MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Proces wiceprezydentów Krakowa. Koszmar wymiaru sprawiedliwości

Zbigniew Bartuś
Jerzy Jedliński
Jerzy Jedliński Wojciech Matusik
Krakowski sąd od 140 rozpraw próbuje wydobyć od siedmiorga oskarżonych, 150 świadków oraz tuzina biegłych, co się stało na posiedzeniu zarządu miasta 8 lipca 1999 r. - oraz wcześniej i później. I czy - jak twierdzi prokuratura - doszło wtedy do korupcyjnej zmowy

Mija siedem lat, odkąd do Sądu Okręgowego w Krakowie trafił akt oskarżenia przeciwko piątce wiceprezydentów miasta oraz dwójce radnych z lat 1998-2002. Śledztwo w tej sprawie wszczęto w roku 2003. Dotyczyło wydarzeń z lipca 1999, czyli minionego stulecia. Proces… trwa.

- Jak to trwa?! - zakrztusił się znany krakowski adwokat, gdy spotkał ostatnio na mieście jednego z oskarżonych. Spacerował z 16-letnią córką, która rozpoczęła właśnie naukę w liceum. Spojrzał na nią i rzekł do kolegi:

- Ty wiesz, że jak wyście mieli dokonać tego kuriozalnego przekrętu, jej nie było na świecie? Jedni świadkowie od tego czasu pomarli, inni się postarzeli. Urodziły im się dzieci, wnuki. Kto pamięta, co się wydarzyło ponad 16 lat temu? To przecież prawie 6 tysięcy dni!

Niezrażony tym krakowski sąd od siedmiu lat i 140 rozpraw, których łączny koszt przewyższył już zapewne wartość rzekomej szkody z rzekomego przekrętu, próbuje wydobyć od siedmiorga oskarżonych, 150 świadków oraz tuzina biegłych, co się stało na posiedzeniu zarządu miasta Krakowa 8 lipca 1999 r. - oraz wcześniej i później. I czy - jak twierdzi prokuratura - doszło do korupcyjnej zmowy.

Na czas śledztwa i procesu, czyli - jak dotąd - 12 lat, krakowianie o nieposzlakowanej wcześniej opinii, w tym zasłużeni działacze demokratycznej opozycji i znani społecznicy, zostali wyłączeni z publicznej działalności. - Ta sprawa zabrała nam najlepsze lata życia. Nieodwracalnie - mówi z goryczą jeden z b. wiceprezydentów. Inny dodaje: - Jeśli jesteśmy faktycznie winni, powinniśmy od dawna gnić w więzieniu. Jaka Temida pozwala przekręciarzom chodzić wolno przez 16 lat od dokonania przekrętu?! A jeśli jesteśmy niewinni? Jaka Temida skazuje niewinnego na długoletnią wegetację z piętnem łapówkarza?

Decyzja
7 października 1999 roku publicysta "Dziennika Polskiego" Grzegorz Skowron, w artykule "Dziwny pierwokup", zwrócił uwagę, że "gmina Kraków (decyzją zarządu miasta) skorzystała z prawa pierwokupu i nabyła około 4 ha gruntu w Chełmie, przy ul. Olszanickiej i Podłużnej, w cenie ok. 130 zł za metr kwadratowy". Na pierwszy rzut oka cena nie była wygórowana, bo działki budowlane w tym rejonie kosztowały wówczas od 130 do 200 zł za m kw., ale nabyte przez gminę grunty przeznaczone były pod uprawy rolne, zieleń miejską, sport oraz drogi. Czyli za działki niebudowlane gmina zapłaciła jak za budowlane - w sumie 5 mln złotych.

- To co najmniej pięciokrotnie zawyżona cena - komentował Stanisław Żółtek, wiceprezydent Krakowa poprzedniej kadencji, dodając, że wcześniejszy zarząd miasta nigdy nie kupiłby działki rolnej, w dodatku tak drogiej.

Odpowiedzialny za gminny majątek wiceprezydent Paweł Zorski tłumaczył, że "gmina przyjęła nową politykę mieszkaniową i potrzebuje dużej ilości terenów pod budownictwo". Dodał, że nabyte grunty "mogą być przekwalifikowane na budowlane".
Wątpliwości było jednak więcej. Zarząd, który akcentował wcześniej konieczność zachowania w tym miejscu terenów zielonych, zdecydował o pierwokupie wbrew negatywnym opiniom trzech wydziałów magistratu. A radni przyznali środki na ten cel nie wiedząc, na co pójdą pieniądze, bo informacja ta została przed nimi ukryta.

Cwaniacy
Wkrótce okazało się, że o zakupione grunty upomnieli się byli właściciele, bezprawnie wywłaszczeni za komuny i gmina może ten teren stracić. Wyszło także na jaw, że kontrowersyjne 4 hektary sprzedali miastu Rafał R. i Marian M.
Pierwszy, prawnik z doktoratem na UJ, pielęgnował rozległe kontakty z politykami różnych opcji, zwłaszcza lewicy. Za PRL-u należał do liderów Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (był zastępcą Marka Siwca, wojewódzkiego szefa tej organizacji), poznał w owym czasie wielu późniejszych działaczy SLD i Unii Pracy, m.in. Jerzego Adamika, w latach 1998-2002 radnego lewicy, a potem wojewodę małopolskiego.

Prezydent Aleksander Kwaśniewski, były szef SZSP, przyznał Rafałowi R. Złoty Krzyż Zasługi. Było to jesienią 1999 roku - na koncie R. leżały już wtedy miliony z kasy miasta za działki w Chełmie.

Od początku lat 90. R. prowadził w Krakowie rozliczne interesy, prezesował spółdzielni mieszkaniowej, która wybudowała obsypane nagrodami osiedle na Żabińcu. Grunty w Chełmie nabył wraz ze wspólnikiem, Marianem M., od Akademii Rolniczej jesienią 1997 roku za ok. 1 mln zł. Planowali budowę ośrodka dla seniorów, ale w styczniu 1998 wydział architektury krakowskiego magistratu odrzucił ich "wniosek o zmianę przeznaczenia gruntów ". Postanowili więc działki sprzedać - za 5 mln złotych… sobie, a dokładnie spółce Altkrak, której byli właścicielami. Przyznali potem przed prokuratorem i sądem, że upozorowali tę transakcję wyłącznie po to, by wyciągnąć miliony od gminy.

Wykorzystali do tego przepisy, zgodnie z którymi ktoś, kto chce sprzedać grunty należące wcześniej do Skarbu Państwa, musi o tym poinformować magistrat. Ten może skorzystać z prawa pierwokupu - w proponowanej przez strony cenie. Robi to niezwykle rzadko, jeśli uzna grunty za strategiczne. Decyzja należy tutaj do zarządu - dziś jest to jednoosobowo prezydent, ale w 1999 roku zarząd liczył kilka osób i stosowną uchwałę trzeba było przegłosować. R. i M. twierdzą, że korzystną decyzję zarządu i rady kupili za łapówki - w sumie ponad pół miliona złotych.

Polityka
Przyznanie się do winy wydobył od R. i M. prokurator z wydziału ds. przestępczości gospodarczej Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Doszło do tego w roku 2007, za rządów PiS. Zdaniem oskarżonych wiceprezydentów, sprawa jest od podszewki polityczna. Wystarczy prześledzić chronologię zdarzeń.

W 2003 roku (za rządów SLD) Urząd Kontroli Skarbowej wykrył nieprawidłowości w biznesach R. i M. i zawiadomił o tym prokuraturę. Ta natrafiła na dziwny pierwokup i wszczęła śledztwo pod kątem przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez członków zarządu miasta. O śledztwie można powiedzieć tylko tyle, że trwało. Olbrzymiego przyspieszenia nabrało dopiero wtedy, gdy latem 2006 roku, za rządów PiS, Tomasz Szczypiński, poseł PO, a wcześniej członek zarządu miasta (który zdecydował o kontrowersyjnym pierwokupie) zgłosił swą kandydaturę na prezydenta Krakowa.

Według wiarygodnych informacji, sprawą żywo zainteresował się Zbigniew Ziobro, ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny, a wcześniej poseł i kandydat PiS na prezydenta Krakowa. Prokurator prowadzący śledztwo w sprawie przekrętów R. i M. został zmieniony. A nowy śledczy zaczął z pasją przesłuchiwać dziesiątki świadków, w tym radnych poprzedniej kadencji. Było lato, więc niektórych ściągał z wakacji. Prokuratura tłumaczyła to faktem, że "biegli przedstawili opinie i można działać".
Nie przekonało to liderów Platformy Obywatelskiej, którzy uznali, że celem jest wyeliminowanie kandydata tej partii. Prominentni działacze PiS wspominali w mediach, iż "Tomasz S. ma sprawę w prokuraturze".

Ostatecznie Szczypiński zajął w wyborach prezydenckich trzecie miejsce, ustępując Jackowi Majchrowskiemu i Ryszardowi Terleckiemu. Z tym drugim, wystawionym przez PiS, przegrał 26,2 do 22,9 proc.

Tuż przed wyborami (pierwsza tura odbyła się 11 listopada 2006 r.) do aresztu trafili R. i M. Zaś dwa tygodnie po II turze, o świcie, policjanci zatrzymali czwórkę byłych wiceprezydentów. Tomasza Szczypińskiego chronił poselski immunitet (sam się go niebawem zrzekł). Sprawa była bardzo medialna. Działacze PiS przedstawiali ją jako jeden z koronnych dowodów na istnienie patologicznego układu władzy i biznesu.

R. i M. wyszli z aresztu szybko, bo w styczniu 2007. Niedługo potem przyznali się do skorumpowania polityków i 25 kwietnia 2007 roku dobrowolnie poddali wynegocjowanej z prokuraturą karze. 11 lipca sąd ją zatwierdził. Biznesmeni dostali po 11 miesięcy więzienia w zawieszeniu i śmieszne grzywny. Oskarżeni uważają, że ów łagodny wyrok był ceną za zeznania pogrążające osoby niewygodne dla PiS i rzucające cień na całą PO, która wtedy prowadziła w sondażach.

Akt oskarżenia przeciwko siódemce samorządowców wpłynął jednak do sądu dopiero za nowej władzy, 22 lipca 2008. Proces ruszył pięć miesięcy później. Po dwóch latach wydawało się, że przekroczył półmetek. Ale nadal trwa. - Kolejny termin rozprawy wyznaczony został na dzień 25 września na godz. 12. Na dzień dzisiejszy konkretne określenie terminu wydania wyroku nie jest możliwe - informuje nas Grażyna Rokita z biura rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Krakowie.

Oskarżeni
Prokuratura oskarżyła piątkę wiceprezydentów: Tomasza Szczypińskiego, Pawła Zorskiego, Jerzego Jedlińskiego, Ewę Kułakowską-Bojęś i Teresę Starmach oraz dwójkę radnych - Jerzego Adamika i Władysława W. Jej zdaniem, decydując o pierwokupie działek w Chełmie za 5 mln złotych, zarząd trzykrotnie przepłacił i miasto straciło 3,6 mln zł. W dodatku wojewoda zdecydował o zwrocie części terenu przedwojennym właścicielom, więc publiczne pieniądze wyrzucono w błoto. Zdaniem śledczych, stało się tak, bo R. i M. przekupili oskarżonych, a politycy stworzyli wraz z nimi korupcyjny układ.

Według aktu oskarżenia, było tak: R. "przeprowadził rozmowy z wieloletnimi znajomymi - Jerzym Adamikiem, wiceprzewodniczącym Komisji Mienia i Rozwoju Gospodarczego RMK i Tomaszem Szczypińskim, wiceprezydentem". Tego ostatniego R. zna z czasów pracy na UJ. Adamik miał wpłynąć na radnych oraz "konkretnego członka zarządu". Miał za to dostać 200 tys. zł (do podziału). Tomasz Szczypiński, za 120 tys. zł, miał przekonać zarząd. Równolegle R. i M. mieli rozmawiać z innym starym znajomym, radnym Władysławem W. Dysponując oferowaną przez R. kwotą 200 tys. zł miał on skorumpować "inne kompetentne osoby".

Uczestnicy korupcyjnej zmowy próbowali nakłonić pracowników magistratu, by przygotowali na posiedzenie zarządu pozytywne opinie w sprawie pierwokupu, ale próba przekupienia wycedyrektorki wydziału skarbu (kwotą 50. tys. zł) nie powiodła się. Przeciw transakcji były również wydziały architektury oraz strategii i rozwoju. W efekcie na posiedzenie zarządu 8 lipca 1999 trafiły projekty uchwał o nieskorzystaniu przez gminę z pierwokupu. Mimo to pięciu wiceprezydentów (prezydent Andrzej Gołaś wyszedł z posiedzenia, a wiceprezydent Krzysztof Adamczyk nie głosował) opowiedziało się za pierwokupem - pod wpływem Szczypińskiego, "działając wspólnie i w porozumieniu z nim, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej".

Do sfinalizowania transakcji doszło zaledwie 8 dni później, a po kolejnych 6 dniach na konta panów R. i M. trafiło 5 mln zł z gminnej kasy. Tuż po tym R. miał dać Adamikowi 200 tys. zł, a Tomaszowi Szczypińskiemu - 120 tys. zł. Nieco później M. miał wręczyć 200 tys. zł radnemu W. O intensywnych kontaktach biznesmenów z częścią oskarżonych świadczyć mają m.in. zapiski w kalendarzach i telefoniczne billingi.

Wątpliwości
W najbardziej kontrowersyjnej części aktu oskarżenia prokuratura twierdzi, że część łapówek trafiła do pozostałych członków zarządu. Nie ma na to twardego dowodu. Konstrukcja zarzutu opiera się na następującym wywodzie: R. zeznał, że radny W. mu mówił, że będzie chciał pogadać z członkami zarządu. I wymienił nazwiska, m.in. Zorskiego i Jedlińskiego.

W. temu zaprzecza. Zresztą trudno go sobie wyobrazić przychodzącego z korupcyjną propozycją do Jedlińskiego, który trzy lata wcześniej zarzucił radnemu na łamach ,,Tygodnika Solidarność" naruszenie zasad etycznych w kontaktach z biznesem. Trudno też sobie wyobrazić SLD-owca Adamika korumpującego AWS-owski zarząd miasta.

Prokuratura powołuje się jednak na prawomocny wyrok, w którym sąd - w wyniku dobrowolnego poddania się karze przez oskarżonych - prawomocnie stwierdził, że R. i M. skorumpowali decydentów.

Nie ma też twardych dowodów na to, że któryś z wiceprezydentów wiedział, iż grunt w Chełmie może być odzyskany przez byłych właścicieli. Nie było żadnego sygnału od magistrackich urzędników, że miasto może stracić na pierwokupie, albo że będzie on niezgodny z prawem.

Wątpliwości przemawiających na korzyść oskarżonych jest wiele. Przynajmniej troje b. wiceprezydentów siedzi na ławie oskarżonych wyłącznie z powodu zeznań biznesmenów, którzy ułożyli się z prokuraturą. - Żyjemy w kraju, w którym nie istnieje domniemanie niewinności, prokurator nie rozstrzyga wątpliwości na korzyść oskarżonego, nie dąży do prawdy i triumfu sprawiedliwości, tylko do skazania delikwentów. Nawet jeśli są niewinni - mówi z goryczą jeden z b. wiceprezydentów.

- Obawiam się, że po wyborach prokuratura może być znów wykorzystywana do realizacji celów politycznych. My już mamy trwale zatrute życie. Kto następny? - pyta.

Szkoda
Zapytaliśmy Urząd Miasta Krakowa, co się w ostatnich latach działo z feralnymi działkami w Chełmie. Anna Trembecka, wicedyrektor Wydziału Skarbu, odpowiedziała nam wczoraj, że wyrokiem z grudnia 2007 roku dawni właściciele odzyskali działkę o pow. 2,1246 ha. Gmina jest nadal użytkownikiem wieczystym trzech nieruchomości przy ul. Podłużnej o łącznej powierzchni 1,86 ha. Pozostają one niezabudowane, a w części północnej porośnięte drzewami.

Jaka jest obecna wartość tych gruntów? "Nie sporządzano aktualnej wyceny" - informuje dyr. Trembecka.
Zapytaliśmy krakowskie agencje nieruchomości, w jakiej cenie "chodzą" podobne tereny w tej okolicy. Okazuje się, że jest to minimum 350 zł za metr kw., ale w większości wypadków ponad 500 zł, a w przypadku jednej z sąsiednich działek - ponad tysiąc. Wychodzi na to, że pozostające w rękach miasta grunty z feralnego pierwokupu mogą być dziś warte od 6,5 mln do 18,6 mln zł.

***
W USA procesy karne trwają od kilku dni do kilku miesięcy. W większości wypadków Temida uwija się w… jeden dzień. Polscy sędziowie odpowiadają na to, że anglosaski system sprawiedliwości jest specyficzny i żadną miarą nie da się go porównywać z polskim. I dodają, że według europejskich statystyk polskie sądy plasują się pod względem szybkości i sprawności załatwiania spraw w połowie stawki. W szczegółach wygląda to jednak nieco gorzej.

W kwietniu 2008 roku Austrią wstrząsnęły zeznania córki niejakiego Josefa Fritzla. Twierdziła, że przez 24 lata ojciec więził ją i gwałcił. Śledztwo w tej sprawie trwało niespełna rok. Proces rozpoczął się 16 marca 2009, a wyrok zapadł… trzy dni później. Sąd skazał 73-letniego Fritzla na dożywocie za zamordowanie syna, wielokrotne gwałty, kazirodztwo...

22 lipca 2011 Anders Breivik dokonał zamachów na siedzibę premiera Norwegii oraz uczestników obozu młodzieżówki norweskiej Partii Pracy. Zginęło w sumie 77 osób. Jego proces rozpoczął się 16 kwietnia 2012 w Oslo. Wyrok - 21 lat więzienia - zapadł 24 sierpnia tegoż roku.

Andrzej Zoll: Nie wolno latami trzymać ludzi pod oskarżeniem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski