Amik, 5-letni niewielki kundelek, na widok obcych ludzi zaczyna trząść się jak galareta. - Trudno go w ogóle wyprowadzić na spacer, bo boi się każdego i wpycha mi się na ręce - opowiada Stanisława Kosiba, właścicielka mieszańca. Pupil, którego kobieta zostawiła dosłownie na chwilę przed drzewem obok sklepu przy ul. Rzeszowskiej, został skatowany przez 35-letniego Alana B.
- Nie było mnie góra dwie, trzy minuty. Kiedy wyszłam ze sklepu, Amik dosłownie wył z bólu. Z pyska lała się mu krew, nie był w stanie ustać na własnych łapkach - opowiada Stanisława Kosiba.
O tym, że pies padł ofiarą stojącego obok mężczyzny, powiedzieli jej mieszkańcy pobliskiego bloku, którzy ze swoich balkonów widzieli całe zdarzenie. - Podeszłam do niego i mówię mu: "Czemu skopałeś mi pieska? Przecież nic ci nie był winien. Siedział sobie spokojnie pod drzewem, przywiązany na smyczy i nie wadził nikomu. Zrobiłeś mu wielką krzywdę!" - relacjonuje pani Stanisława.
Mężczyzna specjalnie nie przejął się tymi słowami i wymownie odwrócił się plecami. Kobieta chwyciła na ręce obolałego psiaka i pobiegła z nim do najbliższego weterynarza. Choć w poczekalni było kilka osób ze swoimi czworonogami, na widok zmaltretowanego Amika, przepuścili panią Stanisławę bez kolejki.
- Pies był w opłakanym stanie. Cały był w drgawkach po ataku padaczki, zakrwawiony, z obolałym kręgosłupem, który uniemożliwiał mu stanie na tylnych łapach. Został doraźnie opatrzony, otrzymał dwie serie zastrzyków przeciwbólowych - relacjonuje Wojciech Bukała, lekarz weterynarii, który zajął się rannym zwierzęciem.
Stan psiaka był poważny. Początkowo wydawało się, że nie przeżyje całego zajścia. - Leczenie przynosi efekty i opuchlizna ustępuje. Amik ma wciąż jednak duży uraz do ludzi. Zaufał im, a jeden z nich potraktował go w tak okropny sposób - zauważa Bukała.
Całe zajście wciąż mocno przeżywa pani Stanisława. - Amik to ulubieniec całej rodziny. Przygarnęliśmy go pięć lat temu z domu dziecka. Mąż zauważył na drzewie ogłoszenie o tym, że oddadzą tam pieska w dobre ręce, i po krótkiej naradzie wspólnie zdecydowaliśmy się nim zaopiekować - opowiada kobieta.
Winny skatowania zwierzęcia to Alan B., dobrze znany policji 35-letni dębiczanin. - Mężczyzna odpowiadał wcześniej między innymi za oszustwo, składanie fałszywych zeznań, rozbój i pobicie - wylicza Krzysztof Sebastianka, zastępca prokuratora rejonowego w Dębicy.
Skopanie psa tłumaczy tym, że zwierzak zaszczekał na niego i postanowił go uciszyć. Był pijany. Gdy zatrzymali go policjanci, miał ponad 1,3 promila alkoholu w organizmie. - Przyznał się do winy. Przystał na zaproponowaną karę roku bezwzględnego więzienia - mówi Sebastianka. Ponadto ma zakaz posiadania zwierząt przez 10 lat i musi zapłacić 1000 zł nawiązki na rzecz leczenia skatowanego przez siebie psa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?