Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozważania o moralnej polityce

Redakcja
W ostatnią środę stycznia wicemarszałek Sejmu, przewodniczący PO, Donald Tusk, był gościem Salonu "Polityki" w krakowskim Klubie pod Jaszczurami. Zwyczajem Salonu jest, że przez kilkanaście pierwszych minut bohater wieczoru mówi to, co uzna za stosowne. Tusk cały ten czas poświęcił etyce w polityce. Przekonywał, że najwyższy już czas, aby Polacy zobaczyli, iż rządzić można skutecznie, a przy tym godnie. Tak ma być - obiecywał - gdy Platforma dojdzie do władzy. Lider PO zauważył też, że rząd Leszka Millera nie osiągnął jeszcze dna w swojej działalności. - Upiorny spektakl, czyli rozmowy z klubem pana Jagielińskiego, pokazuje, że po tym rządzie spodziewać się możemy rzeczy tak złych, o jakich nam się nawet nie śni - twierdził gość Salonu "Polityki". - Na razie jednak większej otwartości w zachowaniach obrzydliwych nie widziałem ponad targi między Millerem a Jagielińskim - dodał.

Donald Tusk w Klubie pod Jaszczurami

   O tym, że były robotnik, piekarz, drukarz, wydawca i autor książek, bo tym wszystkim w przeszłości zajmował się obecny wicemarszałek Sejmu, dość mocno chodzi po ziemi, świadczy jego stosunek do tzw. planu Hausnera. Zauważył, że plan jest w istocie bytem wirtualnym, bo choć mówi się o nim od kilku miesięcy, to jednak do dzisiaj nie powstał choćby jeden projekt ustawy, który pokazałby, o co konkretnie w nim chodzi. Należy jednak zauważyć, że wiedza Tuska o wirtualnym planie Hausnera nie jest zbyt wielka (może to i dobrze). Przyznał bowiem, że dopiero na krótko przed spotkaniem Pod Jaszczurami dowiedział się, iż Hausner niektóre swoje działania planuje po roku 2014, czyli w absurdalnie odległym czasie. Przewodniczący PO stwierdził, że tylko śmiechem może reagować na argumentację rządu, iż wprowadzenie planu pozwoli na ograniczenie wydatków na samochody służbowe czy na służbowe komórki. - Nie trzeba żadnego planu, aby tego rodzaju działania wprowadzić. Prosta logika i myślenie w kategoriach dobra państwa narzucają takie rozwiązania. A kiedy słyszę, że rząd chce zlikwidować "trzynastki", to tylko żałosny śmiech mnie ogarnia, bo przypominam sobie, iż przecież ta ekipa kazała swoim posłom głosować przeciwko propozycji PO, gdy chcieliśmy znieść "trzynastkę" dla parlamentarzystów i tzw. "erki", czyli dla najważniejszych urzędników w państwie - mówił. Donald Tusk nie wykluczył jednak poparcia dla propozycji wicepremiera Jerzego Hausnera. - Chcecie - zwracał się bardziej do rządu niż do publiczności - abyśmy coś poparli, przedstawcie najpierw konkrety.
   Nie mogły nie paść pytania o relacje między Platformą a PiS. Lider PO zaczął ostro, bo od stwierdzeń: "nie damy się zastraszyć PiS-owi", "ataki PiS-u na PO przekraczają granice rozsądku". Mówił to Tusk oczywiście w kontekście żądań braci Kaczyńskich, którzy chcą, aby Platforma wyrzuciła ze swoich szeregów ludzi uwikłanych w niejasne interesy, przede wszystkim w Warszawie. Związany z Trójmiastem polityk zwracał uwagę na dzielące oba ugrupowania spojrzenie na gospodarkę. Podkreślił, że mocno utkwiły mu słowa Lecha Kaczyńskiego, skierowane do niego. Kaczyński miał powiedzieć: "Inaczej niż ty, wierzę, że najlepszym inwestorem w gospodarce jest państwo". - Ja myślę odwrotnie. Im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej. Najlepiej będzie wtedy, gdy państwo z niej uda się całkowicie wyrugować - tłumaczył Tusk w Krakowie.
   Chociaż całkowicie nie wyklucza, że jego partia w wyborach parlamentarnych uzyska ponad 50-procent miejsc w Sejmie i będzie mogła samodzielnie sprawować władzę, to jednak za o wiele realniejsze uznaje, iż PO z PiS będą musiały zawiązać koalicję w następnej kadencji. Układ sił pomiędzy PO i PiS będzie zależał od uzyskanego poparcia w czasie wyborów. - Jeżeli my wygramy, to będzie więcej wolnego rynku, jeżeli PiS - trzeba się liczyć z tym, że etatyzm będzie dominował w gospodarce - argumentował przewodniczący Platformy. Jednocześnie uspokajał, że etatyzm formacji braci Kaczyńskich jest "małym piwem" w porównaniu z tym, co proponuje LPR czy PSL i co realizuje obecnie SLD.
   - Nie za bardzo ufam sondażom - wyznał Pod Jaszczurami gdański liberał. - Nie wiem, czy obecny trend, korzystny dla nas, będzie się utrzymywał przez następne miesiące. Więcej od sondaży powie nam wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego
Tusk zapewniał, że ma pełną świadomość tego, iż łaska pańska na pstrym koniu jeździ - Dziś jestem popularny, ale pamiętam czasy trudne dla mnie. Droga do politycznego piekła i do politycznego raju jest równie odległa. Nie wiem, jak potoczy się moja dalsza kariera - przyznał. Lider PO nie krył też tego, że nie ma pewności co do dalszego losu ugrupowania, na którego czele stoi.
   Odpierał zarzuty, że Platforma ogranicza się praktycznie do krytyki rządu Millera. Tłumaczył, że zadaniem opozycji nie jest podejmowanie decyzji, a patrzenie władzy na ręce, kontrolowanie jej i wytykanie błędów. Donald Tusk przekonywał również, że bez sensu byłoby, aby on i inni czołowi politycy PO chwalili się teraz przed wyborcami, iż mają przygotowanych wiele projektów ustaw, tak jak to robił SLD podczas kampanii wyborczej w 2001 roku. Jego zdaniem, bezcelowe jest snucie daleko idących planów, opowiadanie o szufladach pełnych ustaw itp. - Wielkim planistą był Mariusz Łapiński, były minister zdrowia, i co mu z tych planów wyszło? Dalekosiężne plany snuł również Leszek Miller, a od kilkunastu miesięcy planuje jedynie, jak nie oddać władzy - ironizował bohater Salonu "Polityki". Podkreślał jednocześnie, iż nie oznacza to, że jego formacja nie ma wizji rządzenia krajem. - Przede wszystkim mamy pomysły dotyczące spraw fundamentalnych, czyli wprowadzenia podatku liniowego, oraz chcemy poprawić konstytucję - wyjaśniał.
   Wicemarszałek Sejmu ostrzegał przed alternatywą dla Polski, która polegać miałaby na wyborze pomiędzy PO a Samoobroną. Według niego pojedynek o kierowanie krajem podczas najbliższych wyborów rozstrzygnie się między ugrupowaniem Andrzeja Leppera a Platformą
Gość Klubu pod Jaszczurami tłumaczył się z niedawnego apelu w sprawie wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Platforma domaga się, aby zostały one przeprowadzone równocześnie z wyborami europejskimi, czyli w czerwcu tego roku. - Prezydent Kwaśniewski i premier Miller deklarowali w połowie poprzedniego roku, że wybory odbędą się w połowie tego roku. Z faktu, że obaj panowie często mijali się z prawdą, nie wynika, że mam machnąć ręką na to, co oni mówią. Tak być nie może. Przecież takie zapewnienie złożyli wspólnie dwaj najważniejsi urzędnicy w państwie: prezydent i premier - mówił Donald Tusk. Stanowisko PO za wcześniejszymi wyborami uzasadniał tym, że po pierwsze - każdy dzień rządów Millera szkodzi Polsce. Po drugie - wspólne wybory - do Parlamentu Europejskiego i do krajowego - zmniejszą koszty wyborcze. Po trzecie - oddzielne wybory do PE sprawić mogą, że frekwencja wyborcza będzie bardzo niska. Gdyby natomiast w jednym terminie obywały się wybory do europarlamentu i do Sejmu i Senatu, moglibyśmy liczyć na to, że do urn przyjdzie przynajmniej około 50 proc. osób uprawnionych do głosowania.
   Tym, którzy ciągle sugerują, że naturalnym sojusznikiem Platformy jest SLD, Tusk odparł: - Rządy PO z PiS wydają się prawdopodobne. Szersza koalicja byłaby ryzykowna. Wspólne natomiast sprawowanie władzy przez PO i SD przekracza moją wyobraźnię.
WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski