MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przed siebie, po odpowiedź

Redakcja
Gdyby ktoś patrzył na nich - nie dostrzegłby niczego niepokojącego. Młoda kobieta z synem; ona w krótkiej - te upały... - dopasowanej czarnej sukience, on w niewątpliwie niepolskiego pochodzenia koszulce i uciętych w połowie łydek spodniach. Uważnego obserwatora mogłoby co najwyżej zastanowić, dlaczego na takim odludziu idą z pustymi rękami, bez bagażu - ale uważnego obserwatora nie było. Pustkowie to pustkowie, zapędza się tam tylko ten, kto musi. A takiej drogi nawet ten, kto musi, stara się unikać.

Przy drodze

Droga była kamienista, niewygodna - taka ani do chodzenia, ani do jazdy. Wzbijany kołami pył przedostaje się przez najszczelniejsze okna, a kamienie, którymi jest usłana, wbijają się w stopy nawet, jeśli chronią je podeszwy butów. Zazwyczaj, gdy i tak jest źle, i tak niedobrze, warto rozejrzeć się za jakąś alternatywą. Ale oni nie mieli wyboru. Oni szli prosto, przed siebie; szli, bo innego wyjścia po prostu nie było.

Oni tego luksusu nie mieli. Bo oni mieli większy luksus, bardziej wyjątkowy: nic ich nie nagliło, nic ich nie wiązało. Dosłownie nic.

1.

Mały tego nie pamiętał, bo dzieci mają wybiórczą - i całe szczęście... - pamięć, ale ona: aż za dobrze. Tak dobrze, że czasem nie mogła znieść tych wspomnień i wtedy ratowała się przed szaleństwem znanym od stuleci lekarstwem, które najpierw przyśpiesza bieg krwi w żyłach, wyostrza zmysły, ale potem daje zbawienne otępienie. I sen - bez żadnych widziadeł.
Mały nie pamiętał, ale ona pamiętała: że mieli dom. Swój własny, dobry, ciepły i dostatni. Bezpieczny. Prawdziwy. To było wtedy, gdy po raz pierwszy zapragnęła decydować o swoim życiu i spełnić największe marzenie: o dziecku. Smarkata była, matura ledwie zaliczona, studia tyle co rozpoczęte - ale nie wahała się. I jeśli potem ktoś za plecami syczał zadowolonym słowem "wpadła" - to nie wiedział nic a nic. Ona chciała dziecka, ona marzyła o dziecku, a zatem nie mogła dopuścić, by sprawa tak ważna mogła być rozwiązana przypadkiem. To macierzyństwo zaplanowała, od początku do końca.

2.

Jednego tylko nie przewidziała, w jednym punkcie oparła się na fałszywym założeniu: że ten, który dróg poznał sto, aby dojść do jej ust, tak się w tych dążeniach zasapał, że zabrakło mu już woli na delektowanie się zwycięstwem. I że to, co dla niej było początkiem szczęścia, dla niego oznaczało koniec barwnej przygody.
Zdał sobie z tego sprawę po dwóch latach małżeństwa: że chyba pociągała bardziej nierealność zdobycia jej względów aniżeli wszystkie zalety; i że jej doskonałość tłamsi go, pozbawia pewności siebie, każe mu czuć się gorszym niż jest.
Oraz że to chyba jednak nie była prawdziwa miłość.

3.

Był uczciwy - na tyle uczciwy, na ile mógł. Odszedł. Do innej - wcale nie nowszego modelu, do niepozornej, szarej myszki, pracowicie wysiadującej przed lustrem, żeby podsztukować urodę, której w nadmiarze nie miała, uparcie milczącej w towarzystwie, nie przyciągającej niczyjej uwagi, znajdującej rozrywkę przed telewizorem, niezdolnej do szaleństw.
Chyba potrzebował właśnie takiej kobiety, bo już siedem lat jest z nią. Ona, ta odrzucona, wie o tym, bo przecież utrzymują kontakty: były mąż odwiedza syna regularnie. Przyjaźnią się.

4.

Najpierw się zacięła - jak każda wzgardzona kobieta. Zostawiła mieszkanie, w które wyposażyli ich rodzice obojga, wynajęła garsonierę. Potem, gdy zrozumiała, że nie pogodzi opieki nad małym z pracą, a z gotowości koleżanek do zastępowania jej w roli niańki nie może korzystać bez końca, sprzedała je i podzieliła pieniądze sprawiedliwie. Swoją część przeznaczyła na utrzymanie, resztę wręczyła byłemu przy najbliższej okazji.
Nie pracowała, poświęcała cały czas dziecku. Dobrze im było. Oglądali filmy edukacyjne, chodzili na wystawy, na spacery, do muzeów, na place zabaw, dużo rozmawiali i czytali. Cieszyła się, gdy znajomi - zawsze miała wielu - zwracali uwagę, jak mały jest do niej podobny. Też błyskotliwy, inteligentny, bystry; nad wiek dojrzały i rozwinięty.
No i ładny. Po niej odziedziczył urodę. Urodę doskonałą.

5.

Gdy zaczął podrastać, mogła myśleć o sobie. O swoim prawie do odrobiny szczęścia. I wtedy poznała tego, który miał być lepszy. Który miał być jej: na zawsze, na wyłączność.
Imponował jej - bo byli do siebie podobni. Tak samo dumni, tacy sami idealiści. Z niewielką domieszką naiwności, która nie cechuje wcale głupich, lecz jest przywilejem (fakt, że bolesnym i uciążliwym) wrażliwych.
Chyba straciła rozsądek. Nawet nie zauważyła, a uzależniła się. Samotny dzień nie był już czymś normalnym, zwyczajnym, do czego przywykła - był nieznośnym dyskomfortem. Rozmowy z nim zaś - świętem największym. Nie dostrzegała żadnych wad; wydawał jej się doskonały z tym niezmiennym spokojem, łagodnością, cierpliwością - podszytymi jednakże podobną, jaka drzemała w niej, odrobiną szaleństwa, upodobania do wariackich szusów. Z nim mogła robić wszystko, zwłaszcza że miała pewność, iż on to lubi tak samo i tak samo tego potrzebuje. A więc nagły spacer w deszczu, boso, bezsensowna jazda ileś tam kilometrów, aby spróbować podejrzeć z wysokiego wzgórza, jak dzień wstaje, śpiewanie na głosy piosenki, którą ad hoc się wymyśliło... Mieli takie odskoki.

6.

A ona miała pewność: że tym razem to nie pomyłka. Więc porzuciła swoją - wyuczoną i wypielęgnowaną - naturę dzikiej kotki, otworzyła się, zaczęła na nowo uczyć ufności. Bo przecież każdy ma prawo do swojego kawałka szczęścia; i nikt nie ma prawa być nieszczęśliwy.
No i chyba w tym tkwił błąd. Straciła kontrolę nad sobą i nad swoim światem. Zanadto uwierzyła, że może być pięknie, że na jej ulicy także może zajaśnieć słońce. I - co gorsza - zaczęła o tym mówić. Oraz snuć plany. A to już więcej niż błąd; to grzech, którego nie da się po prostu odkupić, bo trzeba odcierpieć.
Teraz już nawet sama przed sobą woli o tym nie myśleć, nie wracać, nie analizować. Bo bieg wypadków, których nie kontrolowała w tym zapamiętałym zachwyceniu, porwał ją, a ich skala - przerosła. Nie miała nigdy kłopotów z niedostatkiem wyobraźni, tego jednak, co na nią spadło, nie byłaby w stanie sobie wyimaginować. I pewnie dobrze, bo świadomość zbliżania się takiej sekwencji może zabić.

8.

On wpadł w kłopoty. Przejściowe, naturalnie; takie, bez których życie byłoby mdłe, bo życie bez wyzwań i progów do pokonania nie daje przecież żadnej satysfakcji.
Kłopoty miały szybko zniknąć; wymagało to tylko niewielkich pieniędzy i większej inteligencji. Tego drugiego miał wystarczająco, brakowało pierwszego. Więc mu pomogła: samochód, mieszkanie - to dobry zastaw, pod który każdy, nawet najostrożniejszy, pożyczy pieniądze.
Zastaw okazał się godny i pewny; gorzej było z tą inteligencją, dzięki której chwilowe kłopoty miały stać się wspomnieniem, doświadczeniem, co wzmacnia. Pomysł nie wypalił, plan się nie powiódł. Straciła samochód, komornik przyszedł po mieszkanie. Nie potraktowała tego jak dzwonu na trwogę; jej naiwność była wtedy chyba w apogeum. Przyjęła tę katastrofę - bo to była przecież katastrofa - ze spokojem. I niezachwianą wiarą: przecież razem poradzą sobie ze wszystkim, przecież nie na darmo się odnaleźli w takim wielkim świecie, przecież do spółki stworzą cuda i stawią czoła każdemu wyzwaniu. A zwłaszcza teraz, gdy będzie ich czworo...
Ale historia lubi się powtarzać. Znów jednego nie wzięła pod uwagę. Podobnie jak w poprzednim związku: że to są tylko jej myśli i jej wiara, niepodzielana przez drugą stronę. Bo po drugiej stronie stoi - z talentem masujący słabość - neurotyk, panicznie szukający powodu, by uciec. I wytłumaczyć sobie samemu tę ucieczkę jako jedyną rozsądną decyzję.

9.

Był szpital, poronienie. Rozpacz i apatia. Dno, z którego trudno się było wydostać na powierzchnię. Że udało jej się to - to prawdziwy cud. Ale o tym wie tylko ona; on, ten wspaniały, nie ma pojęcia. On żyje gdzieś spokojnie: bo on chyba naprawdę uwierzył w to, co mówił jej na pożegnanie. Że zawiódł, że nie sprostał; że jest nic nie wart, za mały dla dziewczyny tak doskonałej. I że musi odejść. Będzie cierpiał do ostatniego dnia, bo nie umiał dać jej tego, co chciał i na co zasłużyła. Ale nie może zostać: nie jest w stanie patrzeć jej w oczy.
Bo to ponad jego siły: w każdej sekundzie jej widok uświadamia mu, jak bardzo ją skrzywdził tym, że nie okazał się jej godny. Że zawiódł.

10.

Pozbierała się; zawsze umiała się pozbierać. Ale teraz wzięła syna i poszli. Mały wie, że na wycieczkę, ona nie ma takiej pewności. Ona nie wie, dokąd idą i po co idą. Wie tylko, że musi iść, bo może uda jej się znaleźć coś, dzięki czemu znajdzie odpowiedź na pytanie "co dalej?". Wierzy, że znajdzie.
Bo przecież człowiek nie ma prawa być aż tak nieszczęśliwy.
(DELL)
Fot. autor

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski