Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawa człowieka powszechne?

Redakcja
Przypadająca dziś, 10 grudnia, sześćdziesiąta rocznica ogłoszenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ, dokumentu, od którego datuje się wielka międzynarodowa kariera praw człowieka, skłania do refleksji nad kilkoma wątkami. Czy prawa człowieka zmieniły obraz świata drugiej połowy XX wieku? Czy potrafimy skutecznie egzekwować przestrzeganie tych praw? A przede wszystkim, czy prawa człowieka stały się rzeczywiście powszechne?

Słabość instytucji

Siła języka
Sukces praw człowieka bez wątpienia widoczny jest w najbardziej dostrzegalnym aspekcie, a mianowicie w języku. O prawach człowieka mówią wszyscy. Powołują się na nie ruchy opozycyjne w państwach autorytarnych, tysiące pozarządowych organizacji działających na poziomie lokalnym, krajowym i międzynarodowym oraz liczne ruchy emancypacyjne. Prawa człowieka, lub niewiele różniąca się kategoria, jaką są prawa podstawowe, powoływane są prawie w każdym dokumencie prawnym i politycznym Unii Europejskiej.
Prawa człowieka weszły do edukacji. Również Kościół katolicki, choć początkowo niechętny, powoływać zaczął się na prawa człowieka, stając się ich zdeklarowanym obrońcą w okresie komunistycznej smuty. Od praw człowieka nie są też w stanie stronić politycy i to niezależnie od kraju, z jakiego pochodzą. To jednakże świadczy już raczej o słabości systemu praw człowieka niż o jego sile. Gdy sam miałem okazję usłyszeć podczas obrad Rady Społeczno-Ekonomicznej ONZ przedstawiciela Chin wypowiadającego się o "tradycyjnym" przywiązaniu jego kraju do realizacji praw człowieka, najbardziej zaskoczył mnie nie sam fakt tej wypowiedzi (w końcu dyktatury często mydlą oczy), lecz to, że nikt z przedstawicieli innych państw nie wydawał się zdumiony takim stwierdzeniem, o jakiejkolwiek reakcji nawet nie wspominając.
Teoretycznie prawie wszystkie państwa świata podpisały większość międzynarodowych traktatów chroniących prawa człowieka. Jednakże ich realizacja nie daje już tak optymistycznych wyników. Traktaty te zostały w procesie ratyfikacyjnym obciążone licznymi zastrzeżeniami w wielu państwach świata, a do tych, które miały najwięcej wątpliwości, należą przede wszystkim państwa zachodnie, w których koncepcja praw człowieka się zrodziła. Biorąc pod uwagę sztandarowy akt, Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ, najwięcej zastrzeżeń zgłosiły Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Austria, Francja i Holandia.
Paradoksalnie jednak nie powinno być zaskakujące, iż to państwa naszego kręgu cywilizacyjnego zgłaszają zastrzeżenia; świadczy to bowiem, iż podchodzą do problemu z powagą. Jeżeli wśród państw, które przyjęły pakt bez zastrzeżeń oprócz Polski, Hiszpanii, Portugalii, Litwy, Łotwy i Estonii znaleźć można tak wątpliwe z punktu widzenia sukcesów w realizacji praw człowieka, jak Kongo, Sudan, Egipt, Uzbekistan, Koreę Północną i Haiti, to prawdopodobnie dlatego, że zdają sobie one dobrze sprawę ze słabego ich wpływu na politykę wewnętrzną, ze względu na słabość systemu kontroli. Brak ratyfikacji paktu mógłby się natomiast wiązać z poważnymi skutkami ekonomicznymi i politycznymi. Sygnatariusze podpisują zatem traktaty chroniące prawa człowieka posługując się czystą kalkulacją potencjalnych zysków i strat.
Państwa, które brutalnie obchodzą się ze swoimi obywatelami, z reguły skutecznie wymykają się kontroli instytucji mających sprawować nadzór nad przestrzeganiem praw człowieka. Komisja Praw Człowieka ONZ, pracom której niegdyś przewodziła Libia, została zastąpiona w 2006 roku przez Radę Praw Człowieka. Z jej powołaniem wiązano ogromne nadzieje na poprawę skuteczności tego systemu, ale jak na razie nic nie wskazuje na ich spełnienie. Wśród jej członków odnaleźć można Rosję, Chiny, Indie i Kubę, a połowa jej składu uznawana jest przez amerykańską organizację Freedom House za państwa niewolne lub wolne jedynie częściowo. Ze względu na liczną reprezentację państw muzułmańskich zajmuje się głównie potępianiem Izraela. Świadczy to tylko o tym, jak idea praw człowieka została zaprzęgnięta do celów politycznych.

Prawa człowieka w Europie

Jedyny skuteczny międzynarodowy mechanizm ochrony praw człowieka stworzony został w Europie. W systemie Rady Europy Europejski Trybunał Praw Człowieka strzeże przestrzegania praw wydając wiążące państwa wyroki. Europejski Trybunał Sprawiedliwości, będący sądem Unii Europejskiej, przyjął samodzielnie doktrynę praw podstawowych w swoim orzecznictwie. Sama UE, która opiera się na "zasadach wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawnego", powołuje kolejne instytucje kontrolne mające trzymać pieczę nad jej państwami członkowskimi.
Jednakże ten różowy pozornie obraz nabiera coraz więcej odcieni szarości, w miarę bliższego przyglądania się mu. Państwa europejskie mają coraz mniejszą zdolność upowszechniania praw człowieka na arenie ogólnoświatowej. Eksperci z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (European Council on Foreign Relations) doszli do takiego wniosku badając zdolność osiągania celów na forum ONZ. Wyniki ich badań wskazały na malejący wpływ Europy na wszystkich trzech podstawowych forach: w Zgromadzeniu Ogólnym, w Radzie Bezpieczeństwa i w Radzie Praw Człowieka, przy jednoczesnym wzroście siły państw chroniących absolutnej suwerenności, z Chinami i Rosją na czele.
Autorzy raportu zdają się dostrzegać przyczyny tego stanu rzeczy głównie w niedostatkach systemowych i tak też projektują środki zaradcze. Wydaje się jednak, że przyczyny tkwią znacznie głębiej.
Również w Europie prawa człowieka (tak samo w USA, choć tam ma to słabsze skutki) wykorzystywane są instrumentalnie. Stały się bowiem instrumentem w wojnie kulturowej, którą lewicowe i emancypacyjne ruchy toczą z tradycyjną, opartą na chrześcijaństwie kulturą świata zachodniego. Efektem tych zmagań są próby wpisania w język praw człowieka "prawa do aborcji" (np. sprawa Alicji Tysiąc), postulaty równouprawnienia związków homoseksualnych pod kątem małżeńskim i rodzicielskim (np. projekt najnowszego raportu Parlamentu Europejskiego nt. przestrzegania praw podstawowych) czy definiowanie wolności religijnej jako "wolności od religii" (np. zakaz noszenia symboli religijnych w szkołach).
Na dwa sposoby osłabia to rolę Europy i świata zachodniego w ogóle jako promotora praw człowieka na świecie. Po pierwsze, osłabia determinację, gdyż trudno jest się zajmować prawami człowieka u innych, skoro cały czas jest jeszcze coś do zrobienia na własnym podwórku. Tym bardziej że ochrona "praw" kobiet (w ciąży), gejów i lesbijek kosztuje różnych obrońców człowieka dużo mniej wysiłku i jest dużo bezpieczniejsza, niż np. obrona praw więźniów politycznych w Chinach lub na Kubie. Świadczą o tym smutne przypadki zmiany agendy tak zasłużonych organizacji, jak Amnesty International czy Human Rights Watch, które nagle wpisały się w nowoczesny nurt praw człowieka. Nie dziwi w tym kontekście również, że państwa europejskie nie tylko nie są w stanie, ale nawet nie chcą wystąpić zdecydowanie w obronie wyznawców najbardziej prześladowanej religii na świecie - chrześcijaństwa.
Po drugie, osłabia to wiarygodność samej idei praw człowieka w państwach z innego obszaru kulturowego.

Powszechność praw

Prawa nie funkcjonują w próżni. Zawsze działają w pewnym kontekście kulturowym. Są raczej zwieńczeniem moralności, a nie wskaźnikiem dla niej. Przynajmniej tak było niegdyś.
Czy można prawa sformułować tak, aby były możliwe do zaakceptowania powszechnie, w wielu kontekstach kulturowych i moralnych? Jeżeli jest to w ogóle możliwe, to jedynie na bardzo ogólnym poziomie. "Prawo do życia, wolności oraz poszukiwania szczęścia", jak amerykańska Deklaracja niepodległości z 1787 roku nazywała prawa naturalne przysługujące każdemu człowiekowi, być może zostałyby zaakceptowane przez wszystkich ludzi (choć nie przez wszystkie rządy) jako wspólny mianownik. Jednakże im bardziej ogólnoświatowy system praw człowieka zmierza do większej konkretyzacji tych praw oraz silniejszych narzędzi ich stosowania, tym bardziej kurczy się pole do zgody. Kto w świecie muzułmańskim zaakceptuje prawo do małżeństw homoseksualnych? Czy zatem nie Kościół katolicki ma rację w ostrożnym postępowaniu w tym temacie?
Sukces i popularność deklaracji zależała po części od tego, że był to dokument niewiążący prawnie, a po części od tego, iż sformułowany był ogólnie, celowo pomijając kwestię uzasadnienia praw człowieka. Dziś wciąż aktualne jest zapisane przez Maritaina wyjaśnienie uczestników prac nad deklaracją powodów ich powszechnej zgody na nią: "zgadzamy się, pod warunkiem, żeby nas nie pytać: dlaczego. »Dlaczego« otwiera dyskusję na nowo".
Zarówno konkretyzacja praw (np. konkretyzacja równości ludzi jako równości absolutnej w zdolności do małżeństwa), jak i próba narzucania wiążących norm prawnych stawiają niezmiennie to kluczowe pytanie: dlaczego? Dlaczego wszyscy mają przyjąć europejski (w najnowszej wersji liczący sobie zaledwie kilkadziesiąt lat) system aksjologiczny wyrażony w prawach człowieka? Bez wątpienia nie służy to idei promocji tych praw na całym świecie.
Jeżeli zależy nam na uzyskaniu szacunku dla praw człowieka, być może należy zrobić krok wstecz w kierunku deklaracji. Być może należy za pozorną jedynie cenę likwidacji części mechanizmów chroniących mocno skonkretyzowane prawa człowieka wrócić do tej podstawy, która dla wszystkich była możliwa do zaakceptowania. Wbrew temu, co marzy się wielu, nie zbawimy świata poprzez prawa człowieka. Ale jeżeli będziemy używać ich rozsądniej i z większą pokorą, być może poprawimy trudny los części ludzi, którzy gnębieni są przez autorytarne reżimy.
Maciej Brachowicz\
\
Autor jest ekspertem Klubu Jagiellońskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski