Przygody polskich protonów

Instytucja powstała za ponad 250 mln zł, jedyna tego rodzaju w Polsce, została oddana do użytku jesienią ubiegłego roku. Od tamtej pory czeka, gotowa, by w każdej chwili rozpocząć leczenie innowacyjną metodą. Pacjentom, którzy w Bronowicach mogliby znaleźć ratunek, cały czas ktoś jednak miesza szyki.

Najpierw rolę czarnego charakteru grała Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, zwlekająca z wyceną nowego rodzaju świadczeń. Potem dołączyło Ministerstwo Zdrowia, które kilkakrotnie przedłużało prace nad potrzebnymi przepisami.

Kiedy na początku lipca po długich bojach konkurs na prowadzenie leczenia został wreszcie rozstrzygnięty, wydawało się, że tragikomiczna telenowela ma się ku końcowi. Tymczasem po sześciu tygodniach od podpisania kontraktu z NFZ, pacjenci nadal odsyłani są z kwitkiem. A kolejne części sagi dopisują przedstawiciele Centrum Onkologii i Instytutu Fizyki Jądrowej.

W przedłużających się negocjacjach kością niezgody są oczywiście pieniądze. Instytut rozczarowany jest liczbą chorych, którzy będą mogli skorzystać z cyklotronu i podziałem środków na finansowanie nowoczesnej terapii. Dzięki współpracy z NFZ właściciele urządzeń mieli bowiem nadzieję zarobić na pokrycie chociaż części kosztów generowanych przez pracę Centrum.

Wobec nowych okoliczności dyrekcja IFJ nie jest zaś gotowa pójść na kompromis. Do końca roku do Bronowic na pewno nie trafią setki pacjentów, a wyceny świadczeń nie ulegną zmianie. Ciągle jest za to szansa, że instytucja w końcu zacznie realizować swoją misję i wyleczy pierwszego pacjenta. Najpierw właściciele cyklotronu muszą jednak zrozumieć, że bezczynne protony zysku nie przyniosą im wcale. A niosącą ratunek wiązkę należy jak najszybciej udostępnić, bo od niej może przecież zależeć ludzkie życie.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Krakowskie protony wciąż nie leczą raka