MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prawda nigdy nie leży pośrodku i nie może być wynikiem negocjacji

Redakcja
Fot. Archiwum MSZ
Fot. Archiwum MSZ
W styczniu 2008 r. został Pan współprzewodniczącym Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych. Czy od tego czasu trudnych problemów w naszych stosunkach ubyło?

Fot. Archiwum MSZ

ROZMOWA. Z prof. ADAMEM ROTFELDEM - szefem Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych - o zbrodni katyńskiej

- Grupa nie decyduje o rozwiązywaniu problemów w stosunkach między naszymi krajami. Od tego są instytucje państwowe i konkretne urzędy. Minister spraw wewnętrznych zajmuje się np. trudnymi kwestiami dotyczącymi nieruchomości, a Ministerstwo Kultury - sporządzeniem inwentarza dóbr kultury, które z różnych historycznych powodów znalazły się na terytorium byłego Cesarstwa Rosyjskiego, potem - ZSRR. Grupa skupia się natomiast na tym, co wymyka się oficjalnej urzędowej "rutynie". Przede wszystkim na znalezieniu wyjścia z impasu w sprawach, które są bolesne, tragiczne i wymagają myślenia wychodzącego poza przyjęte konwencje. Do takich należy przede wszystkim sprawa zbrodni katyńskiej.
Na czym ten impas polega?
- Sprawa wymaga rozwiązania politycznego. Jest najważniejsza w katalogu problemów, jakie udało nam się w ramach prac zdefiniować. Przypomnę, że formalnie grupa istnieje od 2002 roku, ale przez lata w zasadzie nie pracowała. W nowym składzie uzgodniliśmy już 15 bloków tematycznych. Część spraw nie budzi emocji - jak tajne porozumienie rosyjsko- -niemieckie w Rapallo, które zaciążyło na naszych stosunkach z tymi krajami. Udało nam się przygotować ekspertyzy dotyczące każdej kwestii z owego katalogu. W większości zostały zresztą napisane przez członków grupy. Mamy już spojrzenie obu stron, czasem zbieżne, niekiedy rozbieżne, ale to nie znaczy, że jeśli sprawy nie budzą kontrowersji między historykami, nie ma ich między Polską a Rosją. Zbrodnia katyńska pozostaje sprawą najtrudniejszą.
Na ile politycy, zwłaszcza rosyjscy, interesują się pracami grupy? Może to rodzaj klubu dyskusyjnego, z którego spotkań dla obu krajów niewiele wynika?
- Interesują się. Zwłaszcza sprawą katyńską. Zresztą członkowie grupy od razu uznali, że nie możemy udawać, iż zajmujemy się sprawami prostymi, a trudne odkładamy na bok. Przeciwnie - od tego zaczęliśmy. W Krakowie podczas ostatniego spotkania doszliśmy do wniosku, że grupa wyczerpała możliwości działania w sprawie Katynia. Współprzewodniczący zostali upoważnieni do przygotowania konkretnych propozycji dla rządów obu państw. Wspólnie z prof. Anatolijem Torkunowem, rosyjskim współprzewodniczącym, przygotowaliśmy list do ministrów spraw zagranicznych i przekazaliśmy za ich pośrednictwem propozycje dla rządów obu państw. Rosyjski MSZ uczestniczył w konsultacjach dotyczących tekstu. Uzgodniona wersja trafiła na biurko ministra Ławrowa, a u nas - ministra Sikorskiego. Rozmawiałem na ten temat również z premierem Tuskiem. Szefowie rządów oczekiwali, że grupa da impuls do rozwiązania sprawy katyńskiej. W moim przekonaniu, przedstawione propozycje odpowiadają oczekiwaniom i środowisk związanych z rodzinami katyńskimi, i znacznej części rosyjskiego społeczeństwa.
Jakie to propozycje?
- Uzgodniliśmy z rosyjskim partnerem, że w sprawach szczegółowych rozwiązań zachowamy dyskrecję. Ważniejsze jest to, by adresaci podjęli stosowną decyzję. Powinna ona zawierać osąd polityczno-moralny jednej z najpotworniejszych zbrodni reżimu stalinowskiego. To po pierwsze. Po drugie - zapewnić jej upamiętnienie. Po trzecie - stworzyć instytucjonalne formy współdziałania polskich i rosyjskich służb archiwalnych w uzyskiwaniu dostępu do materiałów i prowadzenie badań. Trzeba też zastanowić się nad formą wychowywania społeczeństw w obu państwach tak, aby takie zbrodnie nie były możliwe w przyszłości i przekazać przyszłym pokoleniom pamięć zgodną z prawdą historyczną.
O jakie instytucjonalne formy chodzi? Nieoficjalnie mówi się, że Rosjanie w związku ze zbliżającą się 70. rocznicą zbrodni katyńskiej skłonni byliby np. współfinansować muzeum, pomnik, instytut czy sanatorium dla krewnych ofiar NKWD. Takie sugestie padają ze strony rosyjskich członków grupy?
- Ze strony rosyjskiej nie padają żadne propozycje. W tej sprawie rozwiązania sugeruje strona polska. Po stronie rosyjskiej minione lata stworzyły klimat, że im ciszej nad tą sprawą, tym lepiej. Rosjanie obawiają się, że sprawa katyńska wywołuje po stronie polskiej negatywne emocje nie tylko wobec reżimu stalinowskiego, ale i wobec państwa oraz narodu rosyjskiego. Wiele razy tłumaczyłem, że nie ma u nas rusofobii, natomiast istnieje uzasadnione historycznie zaniepokojenie polityką rosyjskiego imperium. Powiem tyle: znaleźliśmy dobre rozwiązanie. Szerzej będę o tym mówił, kiedy premierzy lub ministrowie podejmą stosowne decyzje.
Mówi Pan o współpracy archiwalnej, a czy grupa może pomóc rodzinom ofiar zamordowanych w Katyniu uzyskać dostęp do dokumentów śledztwa, jakie są w archiwach moskiewskich? Mają rzekomo zawierać tajemnice państwowe.
- To jeden z postulatów, który w owym liście się znalazł. Chodzi o dostęp do dokumentów nie tylko dla rodzin ofiar, ale dla wszystkich - historyków, badaczy. To elementarna sprawa. Szalenie ważna jest też kwestia edukacji - przesłania dla kolejnych pokoleń. Nie jednorazowa akcja czy uroczystość.
1 września na Westerplatte być może pojawi się premier Władimir Putin. Czy nie jest to okazja, by mówił nie tylko o 1 września, ale i o 17 września? Tego oczekiwaliby Polacy.
- O ewentualnej wizycie premiera Putina nie chcę mówić, bo nie uczestniczę w jej przygotowaniach. Nie wiem nawet, czy odbędzie się w tym czasie. Wiele zależy od tego, jaką koncepcję uroczystości mają rządy, które zapowiedziały udział w tej uroczystości. Mogą to być obchody z udziałem zagranicznych polityków głównie jako uczestników czy okazja do formułowania ważnych koncepcji, co oznaczałoby, że mieliby wygłosić istotne przemówienia. Nie wiemy też, czy będzie to szeroka reprezentacja, czy tylko nasi najbliżsi sąsiedzi. Według mnie, powinna być to godna uroczystość na miarę znaczenia tej daty. Przyjazd premiera Putina byłby istotny choćby z tego powodu, że rosyjskie społeczeństwo dowiedziałoby się, iż II wojna światowa wybuchła 1 września 1939 roku, a nie 22 czerwca 1941 roku.
Skoro członkowie komisji ds. trudnych mówią w wielu sprawach niemal jednym głosem, to jak jej rosyjscy członkowie reagują na publikacje takie, jak na stronie rosyjskiego MON - o tym, że Polska odpowiada za wybuch II wojny, skoro nie chciała spełnić uzasadnionych życzeń Hitlera? Takie artykuły, nieprzypadkowe przecież, podważają wiarygodność partnera.
- Reagują negatywnie. Wielu wstydzi się takich "ekscesów". Większość z naszych partnerów rosyjskich ma dobrą wolę. Są też Rosjanie, którzy zdają sobie sprawę, że kwestia Katynia to w istocie problem rosyjski. Mówią: to my powinniśmy szukać rozwiązań, a nie zmuszać naszych polskich sąsiadów, by upominali się o coś, co powinno być dawno załatwione. Jest jednak jasne, że przypadkowy skrajny nacjonalista nie ma możliwości publikowania na oficjalnej stronie internetowej rosyjskiego MON. Taki artykuł oznacza, że w tym duchu kształtowane są postawy żołnierzy, do których tekst był adresowany. Jednak w wyniku polskich i rosyjskich reakcji tekst zdjęto.
Mówił Pan w wywiadzie, że gdyby IPN skończył śledztwo katyńskie, ułatwiłoby to pracę grupy. Nadal tak Pan uważa?
- Powiedziałem coś innego. Wyraziłem pogląd, że śledztwo katyńskie można byłoby zakończyć, gdyby zostały nam udostępnione dokumenty. Optymalnie - we współpracy z Rosjanami, bo ważne jest, by usunąć ich obawy, że chodzi nam o otwarcie worka roszczeń bez dna. Rodziny katyńskie temu zaprzeczają, ale taka obawa w Rosji istniała. Zadaję sobie - jak wszyscy - pytanie, dlaczego pewne dokumenty, które były jawne w latach 90., zostały ponownie utajnione? To absurd, skoro część z nich otrzymaliśmy na zlecenie prezydenta Jelcyna od dyrektora generalnego Archiwów Państwowych Federacji Rosyjskiej.
Krewni ofiar Katynia złożyli skargę do Strasburga. Nie domagają się jednak od Rosji pieniędzy.
- Ta decyzja jest zrozumiała, skoro sądy rosyjskie uniemożliwiają dostęp do materiałów śledztwa i - co najgorsze - używają języka żywcem z notatki Berii do Stalina z 1940 r., w której ten sugerował rozstrzelanie polskich oficerów bez sądu. Jeśli dziś rosyjski sąd mówi o tych ofiarach jako o "dywersantach i wrogach władzy radzieckiej", to jest to horrendum. Ale nieporównanie ważniejsze od strony formalno-prawnej jest to, jakie miejsce zajmie sprawa katyńska w pamięci narodów. Chodzi o to, żeby była to wspólna pamięć, a nie przeciwstawna, zatruwająca stosunki. Wystarczy wrócić do tego, co mówiła Rosja o zbrodni katyńskiej w latach 1992-93.
Wyobraża Pan sobie wspólny podręcznik polsko-rosyjski, w którym będzie mowa o Katyniu?
- Wyobrażam. Skoro mogą istnieć podręczniki weryfikowane przez komisję polsko-niemiecką, to dlaczego nie powinno to być praktyką w relacjach z innymi państwami? W przyszłości nasza grupa mogłaby taką propozycję sformułować.
W Rosji powołano niedawno komisję do walki z fałszowaniem historii. Od prof. Torkunowa usłyszeliśmy w Krakowie, iż to nie "wynalazek Kremla", lecz odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne. Rosjanie są oburzeni "próbami gloryfikowania zbrodniarzy nazistowskich w niektórych krajach". Chodzi oczywiście o kraje bałtyckie. U nas ta komisja ma złą prasę, ale czy potencjalnie grupa ds. trudnych nie mogłaby z nią współpracować?
- Nawet powinna. Powinniśmy przyjąć dekret prezydenta Miedwiediewa w dobrej wierze. Fałszowanie historii jest przedmiotem zainteresowania wielu państw - tak jest choćby w wypadku tzw. kłamstwa oświęcimskiego. Tyle że w dekrecie prezydenta powiedziano, iż chodzi o przeciwdziałanie temu, co szkodzi narodowi rosyjskiemu. A jeśli fałszywe historyczne tezy szkodzą narodowi polskiemu czy litewskiemu? Wbrew przywoływanej często opinii, jakoby "prawda miała zawsze leżeć pośrodku", powiedzmy wyraźnie: prawda prawie nigdy pośrodku nie leży. Prawda nie może być wynikiem negocjacji, ma adekwatnie odzwierciedlać rzeczywistość. Często jest blisko racji jednej ze stron konfliktu. Narody mają różną pamięć historyczną. W efekcie dochodzi do sporów. To, co powiedział prof. Torkunow, jest pewnie w sporej mierze prawdą. Różne środowiska postulują, aby zapobiegać fałszowaniu historii. Istnieje też nacisk grup nacjonalistycznych. Po powołaniu komisji prezydentowi Miedwiediewowi łatwiej powiedzieć: "postawiłem temu tamę".
Rozmawiała: Ewa Łosińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski