MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyczyna i lekarstwo

Redakcja
Chronimy zagrożone gatunki. Zmienia się trasy autostrad, żeby żabki mogły wygodnie uprawiać Kamasutrę. Po 31 marca nie można wycinać drzew, bo a nuż jakiś ptaszek uwił tam gniazdko.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Bobry mogą zniszczyć wały powodziowe i zalać jakąś wioskę, ale nie wolno ich pogonić: są pod ochroną. Wilki też i chociaż coraz chętniej mordują owieczki, dbamy, żeby drapieżnikom nie spadł włos z ogona.

O siebie nie zabiegamy tak pieczołowicie. Giną całe zawody, uprawiane przez wieki. Kto dzisiaj słyszał o stelmachu, kołodzieju czy snycerzu? Wysoko wyspecjalizowane profesje zniknęły. Wkrótce dołączy do nich, niestety, zawód do niedawna elitarny i społecznie ceniony. Dziennikarza.

Pamiętam niepewną minę Billa Gatesa, kiedy kilkanaście lat temu, u progu eksplozji Internetu, zadałem mu pytanie: "czy powszechny dostęp do nieograniczonej informacji nie zabije mądrości”? Odpowiedział wówczas szczerze: "I dont’t know”. Teraz już wiadomo, że odpowiedź powinna być twierdząca. Zalew informacji zabija mądrość i potrzebę z niej korzystania. Wszyscy uważają, że wiedzą wszystko, nie rozumiejąc do końca niczego. Informacyjne tsunami topi gazety. Z nimi tonie zawód dziennikarza. Przynajmniej w takiej formie, w jakiej znaliśmy go od dziesięcioleci.

W końcu XX wieku dziennikarz był półbogiem. Nosicielem wiedzy, niedostępnej dla innych, uprzywilejowanym uczestnikiem najważniejszych wydarzeń, niekiedy ich kreatorem. Dziennikarze odkrywali najtajniejsze sprawy państwa, obalali, jak Carl Bernstein i Bob Woodward, prezydentów. Drżeli przed nimi najpotężniejsi politycy, biznesmeni i mafiosi.

Dziennikarze byli też arystokracją finansową. Najlepsi zarabiali tyle, co prezesi potężnych koncernów. Ze swoich londyńskich czasów pamiętam eksperta rynku finansowego w gazecie "Daily Mail”. Dostawał pół miliona funtów rocznie, do City woził go rolls–royce z szoferem.

Dzisiaj dziennikarze, poza nielicznymi gwiazdami telewizji, które (jeszcze) zarabiają spore pieniądze, to biedota. Przeczytałem ostatnio wstrząsający artykuł w "International Herald Tribune”. Dziennikarze gazetowi są masowo zwalniani, bo ich tytuły upadają lub kurczą się. Nieliczni zatrudniani są przez portale internetowe– i to jest dopiero tragedia. Pracują, jak chińscy robotnicy, po kilkanaście godzin na dobę. Tworzą wiadomości na zamówienie. Jeśli z analizy komputerowej wyjdzie, że zainteresowanie budzi jakaś sprawa lub zestaw słów, muszą ich używać jak najczęściej. Wtedy internauci chętnie klikają, odsłaniają się reklamy i jest kasa.

Dziennikarskim wyrobnikom płacą grosze, 25–30 tysięcy dolarów brutto rocznie. To jakieś 4–4,5 tysiąca złotych netto miesięcznie. W Ameryce! Zamiatacze ulic dostają więcej. Nie mówiąc już o sprzątaczkach hotelowych, które mogą zarobić sporo na wspomnieniach spotkań z romansowymi gośćmi.

Dla mediów jest to walka o życie. Być może jest to bój ich ostatni. Chcą przeżyć, więc robią wszystko, żeby nie utonąć. Afera "News of the World”, wpływowego londyńskiego szmatławca o nakładzie 3 milionów egzemplarzy, jest widowiskowym gwoździem do trumny tradycyjnego dziennikarstwa. Reporterzy na polecenie szefostwa włamywali się do telefonów, z których czerpali newsy dla gazety. Obrzydliwe praktyki, prostytucja najświętszych zasad dziennikarstwa. Po co? Dla nakładu, dla pieniędzy.

To jest pierwszy megaskandal dziennikarski. Będzie ich więcej. W walce o przetrwanie media odrzucają dotychczasowe zasady zawodowej etyki, moralności, dobrych obyczajów. Wszystko jest dopuszczalne, żeby zarobić. Tonący brzydko się chwyta, powiedział kiedyś Antoni Słonimski. Nie tylko brzydko, ale i bezwzględnie. Walką o zawodowe życie dziennikarzy zaczynają rządzić prawa dżungli.

Brutalizacja mediów narasta. Gazeta, stacja telewizyjna czy radiowa musi przebić drastycznością tematyki internetowy chłam, by mieć czytelników czy widzów. Żeby się sprzedać, tematy muszą kapać krwią i epatować prostacką sensacją. Prawdziwą lub wymyśloną.

Wolność prasy staje się wolnością kłamstwa, przeinaczenia, tworzenia informacji dla żądnej krwi gawiedzi. Śmieszą mnie biadania nad prawnymi ograniczeniami swobody dziennikarskiej. Nie chodzi o wolność, tylko o zdolność zarabiania pieniędzy. Także za cenę rujnowania życia ludziom, których publiczne egzekucje przeprowadzają media.

Prawo trzeba zaostrzać, nie łagodzić. Można krytykować, nie można niszczyć. Nie wiem, czy uda się zahamować upadek dziennikarstwa. Mocną barierą są orzekane wyrokami sądów odszkodowania. Pieniądze są przyczyną choroby i ostatnim lekarstwem, które pozostało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski