Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Remont z aresztem

Ewelina Sadko
Robotnicy pracowali w domu byłej wójt gminy Oświęcim (na pierwszym planie) przez dwa tygodnie. Tu też przetrzymali jej partnera.
Robotnicy pracowali w domu byłej wójt gminy Oświęcim (na pierwszym planie) przez dwa tygodnie. Tu też przetrzymali jej partnera. fot. Ewelina Sadko
Oświęcim, Zaborze. Robotnicy siłą zamknęli w domu partnera byłej wójt gm. Oświęcim, bo nie dostali zapłaty za pracę. Za pozbawienie człowieka wolności grozi im do pięciu lat więzienia. Mogą spodziewać się też grzywny.

Właściciel firmy budowlanej przyjmując zlecenie od byłej wójt gminy Oświęcim Małgorzaty G. nie spodziewał się, że remont jej domu zakończy się bijatyką, zatrzymaniem przez policję i sprawą w sądzie. Twierdzi, że nigdy wcześniej nie spotkał się z tak perfidnymi kontrahentami i za żadne pieniądze nie przyjąłby tego zlecenia, gdyby znał zakończenie.

Ekipa remontowa została zatrudniona do położenia tynków we wnętrzu nowo wybudowanego domu. Na spotkaniu, gdy przyjmowano zlecenie, obecny był partner byłej pani wójt, który negocjował warunki jako jej reprezentant.

- Wszystko było wyjaśnione, ustaliliśmy, co robimy, w jakim czasie i za jaką kwotę - opowiada właściciel firmy. - Na początku szło bez problemów. My robiliśmy swoje. Ten mężczyzna cały czas patrzył nam na ręce, ale nie miał zastrzeżeń.

Budowlaniec twierdzi, że po kilku dniach pracy zaczęły docierać do robotników niepokojące sygnały.

- Podjeżdżali na budowę jacyś ludzie, wypytywali o właścicielkę, denerwowali się, że nie mogą jej nigdzie znaleźć - mówi. - Przeszło nam przez myśl, że mogą to być jacyś wierzyciele, ale nie wgłębialiśmy się w temat.

Po 14 dniach, kiedy prace dobiegły końca, właściciel firmy umówił się z byłą wójt na budowie, aby ta zatwierdziła zakończenie remontu i zapłaciła za wykonaną robotę. Na miejscu jednak się nie zjawiła. Przyjechał za to jej partner z drugim mężczyzną.

- Zaczęli wydziwiać, że tu jest źle, tam krzywo. Że tu i tam trzeba jeszcze gładź zrobić - opowiada właściciel firmy budowlanej.

- Nie umawialiśmy się na taką robotę, więc skończyło się na tym, że poprawimy jedynie rzekome niedociągnięcia i po tym dostaniemy gotówkę.

Jego pracownicy poświęcili kolejne dni na poprawki we wskazanych "felernych" miejscach.

- Kilku nawet nie tknęliśmy palcem, a gdy przyjeżdżał ten gość na kontrolę, twierdził, że teraz jest dobrze i pytał, dlaczego nie zrobiliśmy tego tak od razu - mówi budowlaniec. - Wtedy uświadomiliśmy sobie, że odwlekanie odbioru to gra na zwłokę i mogą być problemy z wypłatą.

Umówili się na termin ostatecznej zapłaty, ale nie doszło do transakcji. Następnego dnia na budowie znów zjawił się partner byłej wójt. - Doszło do ostrej wymiany zdań. Przyznał, że nie mają pieniędzy, więc zacząłem wydzwaniać do właścicielki domu, ale nie odbierała - mówi zleceniobiorca.

Mężczyzna nie zastanawiając się długo wsiadł do samochodu i postanowił poszukać byłej wójt. W tym czasie robotnicy zatrzymali na budowie jej partnera.

- Powiedziałem mu, że dopóki nie dostanę gotówki, nie wypuszczę go z tego domu - przyznaje budowlaniec. - Nikt z nas nie chciał zrobić mu krzywdy. To był efekt frustracji, niemocy.

Zatrzymany siłą mężczyzna został ostatecznie wypuszczony po tym, jak właściciel firmy wrócił z poszukiwań byłej wójt. Nie udało mu się jej znaleźć, ale zdążył ochłonąć i dojść do wniosku, że więzienie człowieka nie jest dobrym rozwiązaniem.
Partner Małgorzaty G. po opuszczeniu domu pojechał prosto na pogotowie ratunkowe. Następnie z obdukcją zgłosił się na policję.

- Zostali już przesłuchani pracownicy firmy i mężczyzna, który był przetrzymywany w domu - mówi Małgorzata Jurecka, rzecznik oświęcimskiej policji. - Sprawa jest w toku.

Zatrzymany i szybko wypuszczony partner Małgorzaty G. oskarża teraz robotników o pozbawienie go wolności i pobicie.
- Nikt go nie uderzył, ale faktycznie został siłą zatrzymany. On wykorzystał sytuację i teraz my mamy kłopoty - mówi przedsiębiorca.

Po tych zajściach robotnicy dostali za wykonaną pracę osiem tys. zł.

- Co z tego, że zapłaciła nam, jak teraz będziemy musieli oddać temu facetowi zadośćuczynienie za wyrządzone krzywdy, a zgodnie z tym, co powiedzieli nam na policji, zażądał po 2,5 tys. od każdego z nas - narzeka właściciel firmy.

- A że było nas kilku, to się skończy tak, że oni odzyskają z nawiązką pieniądze, które zapłacili nam za robotę, a my będziemy mieć wyroki.
Próbowaliśmy się skontaktować z Małgorzatą G. Od kilku tygodni nie odbiera jednak telefonu, nie zastaliśmy jej też w mieszkaniu, na budowie w Zaborzu ani u rodziców.

Nie udało nam się również dowiedzieć, czy i gdzie obecnie pracuje. Jej znajomi też nie wiedzą, co się z nią dzieje.

BYŁA WÓJT MA PROBLEMY

Prokuratura w Oświęcimiu bada sprawę z zawiadomienia obecnego wójta gminy Oświęcim Alberta Bartosza.
Dotyczy nadużyć władzy przez Małgorzatę G. i świadomego zadłużania gminy. Wszystko po tym, gdy okazało się, że urząd będzie musiał zapłacić blisko milion złotych kar za niewydanie decyzji środowiskowych lub wydanie ich z opóźnieniem. Do zaniedbań doszło w latach 2010-2014 .

Zaniedbań dopuścił się ówczesny kierownik jednego z wydziałów. Już w 2010 r. "nie wyrabiał" się z papierami, przez co gmina zapłaciła 185 tys. zł kary. Przez kolejne lata opóźnienia narosły. Była wójt do końca kadencji nie wyciągnęła konsekwencji wobec urzędnika.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski