MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyszedł z synem, został po nim

Redakcja
Pierwszym i w zasadzie jedynym bramkarzem A-klasowego Potoku Więckowice jest Rafał Piszczek. Ma 48 lat. - Zarzekam się już drugi sezon, że kończę, ale nie ma mnie komu zastąpić, a broni mi się coraz lepiej. Więc może pociągnę jeszcze dwa lata, tak do pięćdziesiątki - mówi.

Nie wiek, lecz zapał i umiejętności bronią Rafała Piszczka w klasie A

Większość jego rówieśników już od dawna nie ma nic wspólnego z regularnym wysiłkiem fizycznym, nie mówiąc o występach w oficjalnych rozgrywkach piłkarskich. On ze spokojem i refleksem podchodzi do tej niezwykłej sytuacji. - Jestem rocznik 1959, ze stoku południowo-wschodniego - przekonuje "winnym" skojarzeniem. - Bywam potłuczony, ale wystarczy mi jedna noc, by dojść do siebie.
Wygląda na o kilka lat młodszego. Zadbany, wyprostowana sylwetka. Waży 78 kilogramów przy wzroście 178 centymetrów. Dobrze czuje się w drużynie Potoku, której trzon stanowią piłkarscy weterani. Ale drugi pod względem wieku, Zenon Nęcka, jest od niego młodszy aż o 9 wiosen. - Myślę, że wpływ na to, iż przetrwałem na boisku, miało to, iż przez wiele lat nie grałem regularnie w piłkę. Ominęły mnie częste kontuzje. Najpoważniejsze, które przeszedłem, to zerwanie więzadła w palcu i skręcenie nogi - tłumaczy. O stosunkach z kolegami: - Jestem z wszystkimi na "ty". Trochę szacunku mi jednak okazują i często pomagają nieść siatkę. W piłce jest jak w wojsku - jakaś hierarchia musi być.
Zawsze lubił ruch. Grał, jako reprezentant "dzikiej" drużyny, przed 15-tysięczną publicznością oczekującą na mecz Wisły z ŁKS-em. Potem trenował w Wawelu piłkę ręczną, często grywał w tenisa. Za futbol klubowy wziął się, mając 37 lat. To był Kmita Zabierzów, do którego poszedł razem z 17-letnim wtedy synem Wiktorem: - Grałem w polu w pierwszej, a potem w polu i na bramce w drugiej drużynie. Po tym, jak rezerwa została zlikwidowana, przeniosłem się z Wiktorem do Potoku i miałem udział w awansie z B do A klasy.
Syn jeszcze przed "30" dał sobie spokój. Pracuje za granicą. Pan Rafał postanowić zostać; i w kraju, i na boisku: - Zagrałem wszystkie mecze w B klasie. Drugiego bramkarza po prostu nie było i pamiętam, że gdy miałem zapalenie ucha, włożyłem do niego watę, a na głowę czapkę. Wytrzymałem cały mecz.
W A klasie miał już dużo młodszego konkurenta, który okazał się słabszy. - W drugim swym występie pozrywał więzadła i jeszcze tego nie wyleczył, ale gdy wróci, bez obaw podejmę z nim rywalizację - zapewnia. Ma silny charakter: - Gdybym mógł jutro zagrać przeciwko Legii, tobym się ucieszył. Takie wyzwanie podziałałoby na mnie pozytywnie, na zasadzie, że mogę coś zyskać, a nic nie stracę. 25-letni bramkarze są ode mnie sprawniejsi, ale ja zyskuję psychiką. Stres meczowy mnie mobilizuje, podczas gdy wielu paraliżuje.
Trenuje dwa razy w tygodniu, do tego mecz w weekend. Codziennie wykonuje ćwiczenia wzmacniające i rozciągające mięśnie: - Na godzinę przed meczem muszę już być gotowy. Trzeba rozgrzać pachwiny, kolana i resztę. Potem zaczyna się gra. Oczywiście zdarzają się docinki z trybun czy lekceważące spojrzenia przeciwników. Najlepszy sposób na nich jest prosty: wygrać 2-3 pojedynki. Wtedy buzie się zamykają.
Żona nie puka się znacząco w czoło? - Czasem w żartach powie "stary głupolu, daj już sobie spokój", ale jest ze mnie dumna. Jesteśmy ze sobą od 28 lat, więc zdążyła się przyzwyczaić, że każda sobota lub niedziela oznacza jakiś mecz. To lepiej, że chodzę na piłkę, a nie na wódkę czy kobiety!
Ze szczypiorniaka został mu refleks na linii. Dużo strzałów paruje nogami. Gra na przedpolu jest jego słabszą stroną, ale: - Gdy już krzyknę "moja", to wyłapuję 99 procent wrzutek.
Ten pasjonat sportu utrzymuje się ze sprzedaży telefonów komórkowych w firmie, której właściciel sam był sportowcem i ze zrozumieniem podchodzi do wyczynów podwładnego. Panu Rafałowi wystarcza na godziwy byt rodziny i jeszcze potrafi dołożyć do futbolu: - Za grę nie dostaję ani złotówki, lecz nie oczekuję tego. Gram przecież dla satysfakcji i zdrowia. Potok pokrywa mi koszty sprzętu. Rękawice mogę wybierać nawet z wyższej półki.
No to co, jeszcze dwa latka i koniec przygody nestora klasy A? Nie chce się zarzekać: - Umiem siebie rzetelnie ocenić i nie przegapię momentu, w którym zacznie być śmiesznie. Skoro Dino Zoff po czterdziestce był mistrzem świata, to dlaczego ja nie mógłbym bronić w A klasie nawet po pięćdziesiątce?
MAREK GILARSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski