Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd nad przejazdem

Aleksander Gąciarz
Mariusz Kajdy stoi w miejscu, gdzie przejazd uniemożliwiają wydobyte z potoku gruz i ziemia
Mariusz Kajdy stoi w miejscu, gdzie przejazd uniemożliwiają wydobyte z potoku gruz i ziemia Aleksander Gąciarz
Gołcza. Mariusz Kajdy przekonuje, że za sprawą swojego sąsiada został pozbawiony możliwości dojazdu do własnego domu. Ten bowiem wysypał na fragmencie drogi dojazdowej gruz i ziemię wydobytą z płynącego obok potoku. Sąsiad odpowiada: - To moja własność.

Rzecz dzieje się niemal w samym centrum Gołczy, zaledwie kilkadziesiąt metrów od Urzędu Gminy. Stanowiska obu stron konfliktu oddalone są od siebie znacznie dalej.

Z jednej strony barykady stoi Mariusz Kajdy, który mieszka w domu - oddalonym nieco od głównej drogi biegnącej przez Gołczę - wraz z rodzicami i swoją rodziną: żoną oraz trójką dzieci. Aby dotrzeć na jego posesję należy skorzystać z drogi, która - jak się okazuje - ma kilku właścicieli. Pierwszy fragment należy do gminy, trzy następne do osób prywatnych. Właścicielem tego, o który toczy się spór, jest Zbigniew Herian, miejscowy przedsiębiorcy. Kupił go wraz z większą działką kilkanaście lat temu.

- Początkowo żyliśmy w zgodzie, my gościliśmy na dwóch weselach u sąsiada, on był u nas na komunii. Z korzystaniem z przejazdu też nie było problemu. Od razu, gdy tylko pan Herian kupił nieruchomość, rozmawiałem z nim o drodze i stwierdził, że się dogadamy, i że nie ma zamiaru robić nam trudności - opowiada Mariusz Kajdy.

Dodaje następnie, że dla uregulowania sytuacji w kwietniu 2003 roku w Urzędzie Gminy spisano notatkę służbową, zgodnie z którą właściciele doszli do porozumienia i zgodzili się na wydzielenie ze swoich nieruchomości pasa drogi zgodnie z jej przebiegiem. Miała w ten sposób powstać droga wewnętrzna, stanowiąca współwłasność właścicieli. Spisanego porozumienia nie potwierdzono jednak notarialnie.

Z czasem stosunki między sąsiadami zaczęły się psuć. Dwa lata temu centrum Gołczy zostało dwukrotnie zalane przez wody powodziowe. Poważnemu uszkodzeniu uległa również droga, prowadząca do posesji Kajdych. Gmina na ich wniosek przekazała na naprawę dwa samochody kamienia. Ten został rozsypany przez Kajdych na części należącej do Zbigniew Heriana, która była najbardziej zniszczona.

Ten uznał jednak, że zostało to zrobione bezprawnie i bez porozumienia z nim. W sądowym pozwie stwierdził, że doszło do naruszenia jego własności i zażądał przywrócenia drogi do stanu poprzedniego. Sąd powództwo oddalił twierdząc, że wysypanie kamienia było spowodowane chęcią przywrócenia przejezdności drogi (jedynego dojazdu do posesji) i doprowadzenia jej do stanu sprzed powodzi.

Zbigniew Herian od tej decyzji się odwołał i sprawa nie została jeszcze ostatecznie zamknięta.
Apogeum konfliktu nastąpiło w marcu tego roku. Zbigniew Herian postanowił oczyścić biegnący przez jego posesję fragment Gołczanki. Wynajął w tym celu koparkę. - Początkowo wszystko było wywożone. Potem jednak sąsiad wezwał policję, twierdząc, że ingeruję w rzekę bez pozwolenia. A ja miałem wszystkie uzgodnienia. Gdy kierowca zobaczył policję powiedział, ze boi się wywozić dalej i złożyliśmy to wszystko na brzegu - przypomina właściciel.

Między przejazdem a brzegiem potoku powstał wał ziemi. Mariusz Kajdy przekonuje, że już wtedy przejazd był utrudniony. - Jechałem wieczorem, było ślisko, samochód mi zarzuciło i uszkodziłem zderzak - opowiada.
Kilka dni później wał ziemi został przez sąsiada przesunięty na drugą stronę przejazdu i od tej pory przejechać tędy praktycznie się nie da. - Syn akurat był w tym czasie na zakupach.

Gdy wrócił, już do domu nie dojechał, bo na drodze pracowała koparka. Od tamtej pory samochód parkuje na parkingu w Gołczy i dzięki temu mamy jakiś kontakt ze światem. Bo samochodem z domu wyjechać się nie da - przekonuje Mariusz Kajdy i uważa, że takie postępowanie to ze strony sąsiada "czysta złośliwość".

Zbigniew Herian tłumaczy z kolei, że to, co zostało wydobyte z rzeki przesunął na zlecenie Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. - Powiedzieli mi, że muszę to odsunąć półtora metra od brzegu, aby w razie potrzeby był do rzeki dostęp. Tak też zrobiłem - mówi i dodaje, że sąsiad zamiast nasyłać na niego policję, powinien mu pomóc oczyścić rzekę.
Taka sytuacja trwa do dnia dzisiejszego. Barbara Kajdy, matka Mariusza, głośno się zastanawia w jaki sposób dojechałaby do nich karetka, czy straż pożarna, gdyby zaszła taka konieczność. - A węgiel na zimę to chyba na plecach będziemy nosić - dodaje jej mąż Lucjan.

Obie strony różnią się w ocenie tego, czy droga, która prowadzi do posesji Kajdych, faktycznie istnieje. Ci pierwsi twierdzą, że jest to sprawa oczywista. Dojazd w tym miejscu funkcjonował kilkadziesiąt lat (nieruchomość kupił jeszcze w 1942 roku Jan Jady, pradziad Mariusza) i nikt istnienia dojazdu nie kwestionował.

Z kolei Zbigniew Herian stoi na stanowisku, że jako właściciel posesji ma do niej pełne prawa i udostępnienie przejazdu sąsiadom było wyłącznie aktem jego dobrej woli. - Ja tu mam szesnastu sąsiadów i ze wszystkimi, poza jednym, żyję w zgodzie - mówi.

Zdaniem wójta Gołczy Lesława Blachy przejazd w tym miejscu rzeczywiście istniał od lat. - To, że ktoś jest właścicielem działki nie znaczy jeszcze, że może na niej robić co chce. Tam po prostu biegnie droga, która ma kilku prywatnych właścicieli. Dlatego, w mojej ocenie, pan Herian nie powinien uniemożliwiać sąsiadowi przejazdu. My, jako gmina, nie mamy jednak podstaw do rozstrzygania tego sporu. Tu musi zdecydować sąd - przypomina wójt.

Zbigniew Herian uważa z kolei, że jego sąsiedzi powinni wybudować sobie drogę, która prowadziłaby do ich posesji od drugiej strony. Twierdzi, że taka istniała. - Niestety oni wolą tamten grunt oddać w dzierżawę, a jeździć po mojej działce - mówi.

Mariusz Kajdy odpowiada, że z tamtej strony drogi nigdy nie było (co potwierdza wójt), a jej budowa wiązałaby się z poniesieniem ogromnych kosztów. - To jest 250 metrów prowadzących przez pole orne, w dodatku na terenie o silnym nachyleniu. Na budowę takiej drogi mnie nie stać - przekonuje. - Mogę się zgodzić na udostępnienie przejazdu przez moją działkę, ale tylko na czas budowy własnej drogi przez sąsiada. Inaczej nie - zaznacza Zbigniew Herian.
Mariusz Kajdy złożył w Sądzie Rejonowym dla Krakowa - Śródmieścia pozew o usunięcie ziemi i gruzu z drogi i umożliwienie dojazdu do posesji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski