Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potencjał mamy bardzo duży. Liczę, że zdobędziemy trzy złote medale

Rozmawiali Robert Zieliński i Tomasz Biliński
Włodzimierz Szaranowicz już po raz osiemnasty będzie relacjonował wydarzenia z igrzysk olimpijskich
Włodzimierz Szaranowicz już po raz osiemnasty będzie relacjonował wydarzenia z igrzysk olimpijskich fot. grzegorz jakubowski
Rozmowa. - Rio to fantastyczne miejsce na igrzyska. Brazylijczycy wszystkich witają radośnie, są otwarci, spontaniczni. To społeczeństwo, które nikogo nie wyrzuca poza nawias. Tam nawiązywanie znajomości to moment - mówi Włodzimierz Szaranowicz, szef sportu w TVP.

- Które to już Pana igrzyska olimpijskie?

- Osiemnaste, licząc także zimowe. Po raz pierwszy byłem w Moskwie w 1980 roku. Do Lake Placid w tym samym roku nie mogłem lecieć, bo moja mama i brat mieszkali w Stanach Zjednoczonych, nie dostałbym paszportu.

- Jak Pan wspomina swoje pierwsze igrzyska?

- Fajnie, pierwszy raz zetknąłem się z wielkim sportem. Takie czasy były, że można było wszędzie chodzić, zajrzeć. W 1980 roku pracowałem jeszcze dla radia, bo w TVP zacząłem trzy lata później.

- Które igrzyska zapamiętał Pan najbardziej?

- Barcelonę w 1992 roku. Hiszpanie stworzyli wspaniałą atmosferę. Sam pracowałem jak szalony. Rano z Andrzejem Personem komentowałem pływanie. Na odkrytym basenie! Później szedłem na eliminacje w lekkiej atletce, o godzinie 16 wracałem na finały pływania, a o 19 na finały w lekkiej. Co trzeci dzień jeździłem też w środku nocy do Badalony, 45 minut taksówką, żeby oglądać Dream Team, który pierwszy raz startował w igrzyskach. Wspaniale było też w Sydney. Australijczycy cieszyli się igrzyskami, wszystko było pod odwiedzających.

- Pamięta Pan zabawne historie z igrzysk?

- Zabawne, ale i straszne. Kiedyś w Seulu ze Zdzisławem Ambroziakiem przenosiliśmy się z jednego obiektu na drugi. Chcieliśmy przejść skrótem. Dobiegł do nas niewielki policjant i zaczął straszyć bronią. A to były czasy, gdy zamordyzm był tam potężny. I tak czekałem, bo nie wiedziałem co robić, a Zdzich, potężny chłop przecież, klepnął go w czapkę i tym swoim niskim głosem: „Stary, nie denerwuj się”. Przeszliśmy. Ciekawie było też w Atlancie w 1996 roku Na jedne z zawodów przyjechał prezydent USA Bill Clinton. Obok nas stworzono salę, w której kordialnie podejmował gości. Wszystko działo się za kuloodpornymi szybami. Po skończonych zawodach chcieliśmy wyjść, ale obsługa nie pozwoliła. Jeden z niemieckich dziennikarzy w końcu stracił cierpliwość. Stwierdził, że przyjechał do pracy, a nie oglądać Clintona przez szybę. Dwie sekundy później leżał na ziemi, z bronią przystawioną do głowy...

- Mając takie doświadczenie, leci Pan do Rio de Janeiro jak na mityng w Bydgoszczy, czy wciąż te emocje są większe?

- Zdecydowanie to drugie. Mam mistyczny stosunek do igrzysk. To jedne z tych wartości, których trzeba bronić.

- Rio to fajne miejsce na igrzyska?

- Fantastyczne. Brazylijczycy wszystkich witają radośnie, są otwarci, spontaniczni. To społeczeństwo, które nikogo nie wyrzuca poza nawias. Tam nawiązywanie znajomości to moment.

- Nie ma Pan żadnych obaw?

- Sygnały są niepokojące. Zmiany na stanowisku ministra sportu, ogłoszenie upadłości przez stan Rio, by otrzymać dotacje. Jest jeszcze kwestia bezpieczeństwa. Policja strajkuje, Gwardia Narodowa nie podjęła się chronienia igrzysk. O organizację trochę się więc martwię, ale przed igrzyskami zawsze tak jest, a później okazuje się, że obawy były niepotrzebne.

- A sportowo, na ile medali Polaków Pan liczy?

- Szesnaście, w tym trzy złote. Optymistycznie, ale nasi zawodnicy mają zdecydowanie większy potencjał niż przed poprzednimi igrzyskami.

- Trzy, czyli Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek i…

- Żeglarze, Piotr Małachowski, będą też niespodzianki.

- W takim razie trzy to minimum?

- Jak są trzy szanse, to jedną się wygrywa. Anita i Paweł to nie są szanse, to przekonanie o ich sportowej przewadze. Dwa złota zatem mamy, resztę trzeba dobrać.

- Na kogo Pan jeszcze liczy?

- W lekkoatletyce mamy jeszcze Piotra Małachowskiego, który tym i poprzednim sezonem udowodnił, że jest najlepszy. Nad resztą stawki ma przewagę mentalną. Jest Adam Kszczot, dla którego mistrzostwa Europy były zabawą. Siłowo i wytrzymałościowo gotowy jest do podjęcia każdej walki. W pchnięciu kulą mamy mocną ekipę. Tomasz Majewski to dwukrotny mistrz olimpijski, a poza nim są Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki.

- Co z innymi dyscyplinami?

- Mamy świetnych pływaków, Radosława Kawęckiego, Konrada Czerniaka i Jana Świtkowskiego. W żeglarstwie są Małgorzata Białecka i Piotr Myszka. Realne szanse mamy też w zapasach, wioślarstwie, kajakarstwie, są Maja Włoszczowska w kolarstwie górskim i Rafał Majka oraz Michał Kwiatkowski w szosowym. Ciekawy jestem występu Agnieszki Radwańskiej.

- Zmaże plamę po Londynie?

- W wywiadach mówi, że zaplanowała swoje starty pod igrzyska. Po krytyce cztery lata temu zdała sobie sprawę, jak duży wymiar mają one w Polsce.

- A zespoły siatkarzy i piłkarzy ręcznych?

- To dwie nieobliczalne drużyny. Zaniepokojony jestem siatkarzami. Nie chcę krakać, ale mam wrażenie, że coś tam się stało.

- A piłkarze ręczni?

- Towarzyszy im świadomość, że igrzyska w Rio są ostatnim występem w tej grupie. Grupie, która zdobywała medale mistrzostw świata. Jedno, czego możemy być pewni, to ich niewiarygodna solidność i walka.

- Jak TVP zamierza to wszystko pokazać?

- W rekordowy sposób, bo mamy 800 godzin transmisji. Dla porównania, z igrzysk w Londynie było ich 400. Imprezę pokażemy w trzech kanałach: TVP 1, TVP 2 i TVP Sport. To też coś, czego nie było.

- Podwojenie liczby godzin wynika z tego, że część rozgrywa się w nocy?

- Nie tylko. Głównie z tego, że zakwalifikowały się dwie nasze drużyny. Gdybyśmy przeznaczyli jedną antenę, wtedy pokazywalibyśmy przemiennie siatkówkę z ręczną, bo grają niemal w tym samym czasie. A my chcemy dać widzom wybór. Codziennie od godziny 8.30 w Jedynce będzie też „Halo, tu Rio”, czyli program Justyny Szubert-Kotomskiej. Robiła go w Londynie i w Soczi. Miał fantastyczną oglądalność i bardzo wysokie oceny, więc to kontynuujemy. A później tylko sport. W nocy działamy na żywo na wszystkich antenach.

- Studia w Warszawie nie będzie?

- Będzie, ale ograniczone. Najważniejszy jest żywy przekaz, z miejsca wydarzenia. W Rio będzie 19 komentatorów i reporterów oraz 26 osób z obsługi technicznej.

- Igrzyska w Rio będą wyjątkowe, choćby przez brak dużej grupy rosyjskich sportowców.

- Jeżeli mamy do czynienia z przestępstwem państwowym, organizowanym przez grupę ludzi, którzy powinni odpowiadać za przestrzeganie zasad, reguł i prawa, to decyzja o ich wykluczeniu jest słuszna. Mimo że ma charakter zbiorowej odpowiedzialności, to czasami trzeba ukarać tych, którzy nie mają świadomości, jak szkodzą nie tylko sobie, ale i swojemu krajowi. Jeśli ruch nie zostałby zrobiony w takim momencie, to znaczy, że zaraz igrzyska pójdą w stronę koloseum. Sportowcy zaczną się szprycować na potęgę.

- A nie zaczęli?

- To dobre pytanie... To falowo idzie. Jest jak z domykaniem nożyc. Raz lobby, które opiera całą filozofię sportu na niedozwolonym dopingu, jest silniejsze, a raz ci, którzy kontrolują uczciwość.

- Historia sportu pokazuje, że to nie jest tylko problem Rosji. NRD, ZSRR, USA, Kenia, Chiny, Hiszpania, afery kolarskie… Rosjanie nie są pokrzywdzeni?

- No nie są, bo z wieloma przypadkami się rozprawiono. Poza tym, gdyby to była sytuacja, że ktoś sam decyduje się oszukiwać, to karanie wszystkich byłoby błędem. Ale jeżeli to jest system, który funkcjonuje na potrzeby całego sportu, to nie powinno być litości.

- Nie jest tak, że Rosjanie zostali złapani, bo przesadzili?

- Oni już szykując się do mistrzostw świata w Moskwie w 2013 roku, ten proces zaczęli propagować. Później rewelacyjnie wypadli na igrzyskach w Soczi. I to w zaskakujący sposób. Biegacze, choć byli w czołówce, zaczęli wygrywać z taką przewagą, że to się w głowie nie mieściło. Za nic mieli opinie innych, uważali, że nikt im nic zrobi. A prymitywizm tego sposobu z dziurą w ścianie i podmienianie próbek był horrendalny. Trudno uwierzyć, że przy wielkiej imprezie światowej, na którą przyjeżdżają sportowcy z całego świata, coś takiego można wymyślić. Z drugiej strony, żebyśmy nie wpadli w coś takiego, jak po 1988 roku i Seulu. Tam zaczajono się na demoludy. Zdyskwalifikowano wielu sportowców. Wpadł też Ben Johnson. Pamiętam, że jeden z publicystów brytyjskich napisał, że igrzyska powinny odbywać się w czterech kategoriach: sportowców białych, dopingujących się białych, czarnych i dopingujących się czarnych. W tym wszystkim jest element rasistowski, ale pokazuje skalę problemu. Później wydaje się, że igrzyska wyswobodziły się z dopingu…

- Nasi kandydaci do medali w Rio są czyści?

- Myślę, że tak. Nasz sport jest daleko od działań dopingowych. Czy tak zawsze było? Głowy bym nie dał. Ale dzisiaj nie widać znamion, że nagle ktoś mógłby wpaść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski