Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przychodnia jako dar sybiraków dla Ugandy

Piotr Subik
Piotr Subik
Rozpoczęta w 2012 r. budowa w Koji utknęła w martwym punkcie
Rozpoczęta w 2012 r. budowa w Koji utknęła w martwym punkcie Fot. Salezjański Wolontariat Misyjny
Inicjatywa. Na dokończenie budowy ośrodka w Koji potrzeba jeszcze ponad 30 tys. złotych.

- Liczy się każdy grosz. Ludzie z Ugandy nie mogą się doczekać ośrodka zdrowia, który budują dla nich sybiracy. To będzie kawałek Polski w Afryce - podkreśla dr hab. Hubert Chudzio, dyrektor Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Mowa o przychodni, która z inicjatywy sybiraków powstaje w Koji, położonej około 60 km od stolicy Ugandy Kampali, nad Jeziorem Wiktorii. Z inicjatywą wyszli ci, którzy w latach 40. XX wieku trafili do Ugandy po podpisaniu układu Sikorski - Majski. Na jego mocy Sowieci darowali wolność Polakom zesłanym na Syberię.

Początkowo sybiracy chcieli w Koji wybudować szkołę pomnik. Miałoby to sens m.in. dlatego, że jej uczniom planowano oddać pod opiekę polski cmentarz, wyremontowany staraniem historyków i studentów z Krakowa. Jednak oczekiwania miejscowej ludności były inne - bardziej potrzebny jest jej dostęp do służby zdrowia. Bo dojazd do lekarza w stołecznej Kampali zajmuje co najmniej trzy godziny. A że co trzeci mieszkaniec Ugandy nie ma dostępu do urządzeń sanitarnych, powoduje to bardzo wysoki stopień zachorowań, głównie na malarię, dengę i śpiączkę afrykańską. Uganda przoduje też pod względem liczby chorych na AIDS.

Prace budowlane ruszyły w 2012 r., pod kierunkiem salezjańskiego misjonarza, ks. Ryszarda Jóźwiaka. Za około 20 tys. dolarów zebranych przez sybiraków m.in. z Australii i Kanady, ale też z Polski udało się wznieść budynek w stanie surowym. Znajdują się w nim pomieszczenia na gabinety lekarskie dla mężczyzn, kobiet i dzieci, w których będzie ich można nawet krótko hospitalizować. Niestety, ze względu na brak pieniędzy budowa przychodni stanęła w miejscu. - Pieniądze potrzebne są na prace wykończeniowe i wyposażenie gabinetów chociażby w skromny sprzęt medyczny - mówi dr Chudzio.

Od zeszłego roku w zbiórce pieniędzy sybirakom pomaga Salezjański Wolontariat Misyjny „Młodzi Światu” w Krakowie. Oszacowano, że na dokończenie przychodni potrzeba jeszcze ok. 90 tys. złotych. Dwie trzecie tej kwoty udało się już zgromadzić, potrzeba jeszcze ok. 32 tys. złotych. „Każda pomoc jest na wagę złota” - apeluje do darczyńców Salezjański Wolontariat Misyjny.

Polskie osiedle w Koji istniało w latach 1942-49/50, zamieszkiwało w nim ok. 3 tys. osób. Wybudowano dla nich kościół, szpital i placówki oświatowe. Przez kilka lat na miejscowym cmentarzu powstało 97 nagrobków, w których pochowano 96 osób. Symboliczny 97. grób poświęcono osobie pożartej przez krokodyle.

Jesienią 2009 r. do Koji z misją naukową dotarli członkowie Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP, na czele z dr. hab. Hubertem Chudzio. Efektem tej wizyty był odnowienie nagrobków i odprawienie pierwszej od wielu lat mszy za zmarłych w polskim obozie w Koji. Uroczyste otwarcie cmentarza po remoncie odbyło się w listopadzie 2012 r. To podczas tego wydarzenia Sybiracy postanowili zaznaczyć swój ślad w Ugandzie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski