Z KRAKOWA DO OŚWIĘCIMIA. Od 1 maja w Krakowie można wynająć łódź. Każdy też może zostać jej kapitanem. To pierwsze takie przedsięwzięcie pod Wawelem.
Armator z Jaworzna postanowił czarterować w Krakowie kilkumetrową łódź. Czy nie obawia się, że kapitanowie jego jednostki będą stanowić zagrożenie na Wiśle? - Nie obawiam się ani o umiejętności turystów czarterujących "Kingę", ani o łódź. Jeśli ktoś potrafi pływać rowerem wodnym i kajakiem, spokojnie popłynie także tą łodzią - mówi z przekonaniem.
- Odcinek z Krakowa do Oświęcimia jest łatwy. Nie ma dużego prądu, więc nie ma ryzyka, że Wisła zniesie łódź w jakieś niebezpieczne miejsce. Gdyby coś się działo zawsze też można przybić do brzegu, bo jest do niego bardzo blisko - dodaje.
Co trzeba zrobić by samodzielnie wypłynąć na Wisłę? - Wystarczy kilkudziesięciominutowy kurs - zapewnia szef Żeglugi Wiślanej. A jeśli ktoś nie od razu wszystko "załapie"? - Wtedy wykład trwa nieco dłużej - dodaje z uśmiechem. - Oczywiście, przed wypłynięciem sprawdzamy umiejętności wiślanych kapitanów - zapewnia.
"Kinga" kołysze się delikatnie na lekkiej fali. Przycumowana do wielkiej barki "Basia" - jedynego krakowskiego hostelu na wodzie (zakotwiczonego przy Bulwarze Kurlandzkim, od strony Kazimierza) - wydaje się drobną łupiną, a przecież może nią pływać aż siedem osób.
Wystarczy jeden krok, by z pokładu "Basi" dostać się na ową łupinę, by wkroczyć w nowy, pełen tajemnic świat. Szybko uczymy się, jak włączyć silnik i go wyłączyć, co zrobić by płynąć do przodu lub do tyłu, w prawo lub lewo. Poznajemy wyposażenie naszej "Kingi". - Pod pokładem są miejsca do spania, kuchnia i łazienka z toaletą. Prysznic bierze się na pokładzie - instruuje cierpliwie armator z Jaworzna.
Gdy wydaje się, że już wszystko wiemy, rodzi się kolejny problem. Jak odbić od gościnnej "Basi"? - Wystarczy odcumować - mówi z uśmiechem Łukasz Krajewski. - Teraz trochę do tyłu, i w lewo - dodaje, patrząc uważnie na poczynania kolejnego adepta. - Płyniemy - mówi zadowolony, choć lekko zdenerwowany, nowy kapitan "Kingi". Teraz pora na kilka manewrów. Przybijamy i odbijamy. Raz płyniemy w prawo, za chwilę w lewo, to znowu do tyłu. - To rzeczywiście łatwe - cieszy się nowy kapitan.
Płyniemy pod prąd. Dziób łodzi bezszelestnie przecina niewielkie fale. - Panorama Krakowa z poziomu Wisły jest zniewalająca! Widok Skałki, wzgórza wawelskiego z przepięknie wyeksponowanymi murami i basztami, a także smoka wawelskiego u podnóża krwistoczerwonych murów, to coś magicznego - zachwyca się Łukasz Krajewski.
Most Dębnicki, Salwator, Srebrna Góra, klasztor kamedułów na Bielanach. - W Lasku Wolskim są kilometry ścieżek rowerowych i pieszych, ogród zoologiczny i dwa kopce - Kościuszki i Piłsudskiego, z których roztacza się wspaniała panorama na Kraków i okolice - zachwala szef Żeglugi Wiślanej. Sporo atrakcji, nie tylko dla kajakarzy, czeka na turystów także w ośrodku Kolna (m.in. rafting).
Przed nami stopień wodny Kościuszko. Tu czeka nas pierwsze śluzowanie. Z daleka wydaje się, że szczelina, w którą mamy za chwilę wpłynąć, jest tak wąską, że nasza "Kinga" nie da rady się do niej wcisnąć. - W okolicy nie ma większej śluzy - uspokaja kapitana Łukasz Krajewski. - Łatwo się ją pokonuje. Tu nie ma dużej różnicy poziomów. Polery pływają, więc można się do nich na sztywno przywiązać. Przesuwają się razem z łódką - w górę i w dół - instruuje kapitana. Śluzowanie minęło bez problemów...
Nasz kapitan nabrał pewności siebie. Łódka płynie więc raźno. Po chwili, zza zakrętu wyłaniają się białe mury majestatycznego, XI-wiecznego, tynieckiego klasztoru. - Tu można bezpiecznie przycumować, coś zjeść w słynnej gospodzie "Pod Lutym Turem", lub klasztornej restauracji, zwiedzić unikatowe opactwo, a nawet spędzić noc w klasztorze - dodaje z szelmowskim uśmiechem armator z Jaworzna.
Przez Bramę Tyniecką płyniemy w kierunku Kanału Łączańskiego. Przed nami kolejna śluza - Borek Szlachecki. 85-metrowa "przeszkoda" robi wrażenie. - Trzeba uważać, żeby nie zawisnąć, bo to najwyższa śluza na krakowskiej Wiśle - stwierdza tajemniczo szef Żeglugi Wiślanej. - Nie ma w niej ruchomych polerów, więc co chwilę trzeba luzować cumy - dodaje wyjaśniająco. Dzięki śluzie można pokonać 12 metrową różnicę poziomów.
17-kilometrowy Kanał Łączański jest dość monotonny. Życie żeglarzom urozmaicają jedynie przerzucone nad nim mostki. - Malownicze widoki będą dopiero wtedy, gdy go opuścimy. W okolicach Okleśnej i Kamienia są piękne rozlewiska Wisły - zapewnia armator z Jaworzna.
W pobliżu przeprawy promowej można zacumować. Blisko stąd do urokliwej Alwerni, z malowniczym XIX-wiecznym rynkiem. Jak tam się dostać? Wystarczy zdjąć z dachu rowery, i ruszyć w kierunku Alwerni. XVII-wieczny klasztor bernardynów niestety, ostatnio spłonął, ale jest za to najstarsze w Polsce Muzeum Pożarnictwa (eksponaty można dotykać, można sprawdzić, czy działają, a niektórymi nawet pojeździć).
Nieco dalej cumując można poznać Muzeum - Nadwiślański Park Etnograficzny w Wygiełzowie. - Na terenie skansenu znajduje się też XIX-wieczna karczma z Minogi, w której i dziś można skosztować wybornych regionalnych dań - zapewnia armator z Jaworzna. Po posiłku można spróbować zdobyć zamek Lipowiec, warownię należącą niegdyś do biskupów krakowskich, a służącą im także jako więzienie dla "niepokornych dusz". Z wysokiej baszty roztacza się wspaniały widok m.in. na dolinę Wisły.
Przed nami Zator - miasteczko słynące z interesującej historii, kameralnego rynku, stawów, w których pływają królewskie karpie, a ostatnio także z wciąż powiększającej się gadziej rodziny. W DinoZatorlandzie można zobaczyć - wędrując specjalną ścieżką wśród starodrzewia - m.in. jak wyglądały gady, które przed milionami lat zamieszkiwały ziemię, jest tu także kino 5D, a także wielki plac zabaw dla dzieci.
- Gdy dopłyniemy do Oświęcimia można zwiedzić niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, ale także pospacerować po pięknej starówce Oświęcimia z charakterystycznym rynkiem i pięknym średniowiecznym zamkiem położonym na wzgórzu nad Sołą - dodaje Łukasz Krajewski. - Tak dopływamy do słynnego "kilometra zerowego", czyli ujścia Przemszy do Wisły. Tu kończy się nasza przygoda z Wisłą. Pora wracać do Krakowa, do naszej "Basi" - mówi.
- Rzadko zdarza się zwiedzać okolice tak bogate w zabytki przyrodnicze i historyczne, urzekające pięknem i atmosferą dawnych wydarzeń, zamknięte w żłobionej przez tysiąclecia wiślanej dolinie - zachwyca się Łukasz Krajewski. By łatwiej było poznawać bliższe i dalsze okolice królowej polskich rzek podróżni otrzymują mapy z zaznaczonymi na nich atrakcjami, które warto zwiedzić - pieszo lub na rowerach.
Czarterując łódź na tygodniową wyprawę mamy także pewność, że będziemy mieli, gdzie przycumować, przespać się (jeśli nie odpowiada nam nocleg na łodzi) i co zjeść. Wisła jest tu bowiem dziewicza, także jeśli chodzi o infrastrukturę turystyczną. - Wiele trudu kosztowało mnie znalezienie odpowiednich i bezpiecznych przystani, czy gospodarstw agroturystycznych - nie ukrywa szef Żeglugi Wiślanej.
Od "Przewozu" do Oświęcimia jest około 90 km. Wyprawa - tam i z powrotem - nie powinna więc zająć mniej niż dwa, a więcej niż siedem dni. Chyba, że rozsmakujemy się w takim spędzaniu wolnego czasu... Za tygodniową wyprawę - maksymalnie siedmiu osób - zapłacimy od 2,5 do 3,8 tysięca złotych. Trzeba także pamiętać o kaucji (1,5 tys. zł), a także kosztach paliwa i drobnych za pilnowanie łodzi.
Marek Długopolski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?