Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seniorzy wolontariusze dzielą się swoją wiedzą oraz doświadczeniem

Majka Lisińska-Kozioł
Halina Nowacka, studentka Jagiellońskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku lubi pomagać w nauce
Halina Nowacka, studentka Jagiellońskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku lubi pomagać w nauce FOT. MICHAŁ GĄCIARZ
Inicjatywa. Dzięki tej pomocy dzieci i młodzież z rodzin zastępczych zyskują konkretne umiejętności oraz nowe spojrzenie na rzeczywistość.

Halina Nowacka kilka lat temu zdecydowała się opuścić Wielkopolskę i zamieszkała w Krakowie. – Na emeryturze nie chciałam ograniczać się do książek i telewizora. Szukałam miejsca, gdzie mogłabym być pożyteczna.

Na początek postanowiła, że będzie spełniać marzenia. Nie tylko swoje, ale przede wszystkim podopiecznych fundacji „Mam marzenie”. No i spełnia. Szuka sponsorów, kontaktów i ma wielką satysfakcję, jeśli dzieci dostają to, czego pragną i śmieją się od ucha do ucha.

Uważa, że w powiedzeniu „gdy marzenia się spełniają, to choroby gdzieś znikają” jest sporo prawdy. Żeby spełnić też swoje marzenie, zapisała się na Jagielloński Uniwersytet III Wieku.

– Mamy tam sporo wykładów, więc korzystam i uzupełniam wiedzę z różnych dziedzin. Ale jakiś czas temu okazało się, że będzie dla mnie także inne zadanie. Otóż Ewa Piłat pełnomocnik rektora UJ ds. UTW nawiązała współpracę z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, z Działem Rodzin Zastępczych i okazało się, że trzeba pomóc dzieciom w lekcjach.

To był strzał w dziesiątkę, bo Halina jako nauczycielka niemal całe życie poświęciła młodzieży. – Spotkałam się z Beatą Krehlik z MOPSU, odbyłam szkolenie i działam. Jestem potrzebna i to mi się podoba.

Matura na 65 procent

W zeszłym roku Halina przygotowała do matury Adę, choć pierwsze wypracowanie z polskiego, które napisała przyszła maturzystka, nie napawało optymizmem. – Uczyłyśmy się u mnie w domu. Kłopoty były przede wszystkim z komunikowaniem się. Nie wiedziałam na przykład, jak jej powiedzieć o tym fatalnym wypracowaniu. Postawiłam na szczerość. To się opłaciło, przełamało lody.

Praca z arkuszami egzaminacyjnymi nie była Halinie obca. Wiedziała, co trzeba przerobić i co wyćwiczyć, żeby Ada maturę zdała. Dziewczyna marzyła też o studiach. Chciała zmienić swoje życie.

– Uczyła się i sama, i ze mną. Bliżej terminu egzaminu dojrzałości spotykałyśmy się częściej niż obowiązkowa godzina w tygodniu. Po paru miesiącach wiedziałam, że da radę. Ada zaliczyła maturę na 65 procent, za prezentację dostała 18 na 20 możliwych punktów i przyjęto ją na studia. – Ona uwierzyła, że wiele może, a ja upewniłam się, że warto pomagać.

Ale, rzecz jasna, nie każdy uczeń jest tak pracowity jak Ada i nie każdy chce się uczyć. W kończącym się właśnie roku Halina dostała pod opiekę dziewczynkę z ostatniej klasy podstawówki. Już podczas pierwszego spotkania okazało się, że Marcelina nie lubi szkoły. Nie chce jej się czytać, uczyć wierszy na pamięć, pisać wypracowań.

– Z jednej strony nie jest to miłe, gdy dziewczynka, zamiast odpowiadać na pytania lub je stawiać, coś sobie rysuje na kartce i co chwilę patrzy na zegarek. Ale z drugiej wiem, że to nie jest jej wina, że życie dało jej w kość. Nie zostawiam jej, bo to dziecko. Ma problemy i trzeba je rozwiązać. Dlatego nawet gdy ona mnie odpycha – ja wracam. Liczę na to, że w końcu szczerze porozmawiamy. Tymczasem ona pozuje na twardą. Ale ja nie tracę nadziei na porozumienie. Już napisała dla mnie piosenkę. To jest jej mały kroczek w dobrym kierunku, a dla mnie radość i malutki sukcesik.

Halina służy też pomocą – doraźną – Danielowi. To inteligentny chłopiec, który oprócz szkoły ma mnóstwo zajęć nadobowiązkowych. Na ogół sobie radzi, ale gdy coś zaczyna zgrzy-­ tać, zaprasza panią korepetytorkę i nadrabiają braki. Halina mówi, że dzięki pracy w fundacji i dzięki korepetycjom wzbogaca się duchowo.

– I poznaję świat przez pryzmat osób, które spotykam na swojej drodze. Jest piękny, a ja czuję się potrzebna.

Ryby zamiast matematyki

Codziennie dostajemy od życia 1440 minut darmowych minut. Mądrzy ludzie powinni je wykorzystywać co do jednej, bo te niewykorzystane nie przechodzą na następny dzień. Pamięta o tym profesor Mirosława Sokołowska z Uniwersytetu Rolniczego i szuka sposobów, by zagospodarować swój wolny czas.

Wciąż pracuje w Katedrze Ichtiobiologii i Rybactwa – i ma zamiar kontynuować to zajęcie aż do siedemdziesiątki. Ale już ładnych parę lat temu, gdy syn przestał wymagać matczynej troski, zaczęła się rozglądać za czymś, co nie pozwoli jej marnować czasu. Kiedyś chciała studiować psychologię i pracować w domach poprawczych. – Miałam zamiar zmieniać świat zagubionych młodych ludzi. Przez lata od tych marzeń się oddaliłam. Od jakiegoś czasu do nich wracam.

Pierwszy wolontariat to były korepetycje dla dziewczynek, które zostały umieszczone w Domu Dziecka, przy ul Siemiradz-kiego w Krakowie. Codziennie o szesnastej wszystkie panienki stawiały się w bibliotece i tam odbywała się tzw. uczelnia, czyli odrabianie lekcji.

– Moją rolą było pomaganie w nauce i udzielanie odpowiedzi na pojawiające się pytania. Trzy lata tam chodziłam, bo dziewczyny chciały kontaktu i rozmowy. Może dlatego, że byłam tam na innych prawach niż nauczycielka, która musiała wymagać, czasami krzyknąć na którąś, postawić dwóję. Ja nie musiałam. Dlatego miło wspominam tamte spotkania, a z Anią, jedną z dziewcząt, utrzymujemy kontakt do dzisiaj.

Pani profesor zastanawia się czasami, czy ten pierwszy wolontariat bardziej pomógł dziewczynom, czy może jej. – One nawet bez mojej pomocy jakoś by sobie poradziły – mówi. – Nie sądzę, że zmieniłam ich życie poprzez te nasze spotkania. Może co najwyżej uchyliłam drzwi do świata i pokazałam, jak mogą otworzyć je szerzej, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie i wybrać własną drogę.

Zmiany systemu nauczania wymusiły inne podejście do wolontariatu w domu dziecka. – Nie było na mnie pomysłu, więc skontaktowałam się z MOPS-em. Przydzielono mnie do Wydziału Rodzin Zastępczych. I znów pomagam w nauce. Mimo że nie wszyscy podopieczni są zachwyceni tym, że chce im wtłoczyć do głowy trochę wiedzy.

Bywa więc, że pani Mirosława puka do drzwi o umówionej godzinie i dowiaduje się, że młody człowiek właśnie leci na spotkanie i uczyć się dziś absolutnie nie może. – W jakimś sensie to zrozumiałe, bo młodzi szukają sposobów, żeby odrabianie lekcji obchodzić. Najlepiej z daleka.

Biologia to łatwizna

Ale pani profesor się nie poddaje. Nie na darmo uchodzi na uczelni za osobę nieustępliwą; jeśli student się nie nauczył na termin – wyznacza mu kolejny, a potem jeszcze jeden, aż wreszcie będzie umiał tyle, ile trzeba. Pani Mirosława skończyła najlepsze liceum w Sosnowcu i już tam nauczyła się systematyczności.

Potem pomagała w lekcjach synowi więc – jak mówi – na poziomie gimnazjum poradzi sobie z każdym przedmiotem.

– Chemia i biologia nie sprawiają mi żadnego problemu, jak jest kłopot z matematyki, czy fizyki biorę książkę i razem z uczniem rozgryzam problem.

W kończącym się właśnie roku szkolnym pracowała z Tomaszem. Uczyli się tego, co akurat było potrzebne. Pracowała też z Asią. – Mam czasami niedosyt, bo wydaje mi się, że mogłabym wykrzesać z tych dzieci trochę więcej, ale ich bierność bywa czasami obezwładniająca. Nic im się nie chce, a przede wszystkim uczyć. A wtedy pozostaje tylko oddziaływanie dobrym przykładem. No więc pani profesor zawsze dotrzymuje słowa i na umówione spotkanie stawia się niezawodnie. – Obiecałam, że będę i jestem punktualnie – powtarzam im. – Obiecałam, że się pouczymy i ja jestem gotowa.

Dydaktyczne porażki też stara się przekuć w sukces. Jakiś czas temu miała pod opieką trójkę rodzeństwa. Odmawiali jakiejkolwiek współpracy. Więc zaczęła im – w przystępny sposób – opowiadać o rybach, bo nimi zajmuje się w pracy. Mówiła, jakich metod używa, żeby je dokładnie poznać.

– A potem dowiedziałam się, że dzieci jeszcze długo gadały o tych fajowskich rybach i chwaliły się kolegom, swoimi wiadomościami. Wyszło na to, że wiedza akademicka może się czasami przydać jako ostatnia deska ratunku.

Swoim podopiecznym profesor z UR poświęca godzinę w tygodniu. – Dla mnie to sama przyjemność – mówi. – Mam szansę przekazać młodym ludziom trochę tego, co wiem, a to z polskiego, a to z matematyki, a to z właściwego zachowania. To ziarenka, które mogą paść na dobry grunt i same wyrosną na piękne kłosy. Inne trzeba będzie dłużej pielęgnować.

Jola na przykład jest grzeczną dziewczynką, ale niezbyt zainteresowaną szkołą. Za to Justinem Bieberem jak najbardziej. – Próbowałam ją zachęcić do tłumaczenia słów piosenek śpiewanych przez tego popularnego wśród nastolatek piosenkarza. Nie miała ochoty.

Policjantka też pomaga

Ale nie jest tak, że korepetycji udzielają tylko nauczycielki. – Mieliśmy na przykład bardzo zaangażowaną panią polic­jantkę. Imponowała doświadczeniem w rozwiązywaniu życiowych problemów naszych podopiecznych – mówi Beata Krehlik z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. I nie może się nachwalić i tych jedenastu seniorów wolontariuszy z Jagiellońskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i tych, którzy –jak profesor Sokołowska – zgłosili się do pomagania na własną rękę.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski