Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ranking niewdzięcznych zawodów. Kto najciężej haruje w Małopolsce?

Zbigniew Bartuś
Fot. Paweł Relikowski
Zdecydowana większość Małopolan musi się mocno natrudzić dla stu złotych. Przeciętnemu krakowianinowi zarobienie „stówy” zajmuje okrągłą dniówkę. W innych częściach regionu wymaga to nawet dwóch dniówek. Prezes Comarchu zarabia tyle w minutę.

Najlepiej wynagradzany krakowianin, szef Comarchu prof. Janusz Filipiak, zarabia 100 złotych netto w nieco ponad minutę. Prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, potrzebuje do tego blisko godzinę. Powyżej tysiąca złotych dziennie wyciągają też najlepsi krakowscy prawnicy czy lekarze. Płacimy im – przynajmniej w teorii – za wybitny talent, umiejętności i wysokie kompetencje.

Zdecydowana większość Małopolan musi się dla stu złotych mocno natrudzić. Przeciętnemu krakowianinowi zarobienie „stówy” zajmuje okrągłą dniówkę, w innych częściach regionu wymaga to nawet dwóch dniówek. Inaczej wygląda przy tym osiem godzin za biurkiem w urzędzie gminy, a inaczej – 740 metrów pod ziemią w jedynej małopolskiej kopalni węgla, przy hutniczym piecu czy na plantacji tytoniu pod Proszowicami. Inaczej pracuje się na wydziale filozofii, a inaczej w call center. Inny poziom stresu ma muzyk w filharmonii, a inny komornik czy kontroler biletów.

Zapytaliśmy specjalistów od rynku pracy i praktyków, kto dziś najciężej haruje w Małopolsce. Wzięliśmy pod uwagę: wysiłek fizyczny oraz czas i warunki pracy, a także poziom stresu. Tak powstał nasz ranking. Zachęcamy do jego komentowania i uzupełniania.

1. Rolnik. Przeciętny gospodarz w Małopolsce ma 5 hektarów, ale ich sam nie uprawia, tylko kosi (dla unijnych dopłat) lub dzierżawi prawdziwym rolnikom. Ci ostatni mówią, że aby osiągnąć jaki taki dochód, trzeba mieć minimum 30 ha. Za pomocą maszyn można je obrobić samemu – z żoną i dziećmi, ale oznacza to harówkę – dosłownie – od świtu do zmroku. – Nie wszystko da się zrobić maszynami. Większość roślin, zwłaszcza warzyw i owoców, wymaga żmudnej ręcznej dłubaniny – podkreśla Dionizy Patoła, plantator tytoniu.

U niego i innych znanych mu rolników dniówka zaczyna się o 4 rano, a kończy po 10 wieczorem. – Upał, nie upał, trzeba robić swoje – dodaje Patoła. Jego zdaniem, najgorsza jest nie tyle sama fizyczna harówka pod gołym niebem, ile niepewność. Plony zależą od pogody – w skrajnym wypadku katorżnicza robota całej rodziny może pójść na marne. Zarobek także nie jest pewny – w przeciwieństwie do Niemiec czy Austrii w Polsce nie ma kontraktacji, sprzedaży bezpośredniej do odbiorcy.

– Jedziesz ze swoimi truskawkami, marchewką czy bobem na Rybitwy i albo sprzedasz, albo nie. A 50 zł za wjazd na giełdę musisz zapłacić. Ceny są w tym roku dwa razy niższe niż przed rokiem. A koszty takie same lub wyższe – dodaje rolnik. Jego dzieci od małego zasuwały w polu. Kręgosłupy im powysiadały. Gospodarstwa przejąć nie chcą. Radzą ojcu: – Sprzedaj to lub daj w dzierżawę.

2. Hutnik – odlewacz. Po przejęciu krakowskiego Sendzimira oraz Huty Katowice przez koncern ArcelorMittal sporo zmieniło się w biurowcach, głównie w księgowości, ale praca na produkcji, zwłaszcza przy piecach, wygląda mniej więcej tak jak 40 lat temu.

– Gorąco do 100 stopni, zapylenie, opary metali w powietrzu, niewyobrażalny hałas – wymienia Stanisław Szrek z ArcelorMittal. Dochodzi do tego robota na trzy zmiany: 4 razy na rano, potem 4 razy na popołudnie, wreszcie 4 nocki. – To rozregulowuje organizm – dodaje Szrek. Pracuje tak dwie trzecie załogi ArcelorMittal. Najbardziej uciążliwe stanowiska to: odlewacz (garowy) i walcownik. Stary krakowski hutnik zarabia przy tym 4 razy mniej niż jego kolega z hut koncernu w Niemczech czy Francji.

– Nie to jest jednak najgorsze. Ostatnio zastępuje się doświadczonych hutników pracownikami z agencji pracy tymczasowej, na umowach terminowych lub wręcz śmieciówkach. W opisanych warunkach zarabiają po 1700 zł brutto – twierdzi Szrek.

3. Budowlaniec. Na przeciętnej budowie w Małopolsce praca wre od 7 rano co najmniej do 17, a na wielu – do zmroku. Stawki zaczynają się od 4 zł za godzinę, chmara ludzi pracuje na czarno. Warunki pracy są trudne, zwłaszcza na mniejszych budowach (domki jednorodzinne): zapylenie, hałas, chemikalia.

Zmienna pogoda (zimno, upały) też odbija się na zdrowiu. Praca na wysokościach przekłada się na rekordową wśród wszystkich branż liczbę wypadków. – Dużo jest przy tym mocno wyniszczającej pracy fizycznej – komentuje krakowianin Zbigniew Majchrzak, szef budowlanej „S”.

Najbardziej niewdzięczne zajęcia: przy młocie pneumatycznym i zawibrowywaniu betonu (drgania), przy układaniu parkietów i posadzek (cały dzień na klęczkach), przy spawaniu (iskry, opary, ciepło), przy kładzeniu pokryć dachu (wysokość).

4. Górnik. W jedynej małopolskiej kopalni węgla – w Brzeszczach – 1593 ludzi pracuje 740 metrów pod ziemią (na powierzchni – 579). Najciężej mają ci, którzy harują bezpośrednio na przodku – czyli ok. 80 osób (w kopalni są cztery przodki, na każdym pracuje jedna pięcioosobowa brygada, w ciągu doby są cztery zmiany).

Warunki? Brak tlenu, zapylenie (więc trzeba pracować w maskach zmienianych nawet co godzinę), na głowę kapie woda, stąpa się w gumiakach w wodzie po kostki, gorąco (ponad 28 stopni). – I często trzeba chwycić za kilof, łopatę. Umordować się fizycznie – podkreśla Andrzej Dyrdoń z Brzeszcz.

Dochodzą do tego zagrożenia metanowe (w Brzeszczach znacznie większe od przeciętnej). Generalnie jednak praca w polskich kopalniach jest dziś względnie bezpieczna (więcej wypadków dotyka budowlańców lub kierowców tirów). Ewidentnym plusem jest pewność wypłat i ich niezła wysokość (średnia: 6,7 tys. zł) wsparta całym systemem przywilejów, z emerytalnym włącznie.

5. Telemarketer. Tysiące Małopolan pracują w call centers. To przeważnie praca na śmieciówkach, za minimalne stawki, po 10 i więcej godzin dziennie, niemal bez przerw („5 minut na siku po siedmiu godzinach”). Największym minusem jest jednak stres związany z koniecznością wyrobienia normy (np. trzeba namówić 30 osób dziennie do wykupienia jakiejś usługi) oraz „wciskaniem klientom kitu” – Polacy są wrogo nastawieni do tego typu telefonów, często wyładowują wszystkie swe frustracje na Bogu ducha winnych telemarketerach. Pracownik call center obrywa za wszystkie grzechy korporacji (np. operatora telefonicznego), którą reprezentuje.

6. Kasjer(ka) w markecie. Przewala ręcznie do dwóch ton towarów dziennie – w atmosferze frustracji (a nawet nienawiści) wielu klientów. Za 50 zł dziennie.

7. Akwizytor. Znienawidzony przez Polaków prawie jak politycy. Zarobi tylko tyle, ile sprzeda („ile wciśnie kitu”).

8. Ratownik medyczny, pracownik służb usuwających zwłoki z miejsc wypadków
– bardzo uciążliwe fizyczne i psychiczne warunki pracy.

9. Sprzątacz(ka) toalet, śmieciarz, salowy/salowa – bardzo uciążliwe fizyczne warunki pracy. Przy tym minimalna płaca.

10. Komornik, kanar (w Krakowie jest ich ok. 150), pracownik kostnicy – wybitnie uciążliwe psychiczne warunki pracy. Ale przynajmniej wynagrodzenie bywa godziwe: komornicy wyciągają po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, najlepsi kontrolerzy – po 6 tys. zł, pracownicy kostnicy – po 5 tys. zł.

Kolejne miejsca zajęli m.in.: drwal (najcięższa praca fizyczna), pracownik przy taśmie produkcyjnej, dziennikarz (praca po 12 godzin dziennie, stres), policjant z drogówki oraz zabezpieczenia imprez (kto go lubi?!), nauczyciel gimnazjum („obyś cudze dzieci uczył”), drobny przedsiębiorca („haruje jak wół na okrągło, bez urlopów i L-4”), strażak (ryzyko!), stróż (2 zł za godz.!).

SZACUN?


Niektórzy harują ciężko i za psie pieniądze, ale przynajmniej cieszą się szacunkiem Polaków.

Według ostatnich badań CBOS, na szczycie poważania społecznego znajdują się strażacy (87 proc. szacunku) i profesorowie uniwersytetów (82 proc.). Zaraz za nimi plasują się wykwalifikowani robotnicy (tokarz, murarz…) oraz górnicy. Niewiele niższym szacunkiem cieszą się inżynierowie, pielęgniarki, nauczyciele i lekarze oraz rolnicy (69-78 proc.).

Większość Polaków poważa też: oficerów, księgowych, adwokatów, dużych przedsiębiorców, informatyków, sędziów, małych kupców. Dyrektor dużej firmy cieszy się takim uznaniem jak sprzątaczka – a wyższym niż policjant, dziennikarz czy sprzedawca w sklepie.

Mniej niż połowa Polaków ceni niewykwalifikowanych robotników, burmistrzów, urzędników czy księży (41 proc.). Dennym szacunkiem cieszy się**minister, makler, radny czy poseł**.

Ranking zamyka działacz partii politycznej (20 proc.).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski