MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Precz z kaszanką!

Leszek Mazan
Mogłoby się wydawać, że gdy minie najsmutniejszy dzień w roku (rozbieranie choinki), święta Bożego Narodzenia będziemy mieli definitywnie z głowy.

Ha, może z głowy, ale nie z brzucha, o czym nadal przypomina ledwo, ledwo dopinająca się marynarka. Co robić? Co robić, gdy polskie życie w lutym nadal pełne jest pachnących słodkim ciastem opłatkowych spotkań? Jest ich tyle, że – jak mi opowiadał znajomy ksiądz – opłatkiem (w dalszej kolejności makowcem) łamiemy się jeszcze w Wielkim Poście, a jeden proboszcz wpadł w taki niedoczas, że łamał się z parafianami świętym wigilijnym chlebem jeszcze w Tłusty Czwartek, a nawet w Wielkim Tygodniu...

Odchudzanie idzie mi, osobliwie w zimie, nader ciężko. Na nic błagalne westchnienia do świętego Józefa, patrona rzeczy niemożliwych, na nic nawet intensywna lektura „Szwejka”, u którego normalnie znajduję radę na każdą sytuację bez wyjścia. Dobry Wojak sugeruje bowiem, by zastosować metodę kaprala Matiejki: chłopisko w drodze na front tak się przeżarło (entuzjastycznie witani na dworcach żołnierze grali w wagonach w wilki i owce kawałkami gęsiny na tabliczkach czekolady), że trzeba go było położyć na plecach i dwu szeregowców skakało mu po brzuchu.

Chłopa wprawdzie po godzinie ruszyło, i to od razu w obie strony, górą i dołem, ale co dobre w jadącym na front wagonie bydlęcym – nie uchodzi w porządnym krakowskim mieszkaniu. Inną sugerowaną metodą jest odchudzanie a la Baloun, wiecznie nienażarty, ogromny kucharz spod Czeskiego Krumlova. Po świniobiciu, obawiając się, że mąż pęknie, pani Balounowa kazała młynarczykowi wziąć bicz i przeganiać męża dookoła młyna...

Metoda może i skuteczna, łatwa do zaakceptowania przez żony, a przy pewnej modyfikacji możliwa do zastosowania nawet na osiedlu mieszkaniowym. Szukając odpowiedniego terenu na takie nocne gonitwy, wybrałem się przed kilkoma dniami późnym wieczorem na osiedle Krowodrza. Niestety, żadnej niezbędnej do ćwiczeń intymności. Krowodrza (kibole Cracovii) jest w stanie wojny z Białym Prądnikiem (Wisła), przy ulicy Krowoderskich Zuchów co drugi blok obsmarowany antypasiastymi hasłami i antywiślackimi szyderstwami: „W nocy przychodzicie. Ludzi budzicie. Bić się boicie. J....ć cały Prądnik Biały”.

Po namysle zdecydowałem się na dietę opartą na selekcji potraw. Prężąc muskuły silnej woli, wyeliminowałem (przynajmniej w restauracjach) moją ukochaną kiszkę, tę kiszkę, którą sam Wojciech Kossak tak kochał, że pewnego razu pożarł ją wraz z patykiem. Tyle że ten cudowny Dar Niebios w porządnych, wydawałoby się, lokalach krakowskich coraz częściej nazywany jest niczym w okolicach Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina, uczciwszy uszy Pań – k a s z a n k ą.

Nie wezmę do ust, więc automatycznie lecę z wagi. Podobnie z uwielbianym przeze mnie chrustem, który – o, wstydzie! w krakowskich (tak, tak, krakowskich...) cukierniach nazywany jest f a w o r k a m i. Jest jeden sposób na odchudzanie, trudny, lecz skuteczny, a wypróbowywany przez wieloletniego redaktora „Życia Literackiego” posła Władysława Machejka. Poseł zdradził go – sam byłem świadkiem – na spotkaniu z gospodarzami podmiechowskiej Charsznicy. – Panie pośle – spytała sala – jak to się dzieje, że wy nigdy nie możecie utyć? – Bo widzicie – uśmiechnął się skromnie Machejek – jak sobie popiję, to na drugi dzień nic nie mogę jeść...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski