Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przychodzi kot do weterynarza

Barbara Matoga
Nie każdy kot zachowuje się w gabinecie tak spokojnie jak ten na zdjęciu
Nie każdy kot zachowuje się w gabinecie tak spokojnie jak ten na zdjęciu fot. 123rf
Porady. Do wizyty w gabinecie weterynaryjnym opiekun kota powinien dobrze się przygotować. Podstawową sprawą jest wybranie dobrego, doświadczonego i lubiącego zwierzęta lekarza, a także zapewnienie bezpieczeństwa pupilowi po drodze i w samej lecznicy.

Podawanie kotu lekarstw nie jest łatwym zadaniem, o czym pisaliśmy dwa tygodnie temu. To dumne i niezależne zwierzę wszelkie nieprzyjemne zabiegi traktuje jako osobistą obrazę i broni się przed nimi ze wszystkich sił. Ale każdy opiekun kota, który zachorował wie, że czasem trzeba się z tym problemem zmierzyć. Oczywiście, w przypadku bardzo niepokojących objawów konieczna jest wizyta w gabinecie weterynaryjnym. Ale i wtedy często zalecane jest kontynuowanie leczenia w domu, na przykład podawanie lekarstw. Doświadczeni kociarze potrafią poradzić sobie nawet z mierzeniem temperatury, zastrzykami i kroplówkami, ale przeciętnego posiadacza kota sama myśl o własnoręcznym wykonaniu tego typu zabiegów napawa zgrozą. Dla niektórych nawet tak - pozornie banalne - czynności, jak podanie tabletki na odrobaczenie, zakropienie środka przeciwko pchłom i kleszczom czy przycięcie pazurków jest zadaniem ponad siły, zwłaszcza, jeśli pupil tego nie lubi i nie ma zamiaru współpracować.

Więc do wizyt u weterynarza trzeba się przyzwyczaić, bo nawet zdrowy kot powinien być co jakiś czas przebadany i osłuchany, co umożliwia wczesne wykrycie potencjalnych zagrożeń. Ale do takich wizyt też trzeba się dobrze przygotować. Podstawową sprawą jest wybór dobrego gabinetu, gdzie doświadczony i obdarzony empatią wobec zwierząt lekarz weterynarii dokładnie przebada naszego kota i w razie potrzeby - lub profilaktycznie - wykona dodatkowe badania. Podstawą jest badanie krwi - na pewno morfologia, a u kotów starszych lub z jakimiś dolegliwościami, także profil nerkowy i/lub wątrobowy, ewentualnie zbadanie poziomu cukru. W przypadku kociej przybłędy - zwłaszcza, jeśli w domu są już inne koty - wskazane jest wykonanie testu FELV/FIV, wykrywającego białaczkę i tzw. koci HIV ( obie choroby są zagrożeniem tylko dla kotów; ludzie i inne zwierzęta nie mogą się nimi zarazić).

Szukanie odpowiedniego gabinetu dla swojego kota najlepiej zacząć od ankiety wśród znajomych posiadaczy zwierząt. Warto też przeszukać internet, gdzie można znaleźć wiele cennych wskazówek i opinii. Znajdziemy tam także sugestie, co może dolegać kotu, który wykazuje takie a nie inne objawy i o sposobach leczenia. Nie należy, rzecz jasna, przyjmować ich bezkrytycznie, ale warto zapamiętać i pytać weterynarza o różne możliwości. Pamiętajmy, że za wizyty w gabinecie płacimy i że mamy prawo do pytań, wątpliwości i sugestii. Dobry weterynarz nie powinien się z tego powodu obrażać.

Kiedy już wybierzemy gabinet, nie należy tracić czujności. Są bowiem pewne podstawowe zasady, których przestrzeganie świadczy o profesjonalizmie weterynarza. W gabinecie powinna panować sterylna czystość, nie zawsze łatwa do zachowania przy tak nietypowych pacjentach. Stół, na którym badane są zwierzęta, powinien każdorazowo być odkażany. Obserwujmy, czy lekarz bada naszego pupila dokładnie, czy mierzy mu temperaturę, starannie osłuchuje i obmacuje, zagląda do uszu i pyszczka. Kiedy postawiona już zostanie diagnoza, nie bójmy się pytać o szczegóły, rokowania i sposób leczenia. Przede wszystkim zaś domagajmy się przeprowadzenia dodatkowych badań. Owszem, są schorzenia pospolite i łatwe do wykrycia, np. koci katar, świerzbowiec uszny czy drobne, mechaniczne urazy; w takich przypadkach dodatkowe badania nie są potrzebne. Ale np. leczenie wszelkiego rodzaju chorób narządów wewnętrznych musi być poprzedzone badaniami laboratoryjnymi krwi i/lub moczu, czasem zaś także USG lub rentgenem. Takie badania są również konieczne przed zabiegami chirurgicznymi - z wyjątkiem ratujących życie - gdyż narkoza może mieć fatalny wpływ np. na nerki lub serce zwierzęcia. Choroby skóry również nie powinny być leczone „na oko” - konieczne jest zbadanie sierści pod specjalną lampą oraz pobranie zeskrobin ze skóry.

Opiekun kota powinien zadbać o bezpieczeństwo zwierzaka podczas takiej wizyty. W drodze do weterynarza kot musi znajdować się w dobrze zabezpieczonym transporterku. Nigdy bowiem nie wiemy, czy na trasie lub w poczekalni nie zdarzy się coś, co zestresowanego zmianą otoczenia zwierzaka tak wystraszy, że ucieknie nam ze źle zapiętej torby czy koszyka. Znam nawet przypadki, gdy przerażony kot sforsował niedokładnie zamknięte drzwiczki w profesjonalnym transporterku.

Zanim, po wejściu do gabinetu, otworzymy przenoskę, musimy dopilnować, by wszystkie okna i drzwi były zamknięte. Bo choć wystraszony zwierzak z reguły niechętnie opuszcza transporter, który w tej chwili wydaje mu się bezpiecznym schronieniem, to wyciągnięty z niego może próbować ucieczki; otwarte okna i drzwi mogą sprawić, że nigdy go już nie zobaczymy…

Osoby, które ze względu na wiek, stan zdrowia lub kondycję psychiczną nie mogą przytrzymać pupila podczas badania, powinny przed wizytą upewnić się, że w gabinecie będzie, prócz lekarza, ktoś, kto pomoże okiełznać niesfornego pacjenta. Są bowiem koty, które bronią się przed wszelką ingerencją i do np. zmierzenia temperatury czy pobrania krwi potrzebna jest współpraca dwóch osób - jedna trzyma zwierzaka, druga wykonuje zabiegi. Zakończenie wizyty odbywa się za to z reguły bezproblemowo - kot, nawet taki, którego w domu trzeba siłą wsadzać do transporterka, wraca do niego z ochotą, jakby wiedział, że oznacza to koniec „tortur”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski