Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Są, a jakby ich nie było

Łukasz Gazur
„Podopieczni”
„Podopieczni” Fot. Anna Kaczmarz
Za kulisami. Istniało ryzyko, że spektakl „Podopieczni” według tekstu Elfride Jelinek w reżyserii Pawła Miśkiewicza w Starym Teatrze będzie jednowymiarowym oskarżeniem o ksenofobię, skierowanym do europejskiego świata dobrobytu. Już wiemy - przedstawienie tym raczej nie jest. A przynajmniej nie tylko

To historia uchodźców, m.in. z Afganistanu, którzy w 2012 roku przybyli do Wiednia. W oczekiwaniu na załatwienie swoich spraw koczowali w centrum miasta, by następnie zasiedlić opustoszały kościół. Po tym, jak do Europy zaczęły napływać rzesze imigrantów z ogarniętej wojną Syrii, tekst pulsuje aktualnością.

Elfride Jelinek nie opowiada jednostkowych historii, stapia w jedność pojedyncze biografie. Stąd „ja” i „my” pojawiają się tu wymiennie. Prasowe doniesienia zestawia np. z tekstem autentycznej ulotki, mówiącej o zasadach, jakie wyznawane są przez społeczeństwo austriackie. „Różnorodność jest wartością” - to zdanie trąci nieco pustką. Strach przed „Innym” daje o sobie znać. Ale spektakl pod tym względem nie jest wcale jednoznaczny: są tu także zapisy prób porozumienia i gesty solidarności. Są w nim zawarte też pytania o to, w jakiej przestrzeni możliwe jest zbudowanie wspólnoty? Czy imigrantów można rozgrzeszać w każdej sytuacji? Jak przenikają się wartości?

Bardzo interesująco wypada strona wizualna. Kilka scen - jak rozbitkowie na tratwie - pozostaje w pamięci.

Ciekawym gestem był powrót Krzysztofa Globisza (przyjętego owacyjnie) po wielomiesięcznej rehabilitacji. Z ludzkiej słabości udało się zrobić zaletę. Widzimy człowieka zmagającego się z własnymi słabościami, a przy tym próbującego pokazać dystans do swej sytuacji. Powagę Globisz potrafi rozbroić humorem, dzięki czemu spektakl nie kręci się wciąż na najwyższych dramatycznych obrotach. Na marginesie: uznany aktor tworzy niezły duet z Patrykiem Kulikiem, „młodzieżą z PWST”. Zgrabnie to rozegrano.

Z innych ról na szczególną uwagę zasługuje fenomenalny wręcz Bartosz Bielenia.

Paradoksalnie największym mankamentem spektaklu jest tekst Elfride Jelinek. Oczywiście jest w nim to, za co austriacką noblistkę ceni się szczególnie - gry słowne, brak linearności, splatanie języka oficjalnego i prywatnego. Do tego odwołania do Heideggera, Owidiusza i Ajschylosa. A jednak są w nim dostrzegalne „puste przestrzenie”. Momentami tekst trzeszczy sztucznością.

Nie zmienia to jednak faktu, że słowa „Nie jesteśmy tu wcale obecni. Przybyliśmy, ale wcale nas nie ma” wybrzmiewają niezwykle przejmująco.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski