Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądzenie mam we krwi od liceum

Rozmawiał Marcin Banasik
Sędzia Beata Morawiec
Sędzia Beata Morawiec Fot. Anna Kaczmarz
Prawo. O kobiecym sądzie, braku parkingu i książkach rozmawiamy z Beatą Morawiec, nowym prezesem Sądu Okręgowego w Krakowie

– Czym Pani przyjechała dziś do pracy?

– Samochodem.

– Gdzie Pani zaparkowała?

– Mam swoje miejsce parkingowe przy sądzie

– Ma Pani szczęście. Większość kierowców musi parkować nawet kilkaset metrów od budynku.

– Problem z brakiem miejsc parkingowych przy sądzie istnieje od lat. Trzeba jednak zauważyć, że kiedy obok sądu działać zaczął Urząd Miasta i Urząd Marszałkowski, przedstawiciele tych instytucji również nie pomyśleli o dodatkowych miejscach. Były plany stworzenia wspólnego, wielopoziomowego parkingu na placu przy głównym wejściu do nowego budynku sądu, ale ani magistrat ani wojewoda nie mieli środków na taką inwestycję.

– Jakie są Pani plany na działalność sądu na najbliższe lata?

- Priorytetem jest zakończenie budowy nowego budynku, który, mamy nadzieję, będzie gotowy w 2016 r. O dalszych planach będę mogła mówić, kiedy zapoznam się dokładnie z zakresem moich obowiązków.

– Przez pięć ostatnich lat była Pani zastępcą rzecznika dyscyplinarnego sądów rejonowych. Ile postępowań przeprowadziła Pani przez ten okres?

– Pięć postępowań wobec sędziów. Trzy zakończone prawomocnym wyrokiem i dwa nieprawomocnym. Powodem wszczęcia postępowań była przewlekłość w sporządzaniu uzasadnień do wyroków. Najdotkliwszą karą było przeniesienie sędziego na inne miejsce służbowe. Inny sędzia dostał upomnienie za niezgłoszenie prezesowi sądu zamiaru podjęcia dodatkowego zatrudnienia na stanowisku dydaktycznym, co jest jego obowiązkiem.

– Czy to są dotkliwe kary?

– Nakłada je ustawa. W katalogu kar za pierwsze przewinienie orzeka się upomnienie, które zamyka sędziemu na pięć lat drogę do awansu finansowego. Później jest nagana, która również ma konsekwencje finansowe i kolejna – przeniesienie na inne miejsce służbowe. Na końcu jest wydalenie z zawodu.

– Czy ktoś z Pani rodziny pracuje w krakowskim sądzie?

– Jestem prawnikiem w pierwszym pokoleniu. Moi krewni to przedstawiciele innych zawodów. Mama jest nauczycielem, a tata oficerem zawodowym.

– Są jednak przypadki, kiedy w sądzie pracują małżeństwa, a ich krewni są adwokatami. Czy w takim wypadku nie dochodzi do sytuacji, kiedy adwokat reprezentując swojego klienta, występuje przed sędzią, który jest jego bliskim krewnym?

– W takich sytuacjach ustawa jasno mówi, że jeśli przewodniczącym wydziału jest mąż, to jego żona nie może być jego podwładną. Podobnie adwokat nie może występować w sprawie, w której orzeka jego żona bądź rodzic. Trzeba pamiętać jednak, że każdy ma prawo realizować swoje plany zawodowe. Uprawianie zawodów prawniczych to sposób na życie, czasem dla całych rodzin. Niektórzy uprawiają ten zawód z pokolenia na pokolenie. Nie widzę w tym nic złego.

– Jest Pani kolejną kobietą wybraną na szefa krakowskiego sądu. Wiceprezesi to jeden mężczyzna i dwie kobiety. Na rozprawach też częściej orzekają kobiety. Jest Pani szefem sfeminizowanego sądu?

– Taka tendencja utrzymuje się w wielu sądach. Wzięło się to stąd, że przez lata panowie niechętnie starali się o zawód sędziego, który w porównaniu do adwokata, radcy prawnego, czy notariusza był słabo opłacany. Stanowiska te zajmowały więc kobiety, które cenią sobie również stały i przewidywalny system pracy. Zawód sędziego pozwala pogodzić obowiązki zawodowe z obowiązkami żony i matki. Teraz zarobki są lepsze, ale jak widać kobiety dobrze sprawdzają się jako sędziowie.

– Goście sądu narzekają na telefoniczną informację sądową. Chcąc dodzwonić się do sądu często słyszą w słuchawce, że są, na przykład 20 osobą oczekującą na połączenie.

– W tym momencie nie dysponujemy sprzętem, ani dodatkową kadrą, żeby rozwiązać ten problem. Myślimy nad tym, by otworzyć dodatkowe punkty telefoniczne do kontaktu ze stronami. Musimy jednak przeszkolić ludzi, którzy będą w stanie udzielić informacji na każde pytanie telefonujących.

– Od połowy roku na sale sądowe wkroczy rewolucyjna zmiana. Oskarżyciel i obrońca będą walczyli na argumenty, a sędzia będzie ich obserwował, żeby na końcu wydać wyrok. Do tej pory to sędzia grał pierwsze skrzypce na rozprawach.

– Myślę, że prokuratorzy i adwokaci obawiają się wzięcia ciężaru prowadzenia postępowania dowodowego na siebie. Natomiast sędziowie będą musieli nabrać dystansu to tego, co dzieje się na sali, żeby nie ingerować w kompetencje oskarżyciela i obrońcy. Szkolimy się już dość długo. Większość z nas nawet dziś mogłaby prowadzić rozprawy według nowych zasad.

– Jak pani spędza wolny czas?

– Praca zajmuje mi większość czasu, ale kiedy mam chwilę wolnego, uwielbiam czytać. Najbardziej lubię książki „na wagę”, czyli im grubsze tym lepsze. Dla relaksu lubię czytać powieści, np. Mariusza Wollnego o przygodach Kacpra Ryxa. To piękna kryminalna opowieść umiejscowiona w Krakowie w czasach Stefana Batorego.

- Zawsze chciała Pani sądzić?

– Już w liceum, jak ktoś mnie pytał, gdzie będę pracowała, odpowiadałam, że w sądzie. Na koniec szkoły średniej dostałam nawet książę pod tytułem „Oskarżeni nie przyznają się do winy”. Nauczycielki dobrze wiedziały, jaki zawód mnie czeka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski