Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozwał Niemców w imię prawdy, a nie z zemsty bądź nienawiści

Zbigniew Bartuś
Karol Tendera: Ci, którzy mi zgotowali piekło, już nie żyją. Niech ich Bóg osądzi
Karol Tendera: Ci, którzy mi zgotowali piekło, już nie żyją. Niech ich Bóg osądzi Fot. Andrzej Banaś
Trwający przed krakowskim Sądem Okręgowym proces nie ma precedensu w historii. Oto były więzień Auschwitz skarży publiczną niemiecką TV ZDF za kłamstwo o „polskich obozach zagłady”. Nawet sami Niemcy przyznają, że ma szansę wygrać

Karol Tendera zadziwia witalnością. Chodzi – a właściwie biega – tak szybko, że trudno za nim nadążyć. Mówi głośno i dobitnie, a zarazem błyskotliwie i barwnie. Jeździ na spotkania. Ma 93 lata. Właśnie wraca z cmentarza, zapalał znicze na grobach kolegów. Zostało ich niewielu.

– Dobry rocznik, ale każdy się kiedyś kończy. Mnie jednak z jakichś powodów Bóg trzyma przy życiu. I to jak! – dodaje emerytowany inżynier budownictwa. Nie tylko on wierzy, że została mu do wypełnienia co najmniej jedna ważna misja.

Niespełna dwa lata temu pozwał niemiecką telewizję ZDF, która – reklamując film opowiadający o oswobodzeniu przez Sowietów Majdanka i Auschwitz – użyła nazwy „polskie obozy zagłady”. Co ciekawe, niemiecko-francuski kanał telewizyjny ARTE, w którym pokazano ów dokument, posłużył się w przesłanej mediom zapowiedzi poprawnym zwrotem: „niemieckie nazistowskie obozy zagłady w okupowanej Polsce Majdanek i Auschwitz”. – Wygląda na to, że ZDF celowo to zmienił – oburzył się Karol Tendera, były więzień Auschwitz, autor książki pamiętnika na ten temat, sekretarz krakowskiego klubu byłych więźniów niemieckich obozów.

Proces wytoczony przed polskim sądem wzbudza coraz większe zainteresowanie w świecie. W okolicach 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz o niezwykłym pozwie mówiły i pisały niemal wszystkie najważniejsze media w Niemczech. Do krakowskiego mieszkania Tendery przy Brodowicza co rusz zjeżdżają dziennikarze zza Odry. Sceptyczni, zdziwieni – nagle zaczynają rozumieć. Jak Alice Bota, redaktorka działu politycznego w szanowanym dzienniku „Die Zeit”.

W tekście „Nie było żadnych polskich obozów koncentracyjnych” napisała: „Tendera czuje się osobiście zraniony. Przede wszystkim jednak obawia się, że za pomocą słów, przeinaczeń i nieścisłości, wystarczająco często powtarzanych, historia zacznie być opowiadana zupełnie inaczej, a mianowicie tak: to były polskie obozy koncentracyjne, a więc Polacy ponoszą za to odpowiedzialność”.

Bota sugeruje, co się w RFN myśli o pozwie Tendery oraz działaniach polskiego rządu, który – w przypadku użycia kłamliwego zwrotu – „napomina i śle noty protestacyjne”. W powszechnym mniemaniu – to „przesada, nadwrażliwość starego człowieka i kraju”.

„Polskie reakcje można też uznać za zadufane, histeryczne, wręcz małostkowe: przecież błędy czasem się zdarzają, zwłaszcza dziennikarzom. Nikt nie chciałby na poważnie kwestionować, że to Niemcy byli odpowiedzialni za zgładzenie milionów ludzi. Wielu niemieckim mediom zdarzyło się popełnić ten błąd (…). Dlaczego nie wystarczy jedna korekta, jak to w przypadku błędów zwykle bywa? Dlaczego potrzebne są publiczne przeprosiny i 50 000 euro, których przekazania na cele społeczne domaga się Tendera?” – pyta dziennikarka. I rozglądając się po mieszkaniu „pełnym symbolicznych rodzinnych pamiątek”, wsłuchuje się w opowieść krakowianina.

– Byłem uczniem krakowskiej Szkoły Mechanicznej – gubernator Hans Frank zakładał, że Polacy mogą się kształcić najwyżej w zawodówkach. 2 marca 1940 roku – to był ładny słoneczny dzień – wywieziono nas wprost ze szkoły na roboty do Hanoweru, do fabryki samolotów. Pracowaliśmy tam jak automaty: pobudka, apel, praca, powrót do baraków – wspomina pan Karol.

Po dwóch latach udało mu się uciec. W Krakowie zastał niemieckie nazwy ulic, wszech-obecne swastyki. Łapanki i dojmujący strach. – Brak Żydów. Nie wiedziałem o getcie, o wywózkach do Auschwitz – wspomina. Wpadł 19 stycznia 1943. Trafił na Montelupich. – Po każdej akcji krakowskiego podziemia gestapowcy wyrzucali więźniów na korytarz i bawili się w odliczanie. Wybranych wywozili na rozwałkę do Krzeszowic. Ocaleni płakali, modlili się, złorzeczyli lub przez wiele godzin milczeli. A to był tylko przedsionek piekła – wspomina.

5 lutego 1943 trafił Auschwitz. Na ponad dwa lata został numerem 100430. Eksperymenty „medyczne” przeprowadzał na nim Mengele. – Myślałem, że Auschwitz to piekło. Ale nie znałem Birkenau! Tam straciłem wiarę i wolę życia. Nie potrafiłem się modlić. Pytałem: gdzie jest Bóg? Czemu pozostaje głuchy na rozdzierający krzyk dzieci idących szeregami do komór gazowych? – opowiada.

Przeżył dzięki pomocy współwięźniów, m.in. krakowian, których znał z podwórka. Wciągnęli go do obozowego ruchu oporu, założonego przez Witolda Pileckiego. Kiedy zimą 1945 pod Oświęcim podeszli Sowieci, Niemcy przepędzili tysiące więźniów w marszu śmierci. Tendera dotarł do obozu Leitmeritz w Czechach. Wolności doczekał dopiero ostatniego dnia wojny…

Wysłuchawszy tej historii Alice Bota jeszcze raz rozgląda się po mieszkaniu i zauważa: „Można zrozumieć, że w tym procesie chodzi o jego życie, jego historię zagłady i przetrwania, prawdę Karola Tendery, która w jego oczach została sprofanowana. Słowo [o „polskich obozach”], grozi mu odebraniem jego historii. To nie Polacy go bili i torturowali, ale Niemcy”. I dodaje: „Nie wierzy, że ta pisanina o >polskich obozach koncentracyjnych< jest przypadkiem lub niedokładnością; on widzi w tym kalkulację, zwłaszcza w niemieckich mediach, gdzie nic nie jest przypadkiem”.

Dziennikarka dziwi się, gdy pracowniczka polskiego MSZ informuje, że co roku znajduje się w mediach około 110 do 130 takich „błędów”, czasem nawet więcej. „Co trzeci dzień pojawia się gdzieś w świecie coś na temat >polskich obozów koncentracyjnych<, które nie były polskie i można sobie zadać pytanie, jak często nieprawda musi być powtarzana, aby chociaż jej fragment utrwalił się w pamięci” – czytamy w „Die Zeit”.

Dziennikarze, zwłaszcza niemieccy, pytają często Tenderę, czy jego pozew nie wynika przypadkiem z nienawiści i chęci zemsty na potomkach oprawców. Dodają, że świetnie by to zrozumieli. Były więzień gwałtownie protestuje. – Przecież ci, którzy zgotowali mi piekło, pewnie już nie żyją. Niech ich Bóg osądzi. Co mają do tego ich dzieci, wnuki? One nie są niczemu winne – uważa Karol Tendera. Wspomina, jak po uwolnieniu z obozu znalazł schronienie w czeskim gospodarstwie. Dzień później pojawili się tam dwaj niemieccy oficerowie: – Prosili o pomoc, bo Sowieci rozstrzeliwali na miejscu wszystkich mundurowych, a niemieckie kobiety gwałcili. Mogłem tych hitlerowców wydać, podobnie jak dwie Niemki, które ukrywały się w tym gospodarstwie. Ale im pomogłem. Ja, sam w pasiaku, załatwiłem im cywilne ubrania. Dzięki temu przeżyli. Powiedziałem sobie: nie będę taki, jak oni. Nie będę się mścił, bo to zatruwa duszę i życie.

Tłumaczy to cierpliwie niemieckim dziennikarzom. I nauczycielom. I historykom. I grupom młodzieży podczas pięciogodzinnych „spotkań z żywym świadkiem historii”.

W trakcie styczniowych obchodów 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz wyszukał prezydenta RFN Joachima Gaucka. Podszedł, przedstawił się i uścisnął dłoń zapewniając: „Nie żywię urazy do Niemiec ani do Niemców. Chodzi mi wyłącznie o historyczną prawdę”.Wierzy, że jeszcze za jego życia niemieccy dziennikarze przestaną popełniać „błędy” o „polskich obozach”. Jest jednak pewien, że nie stanie się tak za sprawą kolejnych „dyplomatycznych napomnień, not i sprostowań”. Skutek odnieść może jedynie przykładne ukaranie depczących prawdę.

***

Oprócz Karola Tendery, jeszcze dwie osoby pozwały niemieckie media za użycie kłamliwego zwrotu o „polskich obozach”. Niedawno Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew Zbigniewa Osewskiego, syna akowca, który poczuł się dotknięty zamieszczeniem tego sformułowania na łamach dziennika „Die Welt”.

Wprawdzie sąd potępił używanie feralnego zwrotu, ale podobnie jak w procesie wytoczonym w Olsztynie magazynowi „Focus” przez dr Janinę Luberdę-Zapaśnik, byłą więźniarkę niemieckich obozów w Toruniu i Potulicach – uznał, że nie zostały naruszone dobra osobiste konkretnej osoby, bo zwrot nie dotyczył „bezpośrednio powoda, ani jego bliskich”.

– W Krakowie mamy do czynienia ze sformułowaniem dotyczącym konkretnego obozu – Auschwitz, a człowiekiem, którego dobro zostało naruszone, jest były więzień tegoż obozu. Dlatego wierzymy, że sąd uzna racje pokrzywdzonego – mówi mec. Lech Obara, który wraz ze stowarzyszeniem Patria Nostra wspiera byłego więźnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski