MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siódmy triumf w historii klubu

MZ
Zwycięski zespół Lubania Maniowy Fot. MACIEJ ZUBEK
Zwycięski zespół Lubania Maniowy Fot. MACIEJ ZUBEK
W niedzielnym finale Pucharu Podhala, rozegranym na stadionie w Czarnym Dunajcu, maniowianie pokonali w rzutach karnych Jordan Jordanów. W regulaminowych 90 minutach wynik był remisowy 2-2.

Zwycięski zespół Lubania Maniowy Fot. MACIEJ ZUBEK

PIŁKA NOŻNA. Lubań Maniowy z Pucharem Podhala

Zanim rozpoczął się finałowy pojedynek, oficjalnie pożegnano sędziego Kazimierza Antolaka. Niedzielne spotkanie był jego 1539. i zarazem ostatnim w roli arbitra. - Po 22 latach trzeba sobie już dać spokój. Starość ma swoje prawa. Na pewno zostanie w pamięci wiele wspomnień. Pamiętam doskonale swój debiut w 1989 roku, kiedy przyszło mi sędziować mecz Jordana z SNPT Zakopane. Z kolei mecz, który najmilej wspominam, to półfinał mistrzostw Polski juniorów w 1996 roku, w którym Wisła Kraków grała ze Stalą Sanok. Szczególna atmosfera towarzyszyła rzecz jasna meczom derbowym, których kilka też miałem przyjemność sędziować czy to w Przemyślu czy w Rzeszowie - wspominał Antolak, który z rąk prezesa PPPN Dariusza Mazura i gościa specjalnego finału - jednego z najlepszych w historii polskich piłkarzy - Kazimierza Kmiecika odebrał pamiątkowy puchar.

Finałowi towarzyszyły fatalne, wręcz jesienne, warunki atmosferyczne. Padający - momentami obficie - deszcz i przenikliwie wiejący chłodny wiatr nie przeszkodziły jednak finalistom w stworzeniu ciekawego widowiska, które rozgrzało zziębniętych kibiców. Ze świetnej strony pokazali się zwłaszcza skazywani "na pożarcie" gracze Jordana, którzy zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami swojego trenera Jakuba Jeziorskiego zagrali bez jakiegokolwiek respektu dla dużo wyżej notowanych rywali i byli o krok od sprawienia niespodzianki. Zabrakło im do tego 6 minut.

To jednak maniowianie pierwsi groźnie zaatakowali. W 5 min Komorek wbiegł z prawej strony w pole karne, ale jego strzał obronił Sitarz. W odpowiedzi, w 9 min, z 20 metrów z rzutu wolnego uderzył Mastela i Okręglak z olbrzymi trudem sparował piłkę na rzut rożny. Podobnie zachował się golkiper Jordana w 23 min, kiedy z ponad 40 metrów próbował go zaskoczyć Waksmundzki. Po pół godziny gry coraz wyraźniej na boisku dominował Jordan. Dwukrotnie Lubania ratował Okręglak. Najpierw, w 29 min, mimo rykoszetu zdołał obronić strzał Karkuli, a w 37 min nie dał się zaskoczyć Wróblowi, który strzałem tuż zza pola karego sfinalizował piękną, koronkową akcję swojego zespołu. 2 min później Jordan dopiął jednak swego. W zamieszaniu pod bramką Lubania najwięcej zimnej krwi zachował Tyrpa i z 5 metrów umieścił piłkę w siatce. Lubań momentalnie ruszył do ataku i po minucie był już remis 1-1. Rajd na prawym skrzydle przeprowadził Sral, który będąc przy linii końcowej dograł na 11. metr do Hałgasa, a ten uderzył nie do obrony.

W drugiej połowie gra długimi momentami toczyła się w środku pola. Częściej piłką operowali maniowianie, ale mieli problemy z przedostaniem się w pole karne Jordana. Ten z kolei nastawił się na kontrataki i w 74 min jeden z nich ponownie dał mu prowadzenie. Karkula dograł piłkę na wolne pole do Motora, ten wygrał pojedynek biegowy z Babikiem i przelobował wybiegającego z bramki Okręglaka. W 82 min znów był remis. W polu karnym dosyć przypadkowo faulowany był Hałgas, a "jedenastkę" na gola zamienił Waksmundzki. Chwilę później Lubaniowi wygraną w normalnym czasie gry mógł zapewnić Komorek, ale świetnie w starciu z nim zachował się Sitarz.
Zgodnie z regulaminem wynik remisowy oznaczał, że zwycięzcę wyłonią rzuty karne. Zaczęło się świetnie dla Jordana, bowiem w pierwszej serii w poprzeczkę trafił Krzystyniak, a szansy nie zmarnował Hodana. Potem swoje próby wykorzystali Hałgas i Karkula. W trzeciej parze Górecki pokonał Sitarza, a Gawroński uderzył wysoko nad poprzeczką. Nie pomylił się również Ciesielka. Próby nerwów nie wytrzymał za to Mastela, który uderzył wprost w środek bramki i Okręglak bez problemu złapał piłkę. Po chwili gol Waksmundzkiego dał Lubaniowi ostateczne zwycięstwo.

Zwycięski zespół oprócz okazałego pucharu odebrał także ufundowany przez firmę "Dido Sport" braci Wojciecha i Rafała Siutów czek w wysokości 1600 złotych.

MACIEJ ZUBEK

Jordan Jordanów - Lubań Maniowy 2-2 (1-1), rzuty karne: 2-4

1-0 Tyrpa 30, 1-1 Hałgas 39, 2-1 Motor 74, 2-2 Waksmundzki 82 z karnego. Karne: Hodana, Karkula - Hałgas, Górecki, Ciesielka, Waksmundzki. Sędziowali Kazimierz Antolak, Jerzy Drabik, Antoni Kostrzewa. Żółte kartki: Romaniuk - Okręglak, Górecki. Widzów 800

Jordan: Sitarz - Hodana, Turchan, Romaniuk, Ferek, Pietrzak, Wróbel (58 Gromczak), Karkula, Tyrpa (69 Czubin), Motor (83 Gawroński), M. Mastela.

Lubań: Okręglak - Mikoś (46 Anioł), Babik, Górecki, Komorek, Krzystyniak, Hałgas, Sral, Kurnyta (66 Ciesielka), Firek (76 Gorlicki), Waksmundzki.

Pod szatnią zwycięzców

Bronisław Jabłoński, kierownik Lubania:

- Cieszymy się ze zwycięstwa, choć nasza gra daleka była od tej, na jaką nas stać. Ciężko dopatrywać się przyczyn naszej słabszej postawy. Nie można ją tłumaczyć brakiem kilku podstawowych zawodników, bo i bez nich powinniśmy zagrać w tym meczu dużo lepiej. Na pewno w jakimś stopniu na naszą grę wpływ miała fatalna pogoda, jak i wąskie boisko. Nie popisał się nasz bramkarz, zwłaszcza przy drugiej bramce. Brakowało na naszej ławce trenera Marka Żołędzia, którego zatrzymały uroczystości rodzinne.

Rafał Waksmundzki, pomocnik Lubania:

Było ciężej niż sami się spodziewaliśmy. Jordan wysoko zawiesił nam poprzeczkę. Walczył bardzo twardo na całym boisku i umiejętnie wybijał nas z rytmu. Nam ciężko było odnaleźć się na tym boisku, które przede wszystkim było dużo mniejsze niż te, na których rywalizujemy w lidze. Było bardzo ciasno i trudno było przeprowadzić jakąś akcję skrzydłami, co zazwyczaj jest naszą mocną bronią. (MZ)

Pod szatnią przegranych

Stanisław Kawula, prezes Jordana:

- Na pewno nie mamy czego się wstydzić. Byliśmy bliscy sprawienia sporej niespodzianki. Dwukrotnie obejmowaliśmy prowadzenie, ale to okazało się za mało. W karnych zabrakło nam chyba przede wszystkim opanowania. Chłopcy chyba za mocno się "przypalili". Przegraliśmy, ale nie ma powodu do smutku. To był najlepszych w historii klubu sezon i mam nadzieję, że te najbliższe będą przynajmniej tak samo udane.

Jakub Jeziorski, trener Jordana:

- Czujemy spory niedosyt, bo była duża szansa na zwycięstwo. W pierwszej połowie gra była w miarę wyrównana, ale to my mieliśmy więcej okazji. W drugiej uważam, że przewaga była po naszej stronie. Niestety, przypadkowy rzut karny pozbawił nas wygranej. Co do serii "jedenastek", to są one już loterią. Szczęście sprzyjało rywalom. Tym meczem dowiedliśmy jednak, że nasza dobra gra przez cały sezon i wysokie, trzecie miejsce w lidze nie było dziełem przypadku. Dowiedliśmy, że stać nas na grę jak równy z równym z mocnym rywalem. (MZ)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski