Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy wreszcie stają się wartością

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
(zdjęcie ilustracyjne)
(zdjęcie ilustracyjne) Fot. Adam Wojnar
Rynek pracy. Po wielu chudych latach nastały lepsze czasy dla pracowników. To oni zaczynają dyktować warunki i skutecznie domagać się podwyżek. Nie w każdej branży.

4313 złotych i 57 groszy wyniosło średnie wynagrodzenie w Polsce w kwietniu - o 4,6 proc. więcej niż rok temu. A to nie koniec dobrych wieści dla pracowników. Połowa przedsiębiorców planuje powiększenie załogi, więc bezrobocie będzie nadal maleć - według Eurostatu wynosi ono już niewiele ponad 6 proc. Zwiększy to presję na wzrost płac: tylko z tego powodu, mimo utrzymującej się deflacji, wynagrodzenia w tym roku mogą wzrosnąć o 5 proc., a nawet więcej.

Ale powodów do podwyżek jest więcej. Na rynek pracy wszedł niż demograficzny, więc wielu firmom dramatycznie brakuje fachowców, zwłaszcza że ci, którzy wyemigrowali, wcale nie kwapią się do powrotu. Mało tego - według agencji pracy Work Service - co piąty Polak chce wyjechać z kraju za chlebem. Efekt? Jeszcze dwa lata temu agencje z łatwością znajdowały pracowników dla swych klientów, a dziś muszą ich szukać w promieniu 150 kilometrów od miejsca zatrudnienia.

- Problemy ze znalezieniem pracowników ma już w tej chwili większość przedsiębiorców i dotyczy to zarówno tych, którzy szukają ludzi po studiach, jak i tych, którzy potrzebują osób po zawodówce - mówi Andrzej Tutajewski, prezes Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych (MPOG), zrzeszającego tysiące firm, głównie małych i średnich. Dodaje, że rynek łaknie zwłaszcza absolwentów szkół technicznych.

Sytuacja stała się tak poważna, że część firm zaczyna mieć problem nawet z utrzymaniem stanu zatrudnienia, bo konkurenci podkupują im pracowników. Według raportu NBP o sytuacji w sektorze przedsiębiorstw blisko 70 proc. spółek zwiększyło w zeszłym roku pulę środków na wynagrodzenia. Przedsiębiorcy mogli sobie na to pozwolić, bo rosły ich przychody, a malały koszty (transportu, surowców, materiałów).

Dalszym podwyżkom płac sprzyja kilka innych czynników: startujące właśnie rekordowe w historii inwestycje unijne (z naciskiem na innowacje, które wymagają wykwalifikowanych kadr) oraz inwestycje spółek skarbu państwa i prywatnych przedsiębiorców. Znaczenie będzie miało też zapowiadane przez rząd odmrożenie płac w urzędach oraz wprowadzenie płacy minimalnej (12 zł) za godzinę. Widać już także efekt… programu 500 plus, który osłabia aktywność zawodową, głównie kobiet: trzeba im więcej zapłacić, by nie zostały „przy dziecku”.

Przeciwko podwyżkom płac mogą zadziałać dwa czynniki. Pierwszy to automatyzacja i robotyzacja stanowisk pracy: zagrożeni są m.in. pocztowcy, bankowcy, księgowi, finansiści i analitycy niższego szczebla, a w dłuższej perspektywie także kierowcy. Drugim czynnikiem jest narastająca u przedsiębiorców niepewność o przyszłość, związana z sytuacją polityczną. Niepokój zapanował zwłaszcza wśród zagranicznych inwestorów, którzy płacą pracownikom średnio o 30 proc. więcej niż rodzimi pracodawcy. Wiele zależy więc od dalszych posunięć rządzących: jeśli na dobre wystraszą przedsiębiorców, ci przestaną inwestować i o nowych miejscach pracy oraz podwyżkach można będzie zapomnieć.

Według Eurostatu pod względem dochodów na głowę przegoniliśmy właśnie Grecję, a w ciągu dwóch lat wyprzedzimy Portugalię (warszawiacy już są bogatsi od lizbończyków). To duży skok: w chwili wejścia do UE przeciętny Polak zarabiał dwa razy mniej niż Grek. Zdaniem wielu analityków Polska ma największy w Europie potencjał dalszego wzrostu płac. Wynika to z szybszego niż w innych krajach rozwoju, za którym w ostatnich latach nie nadążały wynagrodzenia: mamy wydajność na poziomie 74 proc. wydajności Niemców, a płace na poziomie 43 proc.

Według NBP blisko 70 proc. polskich przedsiębiorców musiało w zeszłym roku zwiększyć pulę pieniędzy na wynagrodzenia. Można tu mówić o przywracaniu równowagi, bowiem w poprzednich latach, zwłaszcza w okresie od 2011 do 2013 roku, stosunek płac do uzyskiwanych przez firmy przychodów i zysków był rekordowo niski. Polska zanotowała wówczas najmniej korzystną dla pracowników w Unii Europejskiej relację między sumą wynagrodzeń a wielkością PKB. Pracodawcy mieli pieniądze (na kontach firm wylądowało ćwierć biliona złotych), ale - przy wysokim bezrobociu - to oni dyktowali warunki i nie musieli więcej płacić. Teraz jest inaczej.

O braku rąk do pracy mówili wszyscy uczestnicy niedawnej debaty „Dziennika Polskiego”, reprezentujący największe organizacje przedsiębiorców, m.in. BCC, Izbę Przemysłowo-Handlową i MZP Lewiatan. Wniosek: kto chce znaleźć odpowiedniego fachowca, z dyplomem czy bez, musi mu zapłacić sporo więcej niż dotąd. Część firm zaczyna mieć problem nawet z utrzymaniem załogi, bo konkurenci podkupują im pracowników. W niektórych branżach, m.in. w informatyce (IT), przetwórstwie przemysłowym, transporcie, usługach i sprzedaży oraz w budownictwie zjawisko to ma już charakter masowy. Zawodowi rekruterzy zwracają uwagę, że właśnie zmiana pracodawcy jest dziś dla pracowników głównym sposobem na uzyskanie solidnej podwyżki.

Firmy mają pieniądze na podwyżki, bo ich przychody rosną, a większość kosztów maleje. Potwierdzają to badania przeprowadzane w I kwartale na zlecenie Krajowego Rejestru Długów BIG: sytuacja finansowa 29 proc. przedsiębiorców poprawiła się, u 58 proc. pozostała bez zmian, a tylko 13 proc. skarży się na jej pogorszenie. - W siedmioletniej historii badania jeszcze nigdy tylu przedsiębiorców nie wskazało na poprawę swojej sytuacji finansowej - podkreśla Adam Łącki, prezes KRD.

Wielu pracowników denerwuje się, słysząc, jakie jest średnie wynagrodzenie w kraju wg GUS. Faktycznie - owa średnia (ponad 4,3 tys. zł) dotyczy tylko przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 9 osób, czyli mniejszości; sumę taką (lub większą) zarabia jedna trzecia Polaków, połowa z nas dostaje mniej niż 3,3 tys. zł, a najczęściej występującym wynagrodzeniem jest ok. 2,5 tys. zł. Teraz jednak właśnie owe najmniej uposażone grupy mogą liczyć na największe podwyżki. Powodów jest kilka. Najważniejsze to: planowana emigracja osób o niskich kwalifikacjach (więc zabraknie ich na rynku pracy), wprowadzenie stawki 12 zł za godzinę na zleceniach (w branży ochroniarskiej, sprzątającej i w handlu są dziś one dwa razy niższe) oraz program 500 plus.

Efekty są już widoczne: w marcu podwyżki dla pracowników ogłosiła niemiecka sieć Lidl (stawki zaczynają się od 2400 zł, a w przypadku menedżerów od 5 tys. zł), to samo zrobiła portugalska Biedronka (od 2250 zł), a to z kolei wymusiło ruchy w innych sieciach. Brytyjskie Tesco zwiększy od czerwca wynagrodzenia o 7 proc. - minimum wyniesie zatem 2,3 tys. zł. Podwyżki w dużych sieciach będą wywierać presję na właścicieli małych sklepów, którzy przeważnie oferowali dotąd pracownikom ustawową płacę minimalną (1850 zł). Ta ostatnia już za rok ma wynieść 1970 zł, czyli o 6,5 proc. więcej niż dziś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski