Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozsądni skaczą dalej

Ryszard Niemiec
Preteksty. Zespół urojeniowy leczy się przez wstrząsy rozmaitego kalibru. W sporcie wyczynowym ta terapia polega na twardym zderzaniu z ziemią lub ścianą. Z ziemią zderzają się nasi narciarscy skoczkowie, ze ścianą piłkarze ręczni.

Emocjonalna przypadłość dotknęła tych pierwszych za sprawą przydania zakopiańskiej skoczni nadprzyrodzonej roli uskrzydlania rodzimych nielotów. Kadrowicze zrezygnowali z wiary w efekty sumiennie wykonanej pracy treningowej, zastępując ją wiarą w gusła, ustanawiające Wielką Krokiew fetyszem, gwarantującym sukces sportowy.

Wiara, ocierająca się o fanatyzm magiczny, deformowała realistyczne analizy fatalnej formy kadrowiczów, miała za nic seryjnie popełniane błędy. Do świadomości zawodników wciśnięto przekonanie o świętym dla Polaków obiekcie, który wszystko odmienia, jak ręką odjął. Tu na konkurs przyjeżdża 20 tysięcy nabuzowanych kibiców, w loży zasiada fartowna głowa państwa w towarzystwie ministra sportu, w studio telewizyjnym prezes Apoloniusz wypowiada hasło w poetyce „hokus-pokus”, a wtedy niewidoczny dywan perski z antologii bajek tysiąca i jednej nocy niesie naszych chłopaków na 140. metr, a nawet dalej.

Magia zakopiańskiej skoczni, obsadzonej w roli czarodziejskiej różdżki, w tym roku zawiodła na całej linii: nie tylko nie zamaskowała kiepskiej dyspozycji kadry Kruczka, ale zdemaskowała fikcję i zabobon, wymierzając zasłużoną karę głównemu autorowi jej mitologizowania. Wielce obiecujący trener, niegdyś otwarty na nowoczesne metody szkolenia, w miarę osiąganych sukcesów najwyraźniej osiadał na laurach, dając posłuch nowinkom snutym na góralskich posiadach przy kądzieli.

Stąd niedaleko już do jeszcze bardziej dramatycznych klechd skandynawskich, do których osłuchania ma zamiar przystąpić jako trener fińskiej kadry. Będzie obcokrajowcem, przy którym trzeba będzie zatrudnić tłumacza, jak to miało miejsce w naszej reprezentacji piłkarzy ręcznych.

Oni z kolei przeszli przyśpieszony kurs obróbki, mającej na celu uczynienie z krakowskiej Tauron Areny obiektu, na którym zdarzać się mogą jedynie szczęśliwe mecze. Figurą retoryczną, która miała oddawać monopol Polaków na zwycięstwa w mistrzostwach Europy, stała się opowieść o hali, w której kadrowicze poczują się „jak w domu”. Z każdego kąta wyzierać miała energia przewyższająca moce wawelskiego czakramu, a 15-tysięczna widownia nieść drużynę Bieglera ku medalom.

Nic z tego nie wyszło, krakowskie „udomowienie” szczypiornistów okazało się życzeniem, nawet nie pobożnym, a raczej pogańskim, bo ufundowanym na swoistym kulcie obiektu martwej natury. O ściany, które miały pomagać gospodarzom rozbił się omam niezwyciężonej w swoim domu ekipy. Najbardziej twardą ścianą okazali się Chorwaci. Arena stała się przyjaznym adresem dla Niemców. Postawili na oszczędność w ocenie własnych szans, ograniczenie medalowych apetytów i odwrotnie niż ich rodak Biegler, nauczyli się wymawiać trudne polskie słowa, nawet takie jak „soczewica” lub „szczypiorniak”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski