Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Salon duchów

Redakcja
Ostatnio w Pejzażu pisaliśmy o medialnych właściwościach znanego krakowskiego dziennikarza - Modrzejewskiego. Dziś opowieści ciąg dalszy.

Bardzo interesujące były, zdarzające się zresztą dość często podczas seansów w salonie redaktora, spotkania żywych ze zmarłymi krewnymi i przyjaciółmi. Niektórzy, głównie w tym celu, bywali na wieczorach u medialnego redaktora, doznając zwykle pociechy, gdyż przychodzący z innego wymiaru sprawiali wrażenie zadowolonych i spokojnych.
Warszawski prawnik, doktor Zdzisław Piernikarski, stracił przed laty bliską sercu panią Marię Ł. Na seans został wprowadzony przez interesującego się spirytyzmem przyjaciela, bardziej z ciekawości niż z chęci skontaktowania się z kimś zmarłym. I oto nieoczekiwanie pojawiła się nieżyjąca od lat siedmiu ukochana, tak wyraźnie, że wszyscy dokładnie widzieli jej rysy i bujne jasne włosy uczesane w wysoki kok według mody sprzed pierwszej wojny światowej. Wszyscy też słyszeli wymówione wyraźnym szeptem słowa: "Tak dawno". Podeszła do mężczyzny, gładziła jego twarz i włosy, podała mu dłoń do pocałowania. Przytuliła wreszcie jego głowę do swej piersi. Doktor Piernikarski wyczuł policzkiem, że ubrana była w suknię z cienkiej wełnianej materii.
Dwa tygodnie później Maria Ł. znów zjawiła się na seansie. Zbliżyła się do dawnego ukochanego i zaczęła z nim prowadzić półgłosem rozmowę. Doktor Piernikarski poprosił zjawę o pukiel włosów. Pokręciła przecząco głową, nachylając się jednak nad nim w taki sposób, że włosy dotknęły jego twarzy. Ale gdy wzruszony prawnik chciał ją zatrzymać, odsunęła łagodnie jego rękę, powiedziała wyraźnym szeptem: "Nie wolno" i rozwiała się.
Po seansie wciąż głęboko poruszony spotkaniem z cieniem zmarłej doktor Piernikarski powiedział obecnym, że pierścień, który był widoczny na palcu Marii, podarował jej przed laty. Maria nie rozstawała się z klejnotem i - jak twierdziła jej siostra - kazała się z nim pochować. Zdzisław Piernikarski kilkakrotnie jeszcze bywał na seansach w nadziei kolejnego spotkania z Marią, ale nie pokazała się już więcej.
Widmo Zofii S. - przystojnej pani w średnim wieku o czarnych, upiętych w węzeł włosach, zjawiało się wtedy, gdy w seansie uczestniczyła rodzina Średzkich. Zofia S. była ciotką pani Średzkiej, najmłodszą siostrą jej matki, niewiele od siostrzenicy starszą i za życia serdecznie z nią zaprzyjaźnioną. Przybywając z zaświatów, doradzała ulubionej siostrzenicy w różnego rodzaju sprawach, podobno, jeśli ta ostatnia wysłuchała jej wskazówek, dobrze na tym wychodziła. Zofia S. była dowodem, że pamięć o drobnych szczegółach ziemskiego życia jest w stanie przetrwać czyjeś odejście. Zdarzało się, że prosiła panią Średzką, aby ta pamiętała o imieninach kogoś z osób zaprzyjaźnionych niegdyś z Zofią S. i przekazała obok życzeń słowa pamięci od zmarłej kilka lat wcześniej przyjaciółki.
BOGNA WERNICHOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski