Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proboszcz Krakowa

Redakcja
Tablica pamiątkowa w kościele NMP w Krakowie Fot. Wacław KlagWśród archiprezbiterów infułatów kościoła Mariackiego historia odnotowała osobowości wyjątkowe, wsławione w podwawelskim grodzie nie tylko z racji działalności gospodarczej, duszpasterskiej, lecz także z gorącego serca dla najuboższych, odrzuconych przez okrutny los i bliźnich, ale nie zapomnianych przez Boga. Gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje pisał św. Mateusz. Infułaci kościoła Mariackiego zawsze byli wrażliwi na krzywdę i nędzę, zgodnie z dewizą wyrytą nad portalem wejściowym do Prałatówki - Pateat amicis et miseria - dom ten niech otwiera się dla przyjaciół i ubogich.

Michał Rożek

327
Tablica pamiątkowa w kościele NMP w Krakowie Fot. Wacław Klag

Wśród archiprezbiterów infułatów kościoła Mariackiego historia odnotowała osobowości wyjątkowe, wsławione w podwawelskim grodzie nie tylko z racji działalności gospodarczej, duszpasterskiej, lecz także z gorącego serca dla najuboższych, odrzuconych przez okrutny los i bliźnich, ale nie zapomnianych przez Boga. Gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje pisał św. Mateusz. Infułaci kościoła Mariackiego zawsze byli wrażliwi na krzywdę i nędzę, zgodnie z dewizą wyrytą nad portalem wejściowym do Prałatówki - Pateat amicis et miseria - dom ten niech otwiera się dla przyjaciół i ubogich.

Równo przed trzydziestu pięciu laty - 31 sierpnia 1967 roku - odszedł z tego padołu ksiądz infułat Ferdynand Machay, zwany przez współczesnych proboszczem Krakowa. Jego potężną, zwalistą postać pamięta jeszcze wielu krakowian. Bez przesady historyczna postać... - te słowa o księdzu infułacie wypowiedział kardynał Karol Wojtyła, który temu niezwykłemu człowiekowi tak wiele zawdzięczał. Dany był przez opatrzność farze Mariackiej w XX wieku, a jego działalność w tym kościele przypadła głównie już na drugą połowę tego okrutnego stulecia. Zapisał się odwagą, dalekowzrocznością i samodzielną myślą, czerpiąc w swej wszechstronnej działalności natchnienie z Ewangelii. Działania typowo duszpasterskie nasycił bez reszty niespotykaną pasją społecznikowską. Inspirację do niej bezpośrednio czerpał z pism i działalności księdza Piotra Skargi. Po latach pisał: Gdy słyszałem, że Skarga, ksiądz świętego życia, ale przy tym społecznie działał, że był wielkim społecznikiem, przyszedłem do przekonania, że można być dobrym księdzem i dla dobra swego ukochanego ludu pracować.
   Przyszedł na świat w Jabłonce Orawskiej 4 maja 1889 roku, jako syn Andrzeja i Marii ze Zwoleńskich. Po ukończeniu szkoły powszechnej zaczął pobierać nauki w katolickim gimnazjum w Trstenie (Trzciana) na Orawie, skąd już w roku 1904 przeniósł się do gimnazjum klasycznego w Bratysławie. W roku 1908 złożył egzamin dojrzałości i rozpoczął studia teologiczne w Spiskiej Kapitule, a potem przeniósł się do Budapesztu, gdzie na miejscowym uniwersytecie ukończył studia teologiczne w roku 1912. W murach wspomnianych uczelni teologicznych ukształtował nie tylko formację duchową, ale także społeczną, co miało silny wpływ na dalsze życie tego orawskiego górala. Pozostawał w tym czasie pod silnym wpływem radykalnych biskupów węgierskich: Józefa Totha i Ottokara Prohaszki. 29 czerwca 1912 r. został wyświęcony na kapłana. To właśnie podczas studiów przeżył świadomościową przemianę. Urodzony w orawskiej góralskiej rodzinie nie miał pewnego poczucia przynależności narodowej. Język polski - jak potem wspominał - znany był mu tylko z rozmów z matką. W szkole uczył się przede wszystkim języka słowackiego, później, w seminarium, węgierskiego. Jak przed laty pisał Franciszek Bielak: Jednakże pod wpływem przypadkowo poznanego działacza narodowego na Spiszu i Orawie Juliana Teisseyre z Krakowa, a także dzięki wycieczkom do Krakowa w r. 1906 i 1907, a zwłaszcza w czasie uroczystości grunwaldzkich w r. 1910, obudziła się w Machayu świadomość narodowa polska. Raz jeszcze odezwał się patriotyczny genius loci Krakowa. Było to zgodne z tym, co w pierwszej połowie XIX stulecia zauważył Wincenty Pol: Kraków! Kraków! Co w tym jednym słowie leży dla Polaka. Wjeżdżając do Krakowa, kto nie był Polakiem ten się nim staje. Zauroczenie historią, wpisaną bez reszty w dzieje podwawelskiego grodu, oddziałało na młodego Machaya. Zwłaszcza uroczystości grunwaldzkie w roku 1910. Po latach napisze: Grunwald! Kazanie Teodorowicza, Bandurskiego i liczne przemówienia na zgromadzeniach nakarmiły nareszcie mą głodną i spragnioną duszę! Tłumy wysłanników z całej Polski napasły moje ciekawe oczy swym widokiem! Nabożeństwo w kościele Mariackim i odśpiewane tam hymny: Boże, coś Polskę i Boże Ojcze Twoje dzieci, rozgrzały moje zimne dotąd serce. Ach, to nabożeństwo! Co to była za doniosła chwila zrozumienia tych dwóch słów - my w niewoli! Stali przy mnie jakiś Polak z Wilna i ksiądz z Poznania. Poznałem się wtenczas z nimi, ale nazwisk nie pamiętam. Przy śpiewaniu zupełnie zmienili się. Na ich twarzy malowały się to czarne chmury, to znów błękitna pogoda. Ja nie śpiewałem, bom ani nuty, ani słów nie umiał. Oglądnąłem się ukradkiem po kościele: wszyscy śpiewali. Zawstydziłem się bardzo, że ja nie mogę. Przy śpiewaniu drugiej zwrotki jakiś pan, widząc, że ja niemy stoję, brzydko się na mnie popatrzył. Zląkłem się tego gardzącego mną wzroku i zacząłem ruszać wargami i coś pod nos brzęczeć. Uważałem jednak bardzo pilnie, aby mnie ktoś na kłamstwie nie przyłapał. Z kościoła wyszedłem oszołomiony. Poznałem się z wieloma ludźmi. Kiedy mi mówili, że są z Królestwa, z Białej Rusi, z Polesia, z Podola, miałem chęć zapytać się, gdzie są te kraje i czy tam jest dużo Polaków, alem się bał, że głupstwo palnę, i pozostałem dalej w nieświadomości. Pochody, ćwiczenia sokołów, odsłonięcie pomnika Jagiełły, wianki i igrzyska na Wiśle wpłynęły na usposobienie moje bardzo dodatnio. Wieczorny raut zaś wprowadził nas w nieznane dotąd zupełnie zwyczaje. Pan Teisseyre chodził z nami od osoby do osoby i wszystkim nas przedstawiał. Porządniem oczy otworzył, kiedym wśród fraków i chłopskie sukmany zauważył. Za dużo wrażeń na tak krótki czas. - Tak Ferdynand Machay stawał się Polakiem. Po latach napisze pamiętnik "Moja droga do Polski" (1923), w którym zamknie swoje przeżycia od dzieciństwa, poprzez dojrzewanie do polskości. I w najśmielszych przypuszczeniach nie sądził, iż po kilkudziesięciu latach przyjdzie mu włodarzyć kościołem Mariackim.
Jeszcze w czasie budapeszteńskich studiów nawiązał kontakty ze studentami z krajów słowiańskich, zapoznawał się z literaturą polską, faktycznie na dziełach literackich ucząc się języka polskiego. Wszystko to sprawiło, iż mimo niechęci własnego ojca, części rodziny, poczuł się Polakiem i od tego momentu stał się zagorzałym patriotą i zwolennikiem polskości ziemi spisko-orawskiej, co mu na pewno przyjaciół nie przysporzyło. Pokłosiem tych przemyśleń narodowościowych była broszura "Co my za jedni" (wespół z E. Sterculą i Matongiem), w której bezkompromisowo bronił praw języka polskiego na tych terenach. Wkrótce po święceniach kapłańskich rozpoczął pracę w Zazrivej na Orawie, a potem w Rużomberoku. Już w roku 1913 zaczął współpracować z "Gazetą Podhalańską", ukazującą się w Nowym Targu. W tym to czasie doszedł ks. Machay do przekonania, że duchowny może także zajmować się pracą społeczno-narodową. Nadeszły lata pierwszej wojny światowej. Ksiądz Machay został zwerbowany jako kapelan do armii austro-węgierskiej.
Nadszedł wreszcie upragniony rok 1918. Jesienią tegoż roku znalazł się na Orawie, rozpoczynając agitację na rzecz przyłączenia tych ziem - Spisza i Orawy - do nowo powstającego państwa polskiego. Pisze artykuły, odezwy, jeździ do Warszawy. Walczy gorliwie o przyłączenie drogich mu terenów do Rzeczypospolitej. Kiedy jednak w styczniu 1919 roku polskie władze zmuszone zostały do opuszczenia tych ziem, on też wyjechał do Nowego Targu. Występował na wiecach organizowanych przez Komitet Obrony Spisza i Orawy. W tej mierze sekundowali mu Piotr Borowy i Wojciech Halczyn. W marcu tego roku wraz ze wspomnianymi gazdami Borowym i Halczynem przebywał w Paryżu, aby na konferencji pokojowej domagać się przyłączenia do naszego kraju Spisza i Orawy. Przekonał do tego prezydenta USA T.W. Wilsona. Gdy wrócił do kraju, zaczął prace nad przygotowaniem plebiscytu, ostatecznie jednak plebiscyt się nie odbył, a sprawę sporów terytorialnych rozstrzygnęła w roku 1920 Konferencja Ambasadorów, przyznając Polsce jedynie skrawki Spisza i Orawy. Lata te zetknęły Machaya z wieloma wybitnymi osobistościami: Ignacym Janem Paderewskim, Józefem Piłsudskim, wreszcie z monsignorem Achillesem Rattim, przyszłym papieżem Piusem XI. Po załatwieniu spraw przynależności ukochanej Orawy i Spisza, choć niezadowolony z decyzji aliantów, ks. Machay został przez biskupa krakowskiego Adama Stefana Sapiehę skierowany na administratora parafii w Podszklu-Bukowinie, a potem do Lipnicy Wielkiej, gdzie proboszczem był jego brat Karol. Wreszcie przyszedł czas na dopełnienie studiów. Studiował nauki społeczne w Paryżu, a jego dysertacja doktorska nosiła tytuł "Rozwiązania sprawy społecznej w ramach Akcji Katolickiej". Cieszył się w okresie międzywojnia pełnym zaufaniem arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy. Jednak jego radykalne poglądy na temat reformy rolnej nie spotkały się z uznaniem kleru. Do historii przeszło jego przemówienie, wygłoszone 10 września 1937 roku we Lwowie, gdzie wystąpił z szokującą propozycją parcelacji nie tylko majątków dworskich, lecz także kościelnych. Jeździł po Polsce z odczytami, w których lansował ideał kapłana ubogiego, a rys ascezy franciszkańskiej był mu najbliższy. Działał nieustannie w ramach Akcji Katolickiej.
   Nieraz apelował o najszersze urzeczywistnienie zasad sprawiedliwości, płynących z papieskiego nauczania encyklik: "Rerum novarum" (1891) oraz "Quadragesimo anno" (1931). Machayowi przez całe życie towarzyszyła świadomość zła, które wynikało z panującego kapitalistycznego systemu gospodarczego. Kapitalizm pierwszej połowy XX stulecia utwierdzał - jego zdaniem - postawy egoistyczne i antyhumanitarne. Ksiądz infułat proponował w swoich wystąpieniach podporządkowanie sfer gospodarczych wyższym celom, godnym natury ludzkiej. Doskonale rozumiał, że bogactwo prowadzi do wyziębienia dusz ludzkich, przypominając w tej mierze słowa Chrystusa: Nie możecie służyć Bogu i mamonie. _Z racji tak radykalnych poglądów nazywano go _czerwonym prałatem. _Zabawną anegdotę dotyczącą księdza Machaya opowiadał jego przyjaciel, znany pisarz Tadeusz Kudliński: _Kiedy na jakimś zebraniu ktoś rozpędził się w dyskusji antyklerykalnej i speszył, zauważywszy wśród zebranych szanowaną postać księdza Machaya - ten uspokoił go jowialnie: Mów pan spokojnie dalej. Większego antyklerykała ode mnie nie znajdzie pan w całym Krakowie.
Jego życie codzienne było najlepszym przykładem realizacji ewangelicznych wskazówek. Nigdy nie przymykał oczu na ludzką nędzę i cierpienie. Już podczas straszliwej nocy okupacyjnej wsławił się - tedy jako proboszcz parafii Najświętszego Salwatora w Krakowie - ratowaniem ludzi z opresji niemieckiej, w tym także Żydów. W roku 1944 arcybiskup Sapieha mianował go archiprezbiterem kościoła Mariackiego. Na tym stanowisku ksiądz Machay złotymi zgłoskami zapisał się w pamięci krakowian. Wielce aktywnie opiekował się obłożnie chorymi, organizując dla nich pielęgniarstwo parafialne. W czasach stalinowskich zawsze pomagał poszkodowanym i ściganym. Nie bał się ówczesnych władz, choć był senatorem "sanacyjnej Polski". Ten, kto zapukał do drzwi Prałatówki, został godziwie przyjęty i zaopatrzony w strawę i pieniądze, jak też w dobre słowo. Setkom ludzi udzielał moralnego wsparcia, a żebrzącym nie odmówił jałmużny. Był zawsze wyznawcą Kościoła ubogich, zawsze otwarty na drugiego człowieka i na świat, poszukując w bliźnim tego, co łączy, a nie, co dzieli. Spore kwoty przeznaczał na zakup książek do bibliotek na Orawie; kształcił na swój koszt zdolnych Orawian. Rozumiał znaczenie prasy kościelnej, tak naukowej, jak i codziennej czy tygodniowej, uważając ją za świetny środek przekazu ewangelizacyjnego. Wraz z młodym księdzem Karolem Wojtyłą pragnął zaradzić w roku 1957 problemom mieszkaniowym młodych małżeństw. Niestety, z ich projektów nic nie wyszło. W Krakowie cieszył się powszechnym szacunkiem i miłością. Zawsze realizował wskazania Ewangelii, która była jego życiową busolą.
   To nad jego trumną w sierpniu 1967 roku kardynał Karol Wojtyła modlił się, _aby tego wielkiego kapłana, wspaniałego człowieka, olbrzymiego człowieka (i co do swej fizycznej postawy) Maryja wzięła za rękę i jak małe dziecko (...) żeby go zaprowadziła do Syna i Ojca Przedwiecznego. _Proboszcz Krakowa - ksiądz infułat Ferdynand Machay spoczął na cmentarzu, na Salwatorze. W kościele Mariackim tego wielkiego kapłana, żarliwego kaznodzieję i duszpasterza przypomina tablica, umieszczona w nawie południowej, koło kaplicy św. Łazarza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski