Najpierw surowiec. Słowo befsztyk sugeruje wołowinę, choć wedle tradycji Mongołowie jadali koninę. To już kwestia smaku. Wybieramy część z zadu, najlepszej jakości pokrojoną w szerokie płaty grubości palca. Posypane solą kładziemy na grzbiecie konia. Siodłamy zwierzaka i jedziemy stępem ze trzy godziny. Podziwiamy krajobraz, odganiając muchy i inne owady, które zwabi woń świeżej krwi. Po tym czasie odwracamy porcję na drugą stronę, solimy jak wcześniej i dociskamy kulbaką do końskiego grzbietu. Na spacerze spędzamy tyle samo czasu, co uprzednio. Tatar jest gotowy. Skruszały, pełen smaku i aromatu. Bez gotowania, mielenia i przypraw. Danie tradycyjne i całkowicie naturalne. Daje, jak to się mówi, solidnego powera.
Wołowinę już zdobyłem. Teraz rozglądam się za koniem i siodłem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?