Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premier ze związanymi rękami

Rozmawiał Włodzimierz Knap
Wizyta Stanisława Mikołajczyka w USA. Od prawej Stanisław Mikołajczyk, NN, ambasador Jan Ciechanowski
Wizyta Stanisława Mikołajczyka w USA. Od prawej Stanisław Mikołajczyk, NN, ambasador Jan Ciechanowski Instytut Polski i Muz. gen. Sikorskiego w Londynie
Rozmowa z prof. Andrzejem Paczkowskim, historykiem. 5 Lipca 1943 * Premierem rządu Rzeczypospolitej zostaje Stanisław Mikołajczyk * Był politykiem twardym, zdecydowanym, lecz w ówczesnych realiach skazanym na porażkę

– Jakim politykiem był Stanisław Mikołajczyk?

– Z pewnością trzeba go określić mianem polityka twardego, niechętnie odstępującego od raz obranej linii postępowania, nieskorego do otwartej, publicznej samokrytyki, co nie oznacza, że nie potrafił dokonywać samooceny. Z reguły był jednak mocno przekonany o słuszności swoich poglądów i wynikających z nich decyzji, bronił ich też w zdecydowany sposób. Niewątpliwie był też niezwykle ambitny i miał wyraźne aspiracje przywódcze.

– Ludzie, którzy go znali i cenili, jak np. prof. Antoni Podraza, honorowy prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, nie kryli, że choć po przyjeździe do Polski w 1945 r. cieszył się wielką popularnością, otaczało go entuzjastyczne i masowo wyrażane poparcie oraz sympatia tłumów, to nie miał charyzmy.

– Niewątpliwie, tej cechy nie posiadał. Ale, podkreślę, że badając życiorys Mikołajczyka, nie natrafiłem na żadne wyraźniejsze próby, by starał się wykorzystać ten powojenny aplauz dla nadania sobie rysów „zbawcy narodu” lub dystansował się od swego otoczenia dla przybrania pozy i zdobycia pozycji wodza przekonanego o swym wyjątkowym powołaniu. Lapidarnie rzecz ujmując, Stanisław Mikołajczyk nie był typem wodza, lecz przywódcy, ale pewnego zdobytej pozycji i niezaniedbującego niczego, by ją utrwalić.

– Mikołajczyk na piedestale miał, zdaniem znających go osób, reprezentować wartości demokratyczne. Czy rzeczywiście?

– Wydaje mi się, że tak. Były one dla niego rzeczywiście nadrzędne, co m.in. powodowało, że mocno krytycznie oceniał elitę polityczną II Rzeczypospolitej i emigracyjny establishment polityczny w okresie II wojny światowej.

– A gdy był premierem rządu RP oraz prezesem PSL, również kierował się wyznawanymi zasadami demokratycznymi?

–Nie znalazłem dowodów na to, aby w okresie gdy zajmował wybitną i samodzielną pozycję, łamał reguły obowiązujące w demokracji. Mikołajczyk przestrzegał m.in. zasady swobody wypowiedzi, spokojnie wysłuchiwał przeciwnych opinii, ale sobie pozostawiał prawo do podsumowania.

– Dobry polityk to taki, który potrafi sobie dobrać mądrych doradców i chce ich słuchać, lecz też potrafi swoim doradcom nie ulegać.

– Mikołajczyk często zasięgał opinii, i to nie tylko ze strony współpracowników, ale nie ulegał im. Od tej reguły wyjątkiem był Wincenty Witos. Nie dawał się również używać jako narzędzie. Miał wokół siebie niemały sztab ludzi oddanych, lecz łatwiej mu było o wrogów niż o przyjaciół. Wobec współpracowników był wymagający, nieraz ostry i zawsze zdecydowany. Ale wobec siebie jeszcze więcej wymagał. Uchodził za człowieka ogromnej pracowitości. Nie oszczędzał się; w szczytowych latach swojej kariery potrafił pracować przez kilkanaście godzin na dobę, i to wiele dni z rzędu.

– O ile gen. Władysław Sikorski jest postrzegany powszechnie jako premier rządu RP w okresie II wojny światowej, o tyle Stanisław Mikołajczyk uchodzi przede wszystkim za lidera PSL czy szerzej – ruchu ludowego. Czy był „politykiem klasowym”, czy podzielał przekonanie znacznej części działaczy ludowych o nadzwyczajnych wartościach warstwy chłopskiej?

– Można go określić mianem „polityka klasowego”. Podzielał również modne, szczególnie w latach 30. XX stulecia, przekonanie o szczególnej roli chłopów. Nie szedł jednak tak daleko jak wielu jego współtowarzyszy partyjnych w kierunku swoistego „mistycyzmu chłopskiego”, tym niemniej uważał, że nie tylko z uwagi na przewagę ilościową, ale też specyficzne cechy duchowe chłopi powinni odgrywać przodującą rolę w życiu publicznym.

W latach 1946–1947 wielokrotnie powtarzał, że „większość nie może być opozycją”. Nie było zatem logicznej sprzeczności między demokratyzmem a żądaniem przyznania wsi przewagi w życiu politycznym rządu. Mikołajczyk zawsze i wszędzie pamiętał o środowisku, z którego wyrósł, i z jego interesami się utożsamiał oraz uważał się za jego przedstawiciela.

– Współcześni często stawiali mu zarzut, że interes partii przedkłada nad interes państwa i narodu, a nawet iż partia jest dla niego odskocznią dla zaspokojenia własnej ambicji. Czy takie zarzuty były słuszne?

– Nie sposób zaprzeczyć, że Mikołajczyk interes swojej partii cenił wyjątkowo wysoko. Szczególnie w latach 1940–1943 wiele wysiłku wkładał w zdobycie dla SL wpływów i pozycji, które pozwoliłyby uczynić z jego partii największą siłę polityczną w wyzwolonej Polsce. Nie można zapominać, że umiał stosować polityczny szantaż; jak trzeba, był bezwzględny.

– Polityków dzieli się też na polityków czynu i polityków słowa. Do jakiej z tych dwu kategorii zaliczyłby Pan Mikołajczyka?

– Był raczej politykiem czynu niż słowa. Należy jednak przyznać, że chociaż nie był porywającym mówcą – a w żadnym razie demagogiem – to jednak dobrze dawał sobie radę podczas spotkań z licznym audytorium.

– Lubił polityczne ryzyko?

– Nie stronił od niego, był zwolennikiem walki, ostrych starć, chociaż proces decyzyjny, zwłaszcza kiedy był premierem, był u niego powolny. Z relacji wynika, że nie podejmował decyzji bez przemyślenia, solidnego przestudiowania materiałów czy uzyskania szeregu opinii. Zastanawiał się nad poszczególnymi sformułowaniami. Starał się brać pod uwagę różne możliwości rozwoju wydarzeń i troszczył, by nie usuwać z pola widzenia nawet najbardziej niekorzystnych. Nie unikał również brania odpowiedzialności za podjęte decyzje i dokonane wybory.

– Jak w przypadku powstania warszawskiego, za którego wybuch wziął odpowiedzialność, choć w istocie decyzja została podjęta przez część dowództwa Armii Krajowej.
– To dobry przykład, choć dodam, że Mikołajczyk opowiedział się za rozpoczęciem powstania.

– Nazywa się go również często realistą. Był nim?

– Jeśli nazwiemy realistą w polityce tego, który wygrywa – Mikołajczyk na pewno nim nie był. Nie osiągnął celu jako jeden z liderów przedwojennego Stronnictwa Ludowego, gdyż nie udało się mu ani jego partii obalić rządów pomajowych. Jako premier zdecydował się pójść na tak zasadnicze ustępstwa wobec Stalina, że utracił zaufanie swego gabinetu. Wracając do kraju, nie pociągnął za sobą setek tysięcy rodaków, którzy wybrali pozostanie na emigracji. Nie zdołał też doprowadzić do odbycia wolnych wyborów, najważniejszego punktu programu, z którym wrócił do Polski.

Jeśli natomiast za realistę uznać polityka działającego nie pod wpływem doraźnych impulsów, ale w oparciu o przeżyty i przyswojony system wartości, starającego się zrozumieć i wyczuć nastroje społeczeństwa, człowieka, który nie unika działania w najgorszych nawet warunkach i działania tego się nie lęka – to był realistą.

– Stawia się mu też zarzut, że nie powiedział Stalinowi i jego polskim komunistycznym aparatczykom stanowczego „non possumus”.

– Nie uważam, że Mikołajczyk był typem polityka kompromisu, który nie powiedział nigdy komunistom „dość”. Zdecydowanie sprzeciwiał się komunistom, zwłaszcza po referendum z czerwca 1946 r.

– Czy jednak nie za daleko posunął się w grze ze Stalinem, nie uwikłał się zanadto w spiralę ustępstw?

– Warto pamiętać, że coś, co można nazwać spiralą ustępstw wobec Stalina, nie zaczęło się z chwilą objęcia teki premiera przez Mikołajczyka. Taką grę zaczął jego poprzednik, czyli gen. Sikorski.

– Mikołajczyk popierał politykę Sikorskiego.

– Tak, podobnie jak jego obóz polityczny.

– Dlaczego taką drogę wybrali?

– Wynikała ona nie tylko z doraźnych kalkulacji politycznych, lecz też pewnych przesłanek światopoglądowych i ideowych. Chodziło o to, że Mikołajczyk i ruch ludowy stali na stanowisku, że ciężar prowadzenia polityki powinien spoczywać na kraju, a nie na emigracji, frontach czy arenie międzynarodowej. Uważał, że podmiotem walki o wolną Polskę i główną siłą w zmaganiach z komunizmem i sowietyzacją ma być nie rząd na emigracji, prezydent, armia, lecz naród.

– Czy to było myślenie naiwne?

– Dziś wiemy, że w dużej mierze takie było. Mikołajczyk rozumował jednak, że skoro Polska znalazła się pod obcą okupacją, to usunąć ją lub złagodzić można, tylko działając od środka, przyjmując reguły gry, które choć zostały narzucone, to innych nie było. Przekonany był, że z kraju wyemigrować może przedwojenna elita, ale chłopi zostaną i o nich trzeba walczyć.

– Czy w konfrontacji z komunistami musiał przegrać?

– Był skazany na klęskę, którą zresztą brał pod uwagę, ale walkę podjął, podczas gdy ci, którzy zostali na obczyźnie, w jego ocenie, tak naprawdę zrezygnowali z niej.

– Mikołajczyk powtarzał, że nie słuszność czy prawo, lecz siła decydują o losach świata. Czy przyjeżdżając do Polski po wojnie, żywił złudzenie, że ma za sobą co najwyżej słuszność i prawo?

– Do pewnego momentu łudził się. Z czasem zrozumiał, że Zachód zostawił Polskę w rękach Stalina. Ale i wtedy podjął grę, chciał wytargować cokolwiek. Przegrał.

– Nie chciał być Wallendrodem w Polsce rządzonej przez komunistów?

– Nie miał na to szans, ale też nie chciał, i tego nie krył.

– Od lat toczy się dyskusja, czy Mikołajczyk uciekł z Polski za przyzwoleniem władz komunistycznych.

– Na podstawie dziś znanych nam źródeł wynika, że władze komunistyczne, w tym aparat bezpieczeństwa, nie wiedziały o jego ucieczce.

***

Prof. Andrzej Paczkowski, jeden z najwybitniejszych znawców PRL, biograf Stanisława Mikołajczyka, pracuje w Instytucie Nauk Politycznych PAN.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski