Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rynek, czyli 24-godzinne centrum rozrywki

Rozmawiała Klaudia Stabach
Fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa Kroniki. - Rynek stał się ludyczny, a ludzie poszukujący ambitniejszych form rozrywki znajdują je w innych dzielnicach- ostrzega socjolog miasta dr Paweł Kubicki z UJ

- Chciałby Pan zamieszkać w Rynku?

- Mieszkałem w okolicy ul. Karmelickiej, ale życie w centrum jest trudne. Jeżeli ktoś nie chce mieszkać w 24-godzinnym centrum rozrywki, to będzie szukał mieszkania w dzielnicach, które są dobrze skomunikowane, a jednocześnie stwarzają możliwość odpoczynku po pracy.

- Na krakowskim Rynku jest zameldowanych 105 osób, to za mało?

- Zdecydowanie. Krakowski rynek wygrywa większość rankingów na najpiękniejsze miejsce w Europie, natomiast dla krakowian przestaje już być atrakcyjny. Większość usług jest adresowanych do turystów, a nie do mieszkańców, dlatego wcale mnie nie dziwi, że teraz jest tak mało zameldowanych tam osób.

- Współcześni 30-40-latkowie lubią wyjść do kina czy kawiarni. Rynek oferuje im to na wyciągnięcie ręki, dlaczego więc nie chcą w nim zamieszkać?

- Kiedyś Kraków słynął z miejsc pełnych artystów, gdzie wysoka kultura była obecna wszędzie, teraz tego nie znajdziemy. Ulica Szewska stała się symbolem rozrywki, z wysypem dyskotek adresowanych do osób o coraz bardziej przeciętnym guście. W byłym kinie Apollo, w centrum Krakowa, mamy największy klub disco-polo. Klasa średnia, która ma większy kapitał kulturowy nie chce z takiej oferty korzystać i omija Rynek szerokim łukiem. Rynek stał się ludyczny, a ludzie poszukujący ambitniejszych form rozrywki znajdują je w innych dzielnicach, chociażby w Podgórzu.

- Wyludnianie się rynku dotyka nie tylko Krakowa. Łódź czy Wrocław mają na podobny problem. Kiedy pojawiło się to zjawisko?

- Proces zaczął się po 1989 roku, a nasilił się po naszym wejściu do Unii Europejskiej. Przyczyną z jednej strony jest silny dyskurs antyurbanistyczny, bo miasto w Polsce nigdy nie było ciekawe czy atrakcyjne. Dzisiaj Polska jest w czołówce krajów europejskich, które dotknął problem suburbanizacji. Wynika to z wzoru kulturowego, w którym symbolem statusu jest dom pod miastem.

Jeżeli ktoś chce zademonstrować swój sukces finansowy, to kupuje nieruchomość na przedmieściach. Z drugiej strony mamy spadającą jakości życia w miastach i fatalne polityki miejskie, które wypychają pod miasto zwłaszcza młodą klasę średnią.

- Jak dzisiaj wygląda miasto?

- Podstawą gospodarczą miast nie jest już przemysł, tylko szeroko rozumiane usługi i wiedza. Kto będzie to współtworzył i współfinansował, skoro klasa średnia mieszka pod miastem? To oni mają najlepiej wyrobiony gust, a przede wszystkim kapitał finansowy niezbędny do tego, żeby bywać w teatrach i restauracjach. Ci wszyscy ludzie po pracy wracają do domu i z reguły nie chce im się wracać wieczorem do miasta, żeby napić się wina w Rynku.

- Jakie skutki dla Krakowa ma proces wyludniania się?

- Są same negatywy. Po pierwsze tzw. rozlane miasto kosztuje więcej w utrzymaniu. Pod miasto wyprowadza się klasa średnia, a to są najlepsi podatnicy. Dzisiaj najbogatsze gminy to nie Kraków, ale Zielonki czy Niepołomice. Mieszkamy w miejscu, w którym smog jest katastrofą ekologiczną. Setki tysięcy pojazdów wlewających się codziennie do Krakowa, w dużej mierze przyczyniają się do tego.

Ogromną wartością w mieście jest przestrzeń, która jest odbierana przez parkujące samochody z przedmieść. Ktoś, kto przyjeżdża spoza miasta, nie chce płacić 3 złotych za godzinny parking, dlatego stawia go przed strefą obok i odbiera miastu cenną przestrzeń. Przez to też upadają lokalne biznesy, bo okazuje się, że np. mały sklep przez cały dzień zastawiony jest samochodami.

- Co miasto może zrobić, żeby zatrzymać ostatnich mieszkańców i przyciągnąć nowych do centrum?

- Przywracać funkcje mieszkalne. W samym centrum nie ma placu zabaw dla dzieci. Jeżeli władze chcą przyciągać mieszkańców, to muszą mieć na uwadze, że młoda klasa średnia ma dzieci. Poza tym w centrum jest ogromny deficyt terenów zielonych. Centrum powinno mieć więcej funkcji miejskich - dla mieszkańców, a mniej turystycznych.

- Rynek pozbawiony krakowian będzie bardziej atrakcyjny dla turystów?

- Jest część podróżujących, dla których nie ma różnicy czy są mieszkańcy czy nie. Brytyjscy panowie, którzy przyjeżdżają do nas na wieczory kawalerskie nie przywiązują do tego uwagi, bo dla nich liczy się tanie piwo i popularne puby. Natomiast ogromną wartością miast turystycznych jest kwalifikowana turystyka, czyli odwiedzanie miejsc, żeby poczuć klimat miasta. Nie będzie to możliwe jeżeli nie będzie się miało kontaktu z mieszkańcami. Stolica Niemiec nie jest specjalnie atrakcyjna pod względem zabytków, ale ludzie przyjeżdżają tam, żeby poczuć słynny berliński klimat.

- W takim razie w jaki sposób zachęcić takich turystów do odwiedzania Krakowa?

- Trzeba budować instytucje, które ich przyciągną. Centrum Kongresowe jest takim miejscem. Kongresowy turysta pójdzie do muzeum i wyda więcej w restauracjach. Tani alkohol i możliwość zrobienia sobie zdjęć na tle Sukiennic nie będzie jego celem.

W dłuższej perspektywie krakowski rynek bez mieszkańców stanie się makietą turystyczną, a takich makiet jest wiele. Stworzenie atrakcyjnego miasta bez utrzymania jego ducha i niepowtarzalnego klimatu jest niemożliwe, miasto tworzą mieszkańcy, a nie specjaliści od promocji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski