MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skąd my to znamy?

Ryszard Niemiec
//Preteksty// Kiedy to się zaczęło? Redaktor Marek Kęskrawiec w edytorialu „Dziennika Polskiego” z 17 bm. pisze o oburzającym go wazeliniarstwie współczesnych dziennikarzy mediów publicznych, a ja przypominam propagandę sukcesu, co na jedno wychodzi…

Glebą, na której najpierw rozkwitła uniżoność wobec władzy politycznej był sport, a osobliwie futbol. Oto 30 marca 1971 roku wydobyto – po siedmiu dniach od zawału w kopalni – górnika Alojzego Piątka. Pierwszymi słowami, jakie ponoć wypowiedział, było pytanie o wynik meczu Górnika („a jak grał Górnik?”). Po wygranej 2:0 z Manchesterem City klubowa delegacja (Lubański, Oślizło, prezes Gładych, kierownik Loska) odwiedziła go w szpitalu; po niej ruszyła sztafeta działaczy partyjnych i administracyjnych.

Formował się przekaz adresowany do społeczeństwa, że sukcesy w sporcie żywo interesują Polaków, nawet tych na granicy życia i śmierci, wpływają pozytywnie na „jedność moralno-polityczną narodu”, wykazują wyższość systemu socjalistycznego nad kapitalizmem. Pisano i mówiono o dobroczynnym wpływie sukcesów na wzmożoną aktywność produkcyjną załóg pracowniczych („gdy Górnik wygrywa, wzrasta wydobycie w kopalniach”), spadają wskaźniki zjawisk patologicznych…

Na zwycięzców sypały się ordery, I sekretarz i premier rządu PRL przyjmowali ich na salonach Belwederu, narodził się zwyczaj wpisywania na listy posłów do Sejmu gwiazd wyczynu. Wystarczył remis (bez bramek) z ówczesnym mistrzem świata, drużyną RFN, by piłkarze zaraz po meczu inaugurującym mundial 1978 dostali depeszę od Edwarda Gierka, który gratulował w imieniu narodu! Mecz ten, podobnie jak wygrana drużyny Adama Nawałki, o niczym nie decydował, a już powodował patetyczne akordy wygrywane na instrumencie, jak byśmy dziś powiedzieli… rozbuchanego PR-u.

Kto pamięta o tamtych „przegięciach”, tego musi denerwować lub śmieszyć powracająca melodyjka podpinania się polityków pod sukcesy sportowców i co gorsza: sztuczne kreowanie wygranej, która może „pozostać prestiżowym epizodem, mającym znaczenie wyłącznie statystyczne” (słowa Zbigniewa Bońka).

Przykład prezydenta Bronisława Komorowskiego, przywołany przez Marka Kęskrawca, budzi rzeczywiście zakłopotanie. Jemu akurat nie przystoi nierozróżnianie proporcji. Nie mają bowiem uzasadnienia wizyty reportera TVP w Pałacu Namiestnikowskim, po to jedynie, aby podkreślić, że głowa państwa kibicuje, cieszy się ze zwycięstw i dostrzega krzepiącą rolę sukcesów w budowaniu dumy narodowej. Precedens w jawny sposób zahacza o teledemokrację, uprawianą we Włoszech czasów Berlusconiego. A że dla Berlusconiego nie ma żadnej różnicy w kierowaniu stacją telewizyjną, klubem piłkarskim (Milan), czy nawą państwową, pozostaje pytanie o rolę dziennikarzy w takim systemie. Stojąc w służalczej postawie wobec sprawujących władzę, stając się ich tubą i narzędziem doraźnego oddziaływania propagandowego, przekształcają się w podklasę polityki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski