Czytaj także: Związki: śmieciówki w służbie publicznej to wstyd dla państwa >>
Sejmowa komisja administracji i cyfryzacji poprosiła kancelarię premiera o dane na temat form zatrudnienia w urzędach centralnych i wojewódzkich. Okazało się, że np. w kancelarii prezydenta na śmieciówkach pracuje co piąta osoba. Rekord pobiło jednak ministerstwo kultury: 358 osób na umowie o pracę oraz 372 na umowach-zleceniach i o dzieło. Nic dziwnego, że wzorują się na nim muzea.
Urzędy i instytucje wyjaśniają, że muszą korzystać z usług zewnętrznych ekspertów, analityków, tłumaczy itp. Tak naprawdę jednak wiele z nich stosuje i toleruje śmieciówki, bo pozwala im to obniżyć koszty oraz obejść obowiązek organizowania konkursów na stanowiska (a przy okazji zatrudniać znajomków bez kwalifikacji).
Kontrolerzy NIK, którzy od kilku miesięcy badają sprawę, zwracają uwagę, że większość umów cywilnoprawnych to umowy-zlecenia na ponad trzy miesiące: ludzie wykonują normalną pracę, jak inni urzędnicy, tylko bez etatu. To to samo zjawisko, z którym państwo polskie od roku mozolnie „walczy”. W marketach i na budowach, ale najwyraźniej nie u siebie.
Kompromitujące dla państwa jest również to, że przetargi publiczne nadal wygrywają przedsiębiorcy zatrudniający ludzi na warunkach niewolniczych. Czyż nie ociera się o paranoję, że urzędy skarbowe są ochraniane przez firmy kombinujące na podatkach, a siedziby ZUS - przez firmy omijające składki na ZUS?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?