Ładny okaz z dobrze widocznym ryjkiem. I ta tęsknota wyzierająca z szeroko rozwartych łapek. Podstawiłem ramię pod liść. W mgnieniu oka spadł na skórę. Nie dał się zrzucić. Oszołomiony słonym smakiem potu, kwasu mlekowego i oprawami dwutlenku węgla. I ten smak krwi!
To czysty sadyzm, ale byłem ciekaw, co będzie dalej. Niech sobie pobiega. Niech poczuje radość sukcesu. Wierzch przedramienia wyraźnie mu nie pasował. Podreptał w zgięcia łokcia, gdzie skóra delikatna i mile wilgotna.
Ryzyko? Kleszcz to nie komar. Nim wbije ryjek upływa sporo czasu. Wiercił się długie minuty. Gdy znieruchomiał, przerwałem spektakl. Muszę przyznać, że likwidacja płaskiego niczym skrawek papieru kleszcza okrytego twardym pancerzem nie była łatwa. Dwa kamyczki załatwiły sprawę. Za bardzo. Nie sprawdziłem gatunku. Trudno. Następnym razem będzie lepiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?