MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prorok i tyran z Florencji

Włodzimierz Knap
Obraz z epoki przedstawiający egzekucję Savonaroli
Obraz z epoki przedstawiający egzekucję Savonaroli Fot. Archiwum
23 maja 1498 * Egzekucja Savonaroli, słynnego kaznodziei * Florencję uczynił Monarchią, a jej królem obwołał Jezusa, wprowadził przy tym totalną ascezę

Savonarola to jedna z najbardziej niezwykłych, lecz również tajemniczych postaci w dziejach. „Zawieszony” między skrajnościami: określano go mianem szatana, lecz też nazywano prorokiem Boga, świętym. Jednocześnie po ludzku był wielki, i po ludzku nikczemny. Był z jednej strony kreatorem historii, z drugiej marionetką w rękach wielkich ówczesnego świata. Z tych powodów zawsze będzie fascynował i nie zamilknie spór o niego, który zaczął się jeszcze za jego życia.

Marsilio Ficino, filozof włoski współczesny Savonaroli, nie miał go za śmiertelnika, lecz „jednego z najbardziej przebiegłych demonów, a nawet za całe stado diabelskie”. Tak przenikliwy umysł polityczny, jakim był Niccolo Machiavelli, słuchacz kazań Savonaroli, nie krył uznania dla niego: „Niemały dziw brał, kiedy się słyszało, z jakim zuchwalstwem rozpoczął kazanie, z jakim zuchwalstwem je ciągnął”.

Również inni geniusze, jak np. Michał Anioł, byli pod jego urokiem. Wielcy znawcy epoki także doceniają Savonarolę. Joseph Lortz, wybitny historyk, a przy tym ksiądz katolicki, oceniał, że ma on dla dziejów Kościoła znaczenie pod wieloma względami zasadnicze. Dla protestantów uchodzi za niemal... świętego. W Kościele katolickim sprawa wyniesienia go na ołtarze jest stale podnoszona, lecz zawsze upada. Ostatni raz w 1956 r.

Kto wie zresztą, jak potoczyłyby się losy Kościoła jako instytucji, gdyby nie poległ w walce z papieżem Aleksandrem VI. Szans na sukces miał niewiele, bo nie potrafił znaleźć wpływowych sojuszników, którym zależałoby na reformie Kościoła. Kiedy Savonarola został powieszony, Marcin Luter miał 15 lat. Czy zaistniałby, gdyby Savonaroli udało się zainicjować zmianę kursu w Kościele? Gdybanie? Owszem, lecz kiedy Savona-rola zaczynał jako kaznodzieja, był skrajnym nieudacznikiem. Kilkanaście lat później Florencję, jedno z najwspanialszych i najzamożniejszych miast, przemieni w państwo teokratyczne. Jego królem ogłosi Jezusa Chrystusa, a sam uzna się za Jego proroka.

Girolamo Savonarola przemówił po raz pierwszy 21 września 1452 r. w Ferrarze, ale do historii i legendy przeszedł jako floren- tyńczyk. Intelektualnie uformował go dziadek, ówczesna sława w zakresie leczniczych właściwości wód uzdrowiskowych oraz alkoholu. Od piątego roku życia zapoznawał wnuka z Biblią, potem z filozofią tomistyczną. Wnuk był nerwowy, brzydki, z wielkim nosem. Nienawidził uciech. 25 kwietnia 1475 r. wyruszył do Bolonii, by zostać mnichem. Dominikaninem.

Po pięciu latach, 4 październiku 1480 r., przełożeni klasztoru w Bolonii debatowali nad dalszym losem kaznodziei–stażysty. Głoszenie kazań było wówczas, zwłaszcza w zakonach kaznodziejskich, kwestią najwyższej wagi. Kaznodzieje rywalizowali ze sobą, na wzór dzisiejszych rozgrywek sportowych. Savonarola wypadał bardzo słabo. „Ośmiesza cały zakon” – mówił Fra Bastiano, profesor języków starożytnych. „Bez przerwy mówi o Apokalipsie. Robi więcej złego niż dobrego” – oceniał Fra Tomasco, profesor teologii.

Obserwatorzy zgodnie przyznawali, że młody kaznodzieja podczas kazań nie był w normalnym stanie. Zauważano, że najpierw stawał się blady, potem czerwony, robił konwulsyjne ruchy, ramiona same mu się wykręcały, spojrzenie nieruchomiało, potem słabł i plótł trzy po trzy. Przełożeni próbowali go nakłonić, by zajął się czymś innym, doradzano mu tłumaczenie ksiąg czy pracę naukową. Nic z tego. Dano mu szansę, ale pod warunkiem, że będzie przygotowywał kazania na piśmie i dawał je do wglądu przełożonemu.

Nie był szczęśliwy, głównie dlatego, że wszędzie i w każdym widział przywary, zło, w tym w sobie. W ostatnim napisanym przez niego kazaniu głosił: „Człowiek nie może stać z podniesionym czołem, jeśli nie ma wielkich zamysłów”.

Ówczesny świat był miejscem rozlicznych walk politycznych, które nierzadko przeradzały się w zbrojne starcia. Jednym z najważniejszych teatrów zmagań były Włochy, gdzie ważna była rywalizacja o obsadę tronu papieskiego. Nie można zrozumieć tamtych czasów, jeśli nie pamięta się o tym, że papież był mocarzem na scenie politycznej. Nie zmienia tego fakt, że Stolicą Apostolską rządzili nieraz ludzie moralnie zdegenerowani.
Kilka krajów i rodów walczyło, by ich przedstawiciel został papieżem. Jednym z takich rodów byli Medyceusze, władcy Florencji. W celu pozbawienia ich władzy powstał spisek, w którym uczestniczył m.in. ówczesny papież Sykstus IV (1471–1484).

Przedstawiciel spiskowców, bratanek Sykstusa, w kwietniu 1482 r. namówił władze zakonu dominikanów, by ci znaleźli w swoich szeregach kaznodzieję, który we Florencji będzie podburzał jej mieszkańców przeciwko Wawrzyńcowi Medyceuszowi. Miał straszyć ich gniewem Bożym, jeśli będą posłuszni woli Wawrzyńca. Dominikanie nie chcieli narazić się papieżowi, a jednocześnie nie zależało im, by plan spiskowców się powiódł. Niemal zgodnie pomyśleli o Savonaroli. Szukano tylko pretekstu, by mógł pojawić się we Florencji.

Florencja Medyceuszów, jak i cała Toskania, cieszyła się dobrobytem nieznanym reszcie Włoch. Savonarola wykorzystał to. Głosząc kazania, krzyczał, straszył piekłem za życie w bogactwie i rozpuście, a tysiące słuchaczy wpadały w trans, mdlały lub zapadały w letarg. I tylko jego chciały słuchać. A on jako największego grzesznika wymieniał Wawrzyńca Medyceusza.

Pan Florencji, umierając, najpewniej otruty, wezwał do siebie mnicha. Według relacji Savonaroli, poprosił o rozgrzeszenie. Ten miał postawić trzy warunki: ukorzyć się przed Bogiem, oddać skradzione pieniądze i zwrócić wolność Florencji. Na dwa pierwsze Wawrzyniec skinieniem głowy dał znać, że się zgadza. Potem odwrócił się i umarł. Savonarola uznał, że Medyceusz nie przystał także na ostatni warunek. Odszedł, nie udzieliwszy rozgrzeszenia. Była noc 9 kwietnia 1492 r.

Savonarola w zasadzie już wówczas sprawował władzę we Florencji. Papież Aleksander VI próbował go przekupić. Zaproponował mu arcybiskupstwo Florencji, licząc, że kierowanie diecezją pochłonie kaznodzieję. Ten odmówił. Aleksander zaoferował więc kapelusz kardynalski. I też usłyszał „nie”.

Savonarola nie zmienił się. Nawoływał do poprawy obyczajów, do miłosierdzia dla biednych, groził bliską karą Bożą zarówno zwykłym wiernym, jak i możnym oraz duchowieństwu. Opierając się głównie na Apokalipsie, dowodził, że Kościół musi zostać ukarany, i przewidywał, iż nastąpi to wkrótce. W czerwcu 1495 r. Florencję proklamowano republiką. W rzeczywistości pod rządami Savonaroli była państwem teokratycznym. Na przeszło trzy lata zapanowała niemal powszechna asceza. Zabroniono m.in. wyścigów konnych, pieśni karnawałowych, hazardu, tańca. Palono dzieła sztuki i książki.

Savonarola nie miał litości dla przeciwników. Zabijał ich i grabił, powołując się przy tym na prawa Boskie. Zamiast pokoju siał niepokój i nienawiść. Nie można jednak patrzeć i sądzić go w oderwaniu od czasów i warunków, w których żył. A był na wskroś człowiekiem średniowiecznym. Jeśli więc zarzuca mu się np. niszczenie przedmiotów zbytku czy „niemoralnej” sztuki, to należy pamiętać, że robili to i inni kaznodzieje ówcześni i święci.

Zarzut o to, że chciał teokracji we Florencji też jest chybiony, bo dla człowieka średniowiecznego było to całkiem zrozumiałe. Teokracja Savonaroli różniła się tym, że miała charakter antyklerykalny. Dążył do reformy moralnej, do wprowadzenia w życie etyki chrześcijańskiej, ale opartej na nauczaniu Jezusa. Kościół, jako instytucję, chciał naprawić. Bolał nad jego stanem. Do końca życia pozostał katolikiem.

Nie wytępił jednak wszystkich przeciwników, a tym, którzy ocaleli, los sprzyjał, bo wzrost znaczenia Savonaroli poważnie zaniepokoił papieża Aleksandra VI z rodu Borgiów.

Papież wezwał go do Rzymu. Mnich powiedział „nie”. Aleksander nałożył kary, w tym zabronił głoszenia mu kazań, a w końcu ekskomunikował (18 czerwca 1497 r.). Pomogło, ale na krótko. Na początku 1498 r. dominikanin nie tylko wrócił do głoszenia kazań, ale występował w nich bardzo ostro przeciwko papieżowi, a nawet wyklął go. Przeciwnicy Savonaroli potrafili wykorzystać efekt wywołany przez ekskomunikę. Jeden z franciszkanów zaproponował dominikaninowi próbę ognia (kto przejdzie przez ogień, ten ma rację), a gdy do niej nie doszło, przeciwnicy doprowadzili do aresztowania.

Wytoczono mu proces, torturowano, akta procesu sfałszowano, a potem zniszczono. Wreszcie skazano na śmierć jako heretyka, schizmatyka i przeciwnika Stolicy Apostolskiej. 23 maja 1498 r. został wraz z dwoma dominikanami powieszony, ciała ich spalono, popiół rzucono do rzeki Arno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski