Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruchomości? Aresztowane

Redakcja
Marzena Pachacz: - Ludzie, którym płaciłam za mieszkanie, bawią się moimi rzeczami. Część wystawili na korytarz, część zabrali. Fot. Łukasz Grzymalski
Marzena Pachacz: - Ludzie, którym płaciłam za mieszkanie, bawią się moimi rzeczami. Część wystawili na korytarz, część zabrali. Fot. Łukasz Grzymalski
Bezrobotna Marzena, matka trójki dzieci, skarży się na małżonków S. Jak twierdzi, starsi państwo skonfiskowali jej rzeczy. - A ona zdewastowała mieszkanie, które jej użyczaliśmy - ripostuje pani S.

Marzena Pachacz: - Ludzie, którym płaciłam za mieszkanie, bawią się moimi rzeczami. Część wystawili na korytarz, część zabrali. Fot. Łukasz Grzymalski

Małopolska, jakiej nie znacie

Szczupła kobieta z rudą czupryną kucnęła przy czarnych worach, które zagracają korytarz bloku. - W środku są zabawki i ubranka moich dzieci. Państwo S. wywalili je bez pardonu, a resztę naszych rzeczy aresztowali w zamkniętym mieszkaniu - narzeka kobieta.

- Pani Marzena to taka biedna istota? A kto zaniedbał, zdewastował mieszkanie? To przez nią musieliśmy wydać tysiące na remont - odpowiada pan S.

Było kiepsko, jest gorzej

Marzena Pachacz przez lata korzystała z lokalu małżeństwa S. W tym sporym mieszkaniu na krakowskim Kurdwanowie wychowywała trójkę dzieci - dwie małe córki i nastoletniego syna. Mieszkał tam jeszcze jej partner. Kobieta twierdzi, że państwo S. wynajmowali metry kwadratowe dla zysku i że zysk osiągali. Małżonkowie S. (nie zgodzili się na ujawnienie personaliów) utrzymują, iż brali tylko pieniądze na pokrycie opłat. Pisemnej umowy nie było.

W domu nie przelewało się. Marzena korzystała ze wsparcia krakowskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Sytuacja materialna poprawiła się, gdy jej partner założył firmę informatyczną. Jednak wkrótce pogorszyła się sytuacja uczuciowa. Mężczyzna najpierw rozwinął nowy biznes, a potem zaczął nowe życie u boku nowej pani. W tym czasie popsuł się nie tylko związek Marzeny. Woda, która wyciekła z instalacji, uszkodziła ściany i podłogi w mieszkaniu.

Trzeba było je opuścić. Dzieci przygarnął były partner, a Marzena stała się kobietą samotną i bezdomną. Sama walczy o odzyskanie rzeczy. Mężczyzna nie ma ochoty wojować z małżeństwem S.

Bo to zła kobieta

Państwo S. twierdzą, że kiedyś współczuli Marzenie i byli gotowi jej pomagać. Przestali. Lokatorkę przedstawiają jako jednostkę pasożytniczą, niemoralną i ogólnie demoniczną.

- Sama jest sobie winna! Chłop z nią nie wytrzymał, bo sprowadzała do domu lumpów z całego osiedla. Nie szła do żadnej pracy. Wolała pić piwo i palić papierosy - twierdzi pan S.

Marzena jednak nie bije rekordów w dziedzinie spożycia "procentów", a od roboty - jak twierdzi - nie uchylała się. Sęk w tym, że pracodawcy nie marzą o zatrudnieniu matki trojga drobiazgu. Takiej pracownicy nie można zatrzymać po godzinach, bo spieszno jej do dzieciaków. Wygodniej zatrudnić bezdzietną lub mężczyznę.

Małżonkowie S. przypisują Marzenie różne winy obyczajowe, ale to są "grzechy lekkie". Najgorszą winą lokatorki ma być to, że jej zaniedbania doprowadziły do wycieków wody i uszkodzenia mieszkania. Marzena twierdzi, że instalacje zepsuły się bez jej udziału.

Janina Ingarden, inspektor ds. technicznych w Towarzystwie Budownictwa Społecznego Kliny-Zacisze, mówi o winie użytkownika lokalu. Za nieszczelności przy odpływie wanny i pralce, jak twierdzi inspektor, TBS nie odpowiada. Pracownica dowodzi, że to mieszkańcy dopuścili się zaniedbań. Marzena nie zgadza się z tą opinią. - To nie jest opinia niezależnego rzeczoznawcy - argumentuje.

Zabierać nie wolno!

Nawet najgorszy lokator nie zasługuje na to, żeby konfiskować jego mienie. - Tego rodzaju zabór ruchomości może być potraktowany jako kradzież lub przywłaszczenie. W obu wypadkach w grę wchodzi zagrożenie karą do pięciu lat pozbawienia wolności. Taką sprawę można zgłosić w najbliższym komisariacie. Zabieranie czyichś rzeczy to nie jest odpowiedni sposób rozwiązania sporu. Jeśli lokatorka spowodowała jakieś zniszczenia, właściwe byłoby dochodzenie odszkodowania na drodze cywilnej - informuje Katarzyna Padło z krakowskiej Komendy Wojewódzkiej Policji.

Małżonkowie S. zdają sobie sprawę z tego, że prawo zabrania zabierania. Dlatego, według wypowiedzi tej pary, niczego nie przywłaszczono. - Przechowujemy część przedmiotów, bo ta pani ich nie odbiera. Wiele razy proponowaliśmy odbiór rzeczy, ale ona nie potrafiła zorganizować transportu - twierdzi pan S.

- Nagle przychodziła wiadomość o rzeczach do odebrania. Nie miałam czasu na zorganizowanie samochodu, nie byłam w stanie od razu zapewnić miejsca do przechowywania odzyskanej własności. Potem okazywało się, że przedmioty są znów za zamkniętymi drzwiami - wspomina Marzena. - Teraz mówią, że są gotowi oddać wszystko? Meble też? - pyta.

- Jeśli jakieś meble w ogóle są zamknięte w mieszkaniu, to niech ona udowodni swój tytuł prawny do nich - odpowiada pan S.

Małżonkowie S. twierdzą, iż Marzena szykanuje ich. - Rozdaje nasz zastrzeżony numer telefonu ludziom, którzy potem wydzwaniają do nas. I do gazety na nas doniosła - twierdzi pani S.

Łukasz Grzymalski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski