Tadeusz Błażusiak jest ostatnio w świetnej formie Fot. Jonty Edmunds
SPORTY MOTOROWE. Tadeusz Błażusiak delektuje się zwycięstwem w pierwszej rundzie mistrzostw Ameryki Północnej w endurocrossie
W niedzielę gwiazdy koszykarzy Los Angeles Lakers Kobe Bryanta i Pau Gasola przyblakły, a uwaga kibiców skupiła się na 28-letnim Polaku, reprezentującym fabryczny zespół KTM. - Zwycięstwo nie przyszło mi łatwo, bo było widać, że każdy "cisnął" na 110 procent możliwości. Czułem dość duże napięcie, bo przecież w ostatnich latach wygrałem prawie wszystkie zawody tej rangi. Powiedziałbym nawet, że byłem pod ostrzałem - przyznaje Błażusiak, aktualny mistrz świata w enduro halowym oraz po raz piąty z rzędu mistrz Erzbergu, najtrudniejszych zawodów górskich na świecie.
Już pierwszy wyścig eliminacyjny pokazał Błażusiakowi, że tym razem o złoty medal przyjdzie mu stoczyć bardzo ciężką walkę, bo zaliczył aż trzy upadki. - Nie da się ukryć, że występ w wyścigu ostatniej szansy nie był w planie - żartuje "Taddy". Mimo upadków w inauguracyjnym starcie Polak minął linię mety na trzeciej pozycji, ale do wielkiego finału kwalifikowało się tylko dwóch najlepszych zawodników. - To skomplikowało mi cały wieczór, bo w finale aż przez pół wyścigu przebijałem się z tyłu stawki na pierwszą pozycję. Zamiast z jednej z trzech pierwszych bramek, ja startowałem z trzeciej od końca - tłumaczy motocyklista.
Dodatkowo sprzymierzeńcem nowotarżanina nie była rampa, z której wszyscy zawodnicy ruszali do wyścigu. Powód był prosty - każdy rywal, zjeżdżając w dół, od razu osiągał dużą prędkość. - Gdy startujemy z płaskiego podłoża, mam na tyle szybki motocykl, że mogę z miejsca pociągnąć do przodu. Dodatkowo od razu trafialiśmy na wąską szykanę, ale widocznie o to chodziło organizatorom, by od początku było trudniej - ocenia gwiazda światowego enduro.
Motywem przewodnim trasy były przeszkody z drzew - od wystających pni po pocięte kawałki drewna. Do tego opony, basen z wodą i rozrzucone kamienie. Ta ostatnia przeszkoda pogrzebała szanse na zwycięstwo Amerykanina Geoffa Aarona, którego motocykl utknął w głazach, a zawodnik przeleciał przez kierownicę. Wtedy na prowadzenie wysunął się Błażusiak i sukcesywnie powiększał przewagę nad rywalami. Styl, w jakim 28-latek pokonywał przeszkody z kamieni, przypominał slalom kozicy po górskich głazach. - W Stanach Zjednoczonych mówią, że potrafię z dużą łatwością zmieniać ślad, czyli jeśli nawet przez pięć okrążeń jadę jednym torem, nagle dokonuję korekty i zmieniam koncepcję przejazdu. To było widać w tym fragmencie, bo Aaron wywrócił się na wewnętrznej, Mike Brown pojechał zewnętrzną częścią toru, a ja wskoczyłem na środek przeszkody i to zaważyło o objęciu prowadzenia - uważa Błażusiak.
Najbliższymi zawodami z udziałem mistrza świata będzie sobotnia impreza Red Bull X-Fighters w Poznaniu, ale tym razem "Taddy" wcieli się w specjalistę od zadań marketingowych. Zaraz potem znów wylatuje do Stanów Zjednoczonych. - W Waszyngtonie odbędzie się druga runda endurocrossu. Teraz mój kalendarz startów przyspiesza i do września będę rywalizował co dwa tygodnie - wyjaśnia Błażusiak.
Artur Gac
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?