Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przywódcy państw myślą, że wszystko im wolno

Redakcja
ROZMOWA. z dr. MARIUSZEM ANDRZEJEWSKIM, ekonomistą z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, o przyczynach, skutkach i sposobach wyjścia z kryzysu

- Jakie były przyczyny kryzysu, z którym zmaga się dziś prawie cała Europa?

- Przyczyn szukałbym w beztroskim postępowaniu rządów niektórych europejskich państw. W pewnym momencie przestały zastanawiać się nad postępującym zadłużeniem i zaciągały kolejne pożyczki. Wszystko szło dobrze, do czasu, gdy kraje te cieszyły się najwyższym ratingiem ryzyka kredytowego AAA. Zadłużenie w tych krajach rosło do 60, 70, a nawet więcej procent w stosunku do ich PKB. Przypomnę, że zadłużenie powyżej 60 procent oznacza w Unii Europejskiej przekroczenie kryteriów z Maastricht, na które kraje wspólnoty same się umówiły. Nie zwracano jednak na to uwagi, a dotyczy to nie tylko państw takich, jak Grecja czy Hiszpania, ale również krajów dominujących w Unii - Niemiec, Francji, które przekraczały te wskaźniki dając innym zły przykład. Każdy premier mówił: pożyczam, żeby rozwijać kraj i powiększać PKB. Proszę zwrócić uwagę, że ciągle żądamy od wszystkich państw wzrostu PKB. Gdy jest on ujemny, bijemy na alarm. Ale zastanówmy się, jak finansowany jest ten wzrost? Czy rząd może go finansować w ten sposób, że "zarobi" na wpływach i wydatkach budżetowych? To by oznaczało, że ma nadwyżkę budżetową, a przecież takiej sytuacji nie mieliśmy w Polsce od czasu odrodzenia się gospodarki wolnorynkowej, czyli od roku 1990! A zatem wzrost PKB odbywał się i odbywa cały czas za pożyczone pieniądze. Trzeba sobie postawić pytanie, kiedy należy zatrzymać to niekończące się zadłużanie i zacząć myśleć o konieczności spłaty długów. Rządy jednak nie chcą podejmować takich trudnych decyzji. A rynki finansowe zachowują się tak jak się zachowują: najpierw chętnie udzielały pożyczek i dawały wysoki rating, potem jednak powiedziały: stop, obniżyły rating, a pożyczek nie chcą udzielać, co najwyżej na wyższy procent. Wina leży jednak po stronie przywódców tych państw. Na pewno są mniej wyedukowani w zakresie ekonomii od przedstawicieli rynków finansowych, z którymi wchodzą w relacje, a w dodatku myślą, że wolno im wszystko.

- Dlaczego kryzys szczególnie dotknął Grecję, Włochy, Hiszpanię i Irlandię?

- Każdy kraj trzeba rozpatrywać indywidualnie, ale generalnie rzecz biorąc wymienił Pan te państwa, które mają najwyższe zadłużenie w stosunku do PKB. Właśnie dlatego rynki finansowe powiedziały: stop, przesadzacie! Zadłużenie Grecji wynosi około 180 procent jej PKB. Ktoś może powiedzieć: chwileczkę, zadłużenie Japonii wynosi 200 procent PKB i nie ma żadnego problemu. To prawda, ale trzeba też patrzeć na strukturę owego zadłużenia. Na seminariach naukowych prof. Jerzy Osiatyński, obecny doradca prezydenta RP, mówi nam, młodym pracownikom nauki: zawsze trzeba patrzeć na strukturę długu. Popatrzcie najpierw, gdzie dane państwo jest zadłużone. Jeżeli na rynkach zagranicznych to gorzej, jeżeli zaś u własnych obywateli lub instytucji finansowych - to znacznie lepiej. Japonia zadłużona jest w 200 procentach w stosunku do jej PKB, ale wewnętrznie, i w niczym to jej nie przeszkadza. Przy zadłużeniu zewnętrznym jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę zagranicznych wierzycieli.
Jeżeli zwiększona podaż pieniądza, pochodząca z coraz większych pożyczek, przeznaczana jest na inwestycje strukturalne: drogi, mosty, , koleje itd., czyli na majątek trwały, to jest to postępowanie właściwe. Ale gdy pieniądze te w jakiejś formie trafiają także na rynek finansowy i tam są wykorzystywane w celach spekulacyjnych, to jest to zjawisko złe. W dodatku państwa nie pobierają podatku od transakcji finansowych, choć pobierają go od każdej innej aktywności finansowej! Szczegóły moich propozycji w zakresie wprowadzenia globalnego podatku lewarowego, jak również pomysłu na obniżenie oprocentowania emisji długu przez poszczególne państwa UE do np. 2-3 procent za pomocą tzw. obligacji terytorialnych, a także rozwiązanie pozwalające napełnić kasę Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) za pomocą modelu interVAT znalazły się w treści mojego opracowania, zamieszczonego na stronach OMP (www.omp.org.pl).

- Co dotychczas zrobiła Unia Europejska, by pokonać kryzys?

- Europa myślała o tzw. ścianie, o której wspominali u nas minister Jacek Rostowski i prezes NBP profesor Marek Belka. Chodziło o wprowadzenie pewnej ochrony przed greckim i włoskim "pożarem". Wprowadzony jakiś czas temu EFSF - Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej - ma być właśnie taką ścianą. Ma on jednak jedną wadę, na którą zwracał uwagę George Soros: nie ma w nim dostatecznie dużo gotówki. I nie ma mechanizmu, który wprowadziłby do niego "żywą" gotówkę. Mój pomysł na napełnienie go pieniędzmi (a nie gwarancjami, bo na gwarancje nikt już nie chce pożyczać) to wzięcie mikropieniędzy od mikrojednostek z całej Unii poprzez zastosowanie modelu interVAT, w którym obniża się stawkę podatku "VAT naliczonego" w krajach, które nie spełniają kryteriów z Maastricht. Dziś państwa chcą się do EFSF zrzucać po około 0,1-0,2 procent ich PKB, ale to przecież będą pieniądze z naszych budżetów.

- A jaki będzie los euro?

- Jeżeli zostaną wprowadzone rozwiązania inne od tych, które dziś są lansowane przez przywódców europejskich, to euro ma szansę na ratunek. Jeżeli jednak zostawimy te państwa z rolowaniem długu na 7-9 procent [spłacanie starego długu i równocześnie zaciąganie nowego - przyp. red.], to będzie to prosta droga do bankructwa. W takim układzie upaść może każde państwo strefy euro, nawet Francja czy Niemcy. Jeżeli natomiast kraje w czasie tego kryzysu zdołają pożyczyć pieniądze na niższy procent i podejmą poważne działania restrukturyzacyjne oraz reformatorskie, to mają szansę zostać w strefie euro. Szanse na to oceniam jednak na 5-10 procent. Jeżeli natomiast będzie tak jak jest, tzn. rolowanie długu odbywać się będzie na 9 procent, to w grę wejdzie wariant zbliżony do argentyńskiego, czyli wyjście ze strefy euro, ogłoszenie bankructwa, emisja własnej waluty i budowanie od nowa jej wartości. Bo na początku nikt tą walutą na rynkach finansowych nie będzie zainteresowany. Wywoła to też jeszcze głębszy kryzys: odpływ kapitałów, upadłość rodzimych instytucji finansowych itd. Ale na tych gruzach kraje, o których mówimy, np. Grecja, będą musiały zbudować nowe podwaliny finansowe i swój nowy bank centralny, a bank ten będzie musiał wprowadzić nowe, zdrowe zasady swojej polityki pieniężnej.
- Kanclerz Angela Merkel powtarza wciąż, że odejście Grecji od euro oznacza koniec strefy euro i być może koniec Unii Europejskiej...

- Uważam, że nie dojdzie do żadnego kataklizmu, nawet jeżeli Grecja znajdzie się poza strefą euro. Przecież jej gospodarka stanowi zaledwie ok. 2 procent gospodarki Unii. Wydaje mi się, że opinia kanclerz Merkel jest trochę przesadzona, aczkolwiek ma ona na pewno większą wiedzę niż ja. Niemniej, jako skromny ekonomista, nie widzę tego w aż tak czarnych barwach. Raczej zastanawiam się, jak zostałoby to przeprowadzone prawnie. O ile bowiem są procedury wstąpienia do strefy euro, to nie ma określonych przepisów regulujących wyjście. Według mnie, w obecnym stanie prawnym rezygnacja z euro oznacza konieczność opuszczenia Unii Europejskiej. Zwrócę uwagę, że w ramach polskiej prezydencji na szczycie 27 października, nasi przedstawiciele nie zaproponowali żadnych rozwiązań finansowych, które mogłyby uchronić Europę przed kryzysem. Wydaje się, że Polska niczego nie proponuje, a pan premier irytuje się, że jako chwilowy przywódca całej UE nie jest zapraszany na spotkania krajów strefy euro. I chyba tylko z powodu urażonych ambicji zastanawia się, czy nie powinniśmy wejść do tej strefy, czego na szczęście nie zapowiedział w swoim expose. Uważam, że teraz nie jest właściwy moment na takie posunięcie. Chyba podobne stanowisko prezentują minister Jacek Rostowski i prezes Marek Belka. W obliczu niepewnej sytuacji wewnątrz strefy euro, raczej powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy poza nią.

Rozmawiał PAWEŁ STACHNIK

Dr Mariusz Andrzejewski jest ekonomistą, b. wiceministrem finansów w eksperckiej części rządu Kazimierza Marcinkiewicza, adiunktem w Katedrze Rachunkowości Finansowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Uczestniczył w zorganizowanej 21 listopada przez krakowski Ośrodek Myśli Politycznej debacie pt. "Co dalej z Unią Europejską? Dylematy czasów kryzysu". Poglądy na temat przyczyn, rozwoju i skutków kryzysu przedstawił w niej także prof. Aleksander Surdej z UEK.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski