Fot. Archiwum
KONTROWERSJE. Nadzieja dla emeryta, który twierdzi, że padł ofiarą kuriozalnego oszustwa i obojętności śledczych
Marek F. pięć lat krążył po sądach, komisariatach i prokuraturach z dowodami na oszustwo, którego - jak twierdzi - padł ofiarą. Wyrokiem sądu cywilnego zapłacić ma panu T. 30 tys. zł tytułem spłaty rzekomej pożyczki.
Czytaj także: Pożyczka w trzy sekundy, czyli farsa sądowo-śledcza >>Pan T. utrzymuje, że latem 2007 r. przypadkowo wpadł na emeryta w centrum Krakowa. Według jego wersji, pan Marek poprosił go o pożyczenie 20 tys. zł. T. miał odpowiedzieć, że oddzwoni. Zrobił to 21 października 2007 r. (w dniu wyborów do Sejmu). Mieli wówczas ustalić szczegóły spotkania i pożyczki. Przekazanie 20 tys. zł miało się odbyć w aucie. Biznesmen miał tu własnoręcznie sporządzić umowę - łącznie z dopiskiem "Potwierdzam odbiór kwoty". Pod spodem jest tylko podpis emeryta, bo - jak wyjaśnia T. - "Marek zabalował i nie był w stanie pisać".
Marek F. zapewnia, że nie było ani spotkania, ani pożyczki. Przekonuje, że umowa została sfałszowana: biznesmen spisał jej treść na sygnowanej przed laty przez emeryta pustej kartce. Otrzymał ją, gdy prowadzili wspólny biznes. - Ta współpraca układała się słabo, ostro się pokłóciliśmy o pieniądze, T. nasyłał na mnie windykatorów, byłoby więc absurdem, gdyby rok później pożyczył mi 20 tysięcy, zwłaszcza że żyję z mizernej emerytury - podkreśla F.
Mimo to sąd, zgodnie z żądaniem biznesmena, wydał nakaz zwrotu pożyczki (z odsetkami). Kolejny sąd podtrzymał tę decyzję argumentując, iż podpis emeryta jest autentyczny. Sędziowie oraz śledczy prowadzący przez 2,5 roku dochodzenie mogli łatwo ustalić prawdę, ale działali opieszale, z opóźnieniem, niemal wyłącznie na wniosek emeryta, przeważnie po jego skargach. Z tego powodu nie udało się m.in. przeprowadzić badania kryminologicznego, które mogło dowieść, iż podpis Marka powstał dużo wcześniej niż treść umowy. Sąd cywilny w ogóle go nie zlecił, a prokurator zapytał o nie fachowców tak późno, że nie dało się już nic zrobić.
Śledczy nie wykorzystali nagrania, na którym słychać, jak dwa lata przed rzekomą pożyczką biznesmen próbuje sprzedać znajomemu budowlańcowi puste kartki z podpisem emeryta i instruuje go, jak przy ich pomocy uzyskać pieniądze. Nie wyjaśnili potężnych sprzeczności w zeznaniach biznesmena. Nie zdziwił ich fakt, iż rozmowa telefoniczna, w której T. miał rzekomo ustalić z emerytem szczegóły spotkania i pożyczki, trwała według billingu 3 sekundy. Prokuratura dwukrotnie umorzyła postępowanie. Ostatnią szansą dla emeryta było złożenie subsydiarnego (prywatnego) aktu oskarżenia przeciwko biznesmenowi. Pełnomocnik Marka F. skierował taki akt do sądu w czerwcu zeszłego roku. Gdyby w postępowaniu karnym udało się udowodnić oszustwo, pan T. zostałby ukarany, a w konsekwencji Sąd Apelacyjny uchyliłby nakaz zwrotu rzekomej pożyczki.
Na początku 2013 r. na emeryta spadł kolejny cios: sędzia Bogusława Sroka z Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia, przy udziale prokurator Agnieszki Hejnold, uznała, iż z przyczyn formalnych prywatny akt oskarżenia jest w tej sprawie niedopuszczalny.
Los emeryta odmienić może dopiero świeżo wydane postanowienie Sądu Okręgowego. - Sąd, do którego zażalił się pan Marek F., nie podzielił argumentacji sądu I instancji i nakazał rozpoznanie prywatnego aktu oskarżenia - informuje Barbara Górszczyk, rzecznik SO w Krakowie ds. karnych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?