MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przepustka do kina

Redakcja
W ciągu dwóch dni obejrzałem dwa bliskie sobie w gatunku amerykańskie produkcje, dające sprowadzić się do wspólnej kategorii podkasanej muzy. Wyznaję, co następuje.

Wybrałem się na kontynuację rodzinnych perypetii państwa Fockerów, znanych polskiemu widzowi z prezentowanych przed kilku laty wypracowań "Poznaj mojego tatę" i "Poznaj moich rodziców". Całość trylogii (wybacz, Henryku Sienkiewiczu), którą dopełnia obraz "Poznaj naszą rodzinkę" odnosi się do gamoniowatego yuppie, zaręczającego się, później żonatego z córką miłującego wojskowy dryl, wszędy węszącego spiski i knowania, na pozór stuprocentowego mężczyzny, w gruncie rzeczy żałosnego emerytowanego agenta CIA. W rolę teścia wciela się, pożal się Boże, Robert De Niro. Wiem, że dobry aktor zagra nawet przyrząd do mierzenia ciśnienia, ale podejmowanie się roli pachnących dolarami, których zapach dociera aż do Nowego Sącza, zwyczajnie mu nie przystoi. I nikt mi nie wmówi, że przywołujący na twarz grymasy a la Nicolas Cage, wściekający się niczym byk podczas corridy, genialny przed z górą ćwierćwieczem taksówkarz z filmu o tym samym tytule, nie zatraca na procederze swojego emploie. To, na co może pozwolić sobie Ben Stiller (ten jest przynajmniej sobą), czy nawet Dustin Hoffman nie powinno stać się udziałem filmowej legendy. Ot, co.

Na tle "... rodzinki" zdecydowanie korzystniej prezentuje się "Och, życie". To przedsięwzięcie bezpretensjonalne. Obraz nakręcony został z myślą o wymagającym widzu, reżyser nie przebierał też w gwiazdach. Fabuła jest prościutka jak drucik, wymowa prorodzinna, a zakończenie do bólu przewidywalne. Różniąca się pod każdym względem skłócona ze sobą para po śmierci przyjaciół zostaje przymuszona testamentowym zapisem do wychowywania dziecka. Przyklejeni rodzice zamieszkują pod wspólnym dachem i i zajmują się wychowaniem maleństwa. Pojawiają się naturalnie komplikacje: Holly - właścicielka baru - z wzajemnością zakochuje się w lekarzu, Eric - realizator sporto wego programu TV - gości w łóżku coraz to nową call-girl. Od czegóż przecież dzieciak? Jak świat światem, niczym muzyka łagodzi obyczaje. Kwestią czasu jest moment, gdy wygrzane przez poprzedniczki miejsce w pościeli naszego lowelasa zajmie testamentem przypisana mu partnerka. Reasumując: "Och, życie" ogląda się bez większej przykrości, a widz nie czuje, że autorzy filmu obrażają jego inteligencję. Podczas gdy w "rodzince" bobas rzyga na tatusia jakąś paskudną konsystencją, w "... życiu" córeczka wymiotuje na buzie mamusi jedynie mleczkiem. No i nie słychać w tym obrazie ani jednego puszczonego głośno bączka. A to we współczesnej komedii amerykańskiej wydarzenie bez precedensu.

Daniel Weimer

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski