Widać, że Denissowi Rakelsowi wiele dały ostatnie występy w reprezentacji Łotwy. Jest pewny siebie, gra spokojniej. Bardzo dobrze wytrzymał też pod względem kondycyjnym trudy ostatnich dni.
– Martwiłem się o to, czy będę miał na to siły – przyznaje napastnik. – W ciągu ośmiu dni rozegrałem trzy całe mecze. Mam młody organizm, myślałem, że nie dam rady. Mamy taką sytuację, że nie można odpoczywać, trzeba grać i wygrywać. Zagrałem więc 90 minut i okazało się, że mam siły, byłem tym nawet trochę zdziwiony.
Był to ciekawy mecz dla kibiców. Zmiany nastrojów, pięć goli. Rakels przysłużył się do tego, że „Pasy” strzeliły pierwszą bramkę. Mógł zdobyć gola z gry, ale strzelając do pustej bramki z kąta, przeniósł piłkę nad poprzeczkę.
– Zrobiliśmy dobrą akcję – opowiada napastnik. – Zagrałem piłkę do „Budzika“, on do mnie. Strzeliłem, bramkarz odbił piłkę, a Marcin ją dobił. Co do mojej drugiej sytuacji, to piłka uciekała na aut i myślałem o tym, by strzelać. Trafi, będzie OK, nie strzelę – szkoda. Na pewno był to dobry mecz dla kibiców. W drugim spotkaniu z rzędu strzelamy trzy gole u siebie. Zawsze powtarzam, że w Krakowie musimy wygrywać, by rywale widzieli, że trudno jest u nas nawet o punkt.
Rakels świetnie pasuje do zespołu, który preferuje grę z kontry. W drugiej połowie dał tego przykład, gdy jak torpeda wystartował do piłki podawanej przez Krzysztofa Pilarza. Pędził co sił w nogach na spotkanie z golkiperem gdańszczan Mateuszem Bąkiem, ale rywal był minimalnie szybszy.
– Biegłem chyba 50 metrów – śmiał się Rakels. – W pewnym momencie przestraszyłem się, że mnie staranuje. Szansa na gola była, ale najważniejsze, że mamy trzy punkty. Trener mówił, że mam brać ryzyko gry na siebie.
Kolejnymi udanymi występami napastnik Cracovii może utwierdzać w przekonaniu selekcjonera Łotwy Mariansa Paharsa, by powoływał go na kolejne mecze. – Trener oglądał moje mecze w klubie – mówi zawodnik. – Widział mnie przez dłuższy czas na treningach podczas zgrupowania i dał mi szansę gry.
„Pasy” zagrały z Lechią w nowym ustawieniu. Dla Rakelsa nie miało ono znaczenia, ale napastnik podkreśla, że dla niektórych kolegów była to znacząca różnica.
– Dla Bartka Rymaniaka i Adama Marciniaka miało to znaczenie – twierdzi. – Widać było, że są pewniejsi siebie. Wiedzieli, co robić, bo grali wcześniej w tym ustawieniu. A jeśli chodzi o mnie, to boczni pomocnicy byli bliżej mnie, to było dobre.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?