodzi o skauting, to działam od razu, tu nie ma dwóch zdań.
- Co będzie priorytetem, czym się musi Pan zająć natychmiast?
- Nie ma priorytetów. Zakres obowiązków przy I zespole jak i przy akademii jest jednakowo ważny, nie ma gradacji.
- Jak to się stało, że w ogóle trafił Pan do Cracovii?
- Bardzo prosto, zadzwonił do mnie wiceprezes Cracovii Jakub Tabisz. Przyjechałem na rozmowę, dogadaliśmy się.
- Najdłużęj był Pan związany z Hutnikiem Kraków. Pana, byłego piłkarza tego klubu, nie ciągnęło do Nowej Huty?
- Dla mnie Hutnik to jest podwalina wszystkiego. Przez 10 lat zajmowałem się grupami młodzieżowymi, byłem koordynatorem. Ta praca zapadła mi w pamięć, to była podbudowa pod pracę w grupach seniorskich. W tym fachu pracuje się jednak tam, gdzie człowieka chcą, skąd jest propozycja. Nieważne, gdzie mnie ciągnie. Chciałbym pracować w Barcelonie, ale stamtąd telefonu się nie spodziewam...
- Kluby szukają zawodników bardzo daleko od Polski, ściągają wielu obcokrajowców niekoniecznie najwyższego sortu. Rynek krajowy chyba nie jest do końca spenetrowany?
- Powiem z własnego doświadczenia trenerskiego. Nierzadko miałem do czynienia z takimi sytuacjami, że było dwóch porównywalnych zawodników - Polak i cudzoziemiec, nieważne jakiej nacji, i Polak był dwa razy droższy. I tyle. Wyobrażenie niektórych agencji menedżerskich o polskich zawodnikach jest wygórowane.
- Ale zgodzi się Pan z tym, że u nas nawet w trzeciej czy czwartej lidze można znaleźć ciekawego piłkarza?
- Są, ale jeśli chodzi o młodsze roczniki, to się na ten temat nie wypowiadam. Interesuje mnie wzmocnienie pierwszego zespołu, poszukanie zawodników na te pozycje, na których są braki. Z obecnej drużyny trener Jacek Zieliński wyciska 110 procent możliwości, nic nie ujmując chłopakom. Chodzi o to, by zespół był jeszcze mocniejszy.
- Czasem ktoś z trzeciej ligi daje sobie doskonale radę w ekstraklasie.
- Ja znalazłem nawet w piątej Kamila Adamka, który był królem strzelców w Drzewiarzu Jasienica i potem grał w ekstraklasie. Tak się czasem trafi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?