Zamawiając służbowe auto, urzędnicy wymagają - jak ostatnio ZUS - komfortowej limuzyny z podgrzewanymi siedzeniami i feerią ksenonów. Zlecając budowę drogi lub ochronę czy sprzątanie urzędu - wybierają najniższą cenę. Efekt? Firmy wygrywające publiczne przetargi zatrudniają pracowników za głodowe stawki, bez umowy o pracę, a nawet na czarno.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ AUTORA: Publiczne przetargi wyłącznie dla dobrych pracodawców
- Z jednej strony rząd szumnie "walczy z umowami śmieciowymi" i chce wprowadzić płacę minimalną za godzinę, a z drugiej - urzędy i instytucje publiczne niszczą rynek pracy i uczciwych przedsiębiorców, stosując w przetargach wyłącznie kryterium najniższej ceny - uważa Sławomir Wagner, szef Polskiej Izby Ochrony, zrzeszającej większość firm ochroniarskich.
Zapytaliśmy małopolskie i centralne instytucje, czy sprawdzają, na jakich zasadach zwycięzcy publicznych przetargów zatrudniają pracowników oraz ile (i czy w ogóle) im płacą. Okazuje się, że prawie nikogo to nie obchodzi. Jedynie resort pracy, w ogłoszonym niedawno przetargu na ochronę mienia, przyznawał dodatkowe punkty za jakość zatrudnienia, preferując oferentów stosujących umowy o pracę.
Według wyliczeń pracodawców, już 70 procent pracowników branży ochroniarskiej pracuje na umowy śmieciowe, głównie zlecenia. Stawki w Małopolsce mieszczą się między 6 a 8 zł za godzinę, ale ostatnio zdarzają się propozycje rzędu 2,50 zł. Jedna z nich dotyczyła ochrony… inspektoratu ZUS.
- Tenże ZUS ściga potem i karze firmę ochroniarską za unikanie płacenia składek. Pytam, czy to nie jest hipokryzja, skoro właśnie takiego oferenta wybrali w przetargu stosując kryterium najniższej ceny? A oni na to, że inna komórka ZUS-u organizuje przetargi, a inna ściga - opowiada Wagner.
Nędznie zarabiają też ludzie chroniący czy sprzątający urzędy skarbowe, siedziby magistratów, uczelnie, a nawet obiekty wojskowe. Wśród tych ostatnich znaleźliśmy… rencistę po dwóch zawałach. - A jaką usługę można kupić za 5 zł? - pyta Wagner.
Podkreśla, że rynkowe stawki dyktowane są właśnie przez publiczne instytucje, z których pochodzi ok. 60 procent zleceń na ochronę czy sprzątanie obiektów w Polsce. Publiczni zleceniodawcy - państwowi i samorządowi - dominują też na rynku budowlanym. Akceptowana przez publicznego inwestora stawka godzinowa dla pracowników firm podwykonawczych nie przekracza często 5 zł. Publiczni inwestorzy dopuszczali nawet zatrudnianie podwykonawców bez umowy. - Na publicznych budowach ludzie pracowali na czarno - twierdzi Piotr Hrabia, prezes Galicyjskiej Izby Budowlanej
Liderzy central związkowych alarmują, że z powodu praktyki przetargowej państwa i samorządów upowszechniają się w Polsce "niewolnicze stosunki pracy". Ich zdaniem, zamówienia publiczne powinny realizować wyłącznie te firmy, które zatrudniają pracowników na godziwych warunkach, najlepiej na umowę o pracę. Postulat ten popierają pracodawcy, m.in. z Konfederacji Lewiatan.
Małopolski poseł Tadeusz Arkit (PO) zapewnia, że stosowny projekt ustawy już leży w Sejmie.
- Nie trzeba ustawy. Premier może wydać rozporządzenie, w którym zaleci stosowanie kryterium jakości zatrudnienia. Czemu tego nie robi? - pyta Tomasz Czajkowski, b. wieloletni szef Urzędu Zamówień Publicznych.
Niska cena dusi płace
W publicznych przetargach o wygranej decyduje najniższa cena, więc urzędowe zamówienia zdobywają często firmy zatrudniające ludzi na fatalnych warunkach.
- Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie stosował dotąd dodatkowego kryterium oceny ofert w postaci zatrudniania pracowników na podstawie umów o pracę - przyznaje Jacek Dziekan, rzecznik ZUS.
- W postępowaniach przetargowych jedynym kryterium była cena - wyjaśnia Anna Szaniawska z krakowskiego oddziału ZUS. Identycznej odpowiedzi udzielił nam Konrad Zawada, rzecznik Izby Skarbowej w Krakowie. Dodał, że w przyszłych przetargach dotyczących usług Izba zamierza wymagać, by wykonawca zatrudniał pracowników na etacie.
- To budzi nadzieję - komentuje Tomasz Czajkowski, były szef Urzędu Zamówień Publicznych. Jego zdaniem, dominacja najniższej ceny szkodzi Polsce.
- Instytucje kupują coraz gorsze usługi. Jednocześnie państwo niszczy rynek pracy i przyczynia się do wzrostu zatrudnienia na śmieciówkach. Coraz mniej ludzi płaci składki ZUS i nie będzie z czego wypłacać emerytur - mówi Czajkowski.
- Dominacja niskiej ceny to efekt antykorupcyjnej psychozy. Urzędnicy boją się oskarżeń o niegospodarność i korupcję, więc dla świętego spokoju wybierają najtańsze oferty - tłumaczy poseł Adam Szejnfeld (PO). Jego klubowy kolega, Tadeusz Arkit, dodaje, że właśnie dlatego posłowie PO przygotowali projekt nowelizacji Ustawy o zamówieniach publicznych.
- Podmioty ubiegające się o zamówienia publiczne będą musiały zatrudniać pracowników na umowy o pracę. Pozwoli to zapewnić przynajmniej minimalne ustawowe wynagrodzenia oraz ochronę praw pracownika - tłumaczy Arkit.
Jeszcze szybciej rząd chciałby jednak objąć składkami ZUS wszelkie rodzaje umów cywilnoprawnych, w tym szczególnie popularne w ostatnich latach umowy zlecenia.
- I będzie tragedia - ostrzega Stanisław Wagner, szef Ogólnopolskiej Izby Ochrony (OIO).
- Firmy, które wygrały przetargi i wykonują usługi dla instytucji, będą musiały obniżyć pracownikom stawki (żeby mieć na ZUS), albo padną i zwolnią ludzi - ostrzega Wagner. Jego zdaniem potrzeba rocznego okresu przejściowego.
- Nic nie stoi natomiast na przeszkodzie, by państwowe i samorządowe instytucje już dzisiaj stosowały inne kryteria niż cena, wymagając od wykonawców zleceń zatrudniania ludzi na umowy o pracę - podkreśla Czajkowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?