MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Schumi" jak burza!

Redakcja
Okazuje się, że jedyne, czego potrzebuje aktualny mistrz świata Formuły 1 Mika Hakkinen to odrobina szczęścia. Fin po raz drugi z rzędu nie ukończył gonitwy (Grand Prix Brazylii) nie z winy popełnionego przez siebie błędu, ale za sprawą niedoskonałości maszyny. Jest to o tyle dziwne, że bolid, jakiego Mika używał nie dalej jak tamtego roku, słynął z dużej bezawaryjności. Dość powiedzieć, że obrońca tytułu już na początku sezonu stracił kontakt z czołówką i kto wie, ile czasu i wysiłku zajmie mu powrót w jej szeregi.


     W rozegranym przed tygodniem GP Brazylii miało dojść do rehabilitacji zespołu McLarena. Niestety, nie doszło. O porażce Hakkinena była już mowa, Coulthard natomiast został zdyskwalifikowany (za zbyt nisko umieszczony spoiler). Szkot zajął wprawdzie w Brazylii drugie miejsce, ale techniczne nieścisłości w konstrukcji bolida pozbawiły go punktów. Tak więc póki co faworyzowany McLaren z zerowym kontem po dwóch wyścigach traci do najgroźniejszego rywala, jakim jest Ferrari, aż 26 punktów. Mało kto spodziewał się tak niekorzystnego dla drużyny Rona Dennisa scenariusza.
     Tymczasem na niepowodzeniach Hakkinena i spółki pełną garścią korzysta Michael Schumacher. Kto, jak kto, ale Niemiec po mistrzowsku potrafi gromadzić profity wypływające z potknięć rywali. Dwa zwycięstwa z rzędu (GP Australii i GP Brazylii) to komplet punktów. Doświadczenie Schumachera oraz wciąż wysokie umiejętności tego kierowcy poparte skutecznością samochodu mogą przynieść efekty w postaci odzyskania tytułu. I chociaż zdecydowanie za wcześnie na to, aby już teraz dzielić łupy, to jednak przyznać trzeba, że przewaga, jaką Schumacher już na początku sezonu zyskał nad konkurencją, może okazać się zaliczką na miarę końcowego sukcesu.
     Grand Prix Brazylii potwierdziło istniejący w F-1 układ sił. Dominacja Ferrari i McLarena (do momentu awarii) wciąż widoczna jest gołym okiem. Podobnie zresztą jak pozycja Jordana. Tym razem Frentzen i Trulli osiągnęli metę wyścigu, zajmując odpowiednio: trzecią i czwartą pozycję. Kompromitacja, jaka stała się udziałem Jordana w Australii (oba bolidy nie dotarły do mety gonitwy na skutek awarii silników), odeszła częściowo w niepamięć. Nie ulega jednak wątpliwości, że obietnice szefa zespołu Eddiego Jordana ostrzegające rywali przed siłą żółtych bolidów to propaganda bez pokrycia. Najwyraźniej Frentzen i Trulli znają swoje miejsca w szeregu i nic nie wskazuje na to, aby w sposób zdecydowany próbowali zmienić zaistniały układ.
     Bardzo korzystnie na formie Benettona odbiła się zmiana władz zespołu. Desygnowanie na szefa teamu pełniącego już kiedyś tę funkcję Flavio Briatore przez przejmującą opiekę nad drużyną firmę Renault od razu przyniosło efekt w postaci drugiej pozycji Giancarlo Fisichelli.
     Wyścig rozegrany tydzień temu na Interlagos potwierdził opinie, iż australijskie sukcesy BAR-a i Willimsa to efekt głównie niepowodzenia rywali. W Brazylii bolidy prowadzone przez Villeneuve’a i Zontę pojawiały się tylko w tle i to raczej sporadycznie, zaś Ralf Schumacher dość szczęśliwie uzupełnił zdobywającą punkty szóstkę docierając do mety gonitwy na piątym miejscu.
     Aktualna tabela MŚ F-1: 1. Schumacher 20, 2. Fisichella 8, 3. Barrichello, Frentzen 6. Konstruktorzy: 1. Ferrari 26, 2. Benetton 8, 3. Jordan, 4. BAR 4. MH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski