MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Są jednostki, nie ma systemu. Sportowy świat nam ucieka.

Redakcja
W Polskim Komitecie Olimpijskim i Ministerstwie Sportu nerwowo wpatrują się w medalowe rankingi igrzysk i program ostatnich startów Polaków. Jest szansa, że zdobędziemy więcej krążków niż cztery lata temu w Pekinie (10 - trzy złote, sześć srebrnych, jeden brązowy).

LONDYN 2012. Polacy mogą zdobyć więcej medali niż cztery lata temu w Pekinie. Będzie można ogłosić sukces...

Na razie mamy dziewięć (dwa złote, jeden srebrny i sześć brązowych), a przecież startują jeszcze nasi wielcy faworyci: Anita Włodarczyk w rzucie młotem oraz kajakarze Marta Walczykiewicz i Piotr Siemionowski.

12 medali. Będzie można ogłosić sukces.

Lubimy statystyki, jakby zakodowane w nich były jedyne prawidłowe odpowiedzi. Plus jeden, minus dwa, jest lepiej, jest gorzej. Tymczasem to, czy medali będzie dziewięć czy dwanaście, jest tak naprawdę całkowicie nieistotne. Ogólny obraz się nie zmieni, a w Londynie widać go jak na dłoni: polski sport stoi w miejscu, świat nam odjeżdża; z wynikami, zapleczem i know-how.

W zasadzie trudno mówić o zawiedzionych nadziejach. Było oczywiste, że nie jedziemy do Londynu licytować się na sukcesy z Chińczykami, Amerykanami i Brytyjczykami. Nie ten rozmiar kapelusza. Pomachaliśmy trochę szabelką, wypowiedzieliśmy dziesiątki irracjonalnych życzeń, a potem... Potem było jak zawsze. Tak jak musiało być.

Polski sport od dawna opiera się na wybitnych jednostkach, a nie na systemie. W skokach narciarskich był Adam Małysz, w biegach narciarskich jest Justyna Kowalczyk, w tenisie Agnieszka Radwańska, w ciężarach pojawił się Adrian Zieliński. Ten ostatni to przypadek znamienny. Złoty medal zdobył w sumie na własną rękę, bo jest w konflikcie z Polskim Związkiem Podnoszenia Ciężarów. Jego rozmowa z dziennikarzami kilka godzin po wielkim sukcesie mówiła o polskim sporcie więcej niż najbardziej uczona analiza. Mniej w niej było o radościach i wzruszeniach mistrza, a więcej oskarżeń pod adresem działaczy.

W pływaniu nadzieje złożyliśmy głównie na barkach Konrada Czerniaka i w mniejszym stopniu Radosława Kawęckiego - innych kandydatów nie było. Mało tego, nowych nie widać. Występ w Aquatics Center zakończył się dla nas klapą.

Sukces odnieśliśmy w zapasach, a Damian Janikowski wyrośnie pewnie na medialną gwiazdę. Lubi opowiadać, jest bezpośredni, ma ciekawą historię. Tyle tylko, że jest w zasadzie sam. Do Londynu wysłaliśmy tylko dwóch zapaśników (i ani jednego boksera!). Gdzie reszta?

W lekkiej atletyce - nie licząc złota Tomasza Majewskiego i możliwego triumfu Włodarczyk - klęska. W tenisie klęska. W szermierce klęska totalna. Wymieniać dalej? Mamy problem, którego nie rozwiążą inicjatywy w rodzaju "Klubu Polska", czyli programu wsparcia dla największych olimpijskich nadziei. Wybitne jednostki należy dopieszczać, zapewniać im maksymalny komfort przygotowań, tyle że to jest wisienka na spleśniałym torcie. Wszystko pozostałe leży i kwiczy. Kilkanaście osób ma wszystko, kilkadziesiąt tysięcy nie ma nic. Za tym zdaniem nie kryje się sugestia równego podziału pieniędzy, tylko gruntownych zmian w myśleniu o sporcie i sposobach jego finansowania.

Problem pierwszy, podstawowy, to masowość sportu. Dla przykładu: zwykli Brytyjczycy ćwiczą jak opętani. Kiedy widzi się codziennie tysiące rowerzystów na ulicach Londynu, to potem trudno się dziwić, że Bradley Wiggins wygrywa Tour de France i olimpijskie złoto w jeździe na czas, a kolarze torowi zgarniają na igrzyskach siedem złotych medali. Podobnie jest z wioślarstwem, bo tu pływanie na łódce jest równie oczywiste jak wieczorna wizyta w pubie. Tenis, bieganie, piłka nożna - uprawiają wszystko, jak leci. A w Polsce ktoś ćwiczący na osiedlu ciągle traktowany jest jak dziwak.
Problem drugi - system. U nas to zjawisko nieznane, dobrych sportowców wychowuje się mimochodem, chałupniczymi sposobami. Jak ktoś będzie miał szczęście, to w końcu załapie się na program stypendialny. Większości się nie udaje. Znów brytyjski przykład. Tu jak postawili na kajakarstwo górskie, to na całego. Wybudowali trzy tory, w klubach trenuje po kilkaset osób. - A u nas? Nie ma co porównywać - uśmiechał się Marcin Pochwała, który razem Piotrem Szczepańskim otarł się w Londynie omedal w C-2. - Mamy jeden tor, w Krakowie, i do tego średni.

Słaba infrastruktura to problem trzeci. Oczywisty. Jednak jest coś jeszcze. Coś trudniejszego do uchwycenia - atmosfera w polskim sporcie. Duszna i przyciężkawa. Czasem dziwna. Mieliśmy w Londynie przypadek niezwykły: blisko medalu w kajakarskiej czwórce była Aneta Konieczna, u której niedawno wykryto nowotwór. Ale zamiast poruszającej opowieści o triumfie hartu ducha nad chorobą, dostaliśmy temat o związanych z tą sprawą niesnaskach w ekipie, pretensjach. Niesamowita historia zmieniła się w antyhistorię. Polski sport naprawdę jest postawiony na głowie.

PRZEMYSŁAW FRANCZAK, Londyn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski